Piwnica Pod Kominkiem

Do tego pojemnego, acz ukrytego i z zewnątrz dość niepozornie wyglądającego lokalu trafiam na urodziny przyjaciół. Choć na mocy ustaleń z właścicielem, kuchnia jest tego dnia otwarta do późna, a dla naszej grupy została wydzielona osobna sala, jemy rzeczy z karty i mogę powiedzieć o nich oraz obsłudze dwa słowa. Na miarodajną opinię niech składa się fakt, że była to sobota wieczór, ostatni weekend karnawału. Obsługa miała przez cały wieczór uśmiech na twarzy, czuliśmy się jak pod dobrą opieką. Była okazja zamienić dwa słowa z kucharzem i wymienić luźniejsze uwagi na tematy niezwiązane stricte z gastronomią. Fajnie, że mają tu tak elastyczne podejście do klienta i potrafią też nakarmić. Piwnica wydaje się dość obszerna i stylowo urządzona, dla mnie paradoksalnie plusem jest także brak zasięgu na dole, co spowodowało, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie rozładowałem telefonu przy kolacji.

Pod Kominkiem specjalizuje się w daniach polskich, znajdziecie więc tu w karcie szeroki wachlarz pierogów, tatara, kaczkę, wołowinę i inne klasyki naszej kuchni. Jako, że jest nas spora grupa, była okazja spróbować sporo. Sam jadłem oscypka grillowanego z żurawiną oraz policzki wołowe z ziemniaczanym puree, zielonym groszkiem i sosem demi-glace. Porcja oscypka była w sam raz, był to duży serek owczy pokrojony w plastry, miła odmiana dla znanych mi ze świątecznych jarmarków oscypków w wersji mini. Policzki były smaczne - spora porcja, mięso miękkie i o aksamitnej konsystencji. Pojawiały się jakieś drobne nieścisłości w postaci żyłki tłuszczu, czy ścięgien, ale nikt nie grymasił. Nasze towarzystwo sprawdziło po kolei barszcz czerwony z uszkami, pierogi w kilku odsłonach, tatara i wszystko znikało z talerzy w dość szybkim tempie. Jeśli dodam, że obsługa nadąża za jakością jedzenia, to miejsce można polecić innym. Nie jest wytwornie, raczej konserwatywnie w men, ale na pewno lepiej niż w niejednej karczmie głównie dla turystów.

W pełni mogę polecić restaurację – bardzo miła obsługa, świetna aranżacja, choć w restauracji panuje półmrok, może dlatego że ulokowana jest w podziemaiach, ale idealna okazja na romantyczną randkę.Mogę polecić krem ze świeżych pomidorów podawany z bazylią oraz grzankami czosnkowymi choć nie przepadam za czosnkiem (10 zł) oraz grillowaną karkówka z zapiekanymi ziemniakami oraz gotowanymi warzywami w sosie z czerwonego wina (28 zł). Ten ostatni zestaw nazywa się Smok Wawelski – choć do wzgórza Wawelskiego trochę daleko, a sama restauracja jest na ul. Brackiej – więc rzut bumerangiem od rynku (jakieś 80 metrów) Obsługa bardzo sympatyczna, a czas przygotowania potraw akuratny.
Ceny znośne jak na centrum Krakowa.