Do Aqua e Vino, istniejącego na Starym Mieście od wielu lat i prowadzone przez dwóch sympatycznych, spolszczonych już nieco Włochów, trafiam w towarzystwie zafascynowanych tym miejscem przyjaciół. Organizują tam regularne spotkania na rodzinne okazje, chwalą czwartki z owocami morza, bez trudu więc daję się porwać w tę kulinarną podróż, tym bardziej, że dary mórz trafiają tu świeże prosto z Wenecji. Dużo sobie obiecuję, wszak to podobno najlepsza włoska restauracja w Krakowie. Cóż, jeśli tak, to trafiłem chyba na odrobinę słabszy dzień kucharzy, co nie znaczy jednak, że nie znają się oni na rzeczy.
Karta win zawiera naprawdę dobre propozycje koloru czerwonego, my jednak z racji na to, co będziemy jeść, decydujemy się na biały kupaż poprzedzony karafkę frizzante. Oba wina są lekkie, stołowe, orzeźwiające i łatwe w piciu oraz konkurencyjne cenowo. Zabijamy oczekiwanie na jedzenie czekadełkiem - domowym pieczywem, wypiekanym na miejscu, z oliwą i balsamico. Zaczynam od ośmiorniczek baby smażonych na maśle z rozmarynem - przyjemna porcja miękkich owoców morza podanych w smacznym sosie z gałązką rozmarynu na boku raczej w formie dekoracyjnej. Zioła nie są wyczuwalne, ale do tej przystawki ciężko się przyczepić, to bardzo dobry wybór. Później zamawiam pastę - czarne spaghetti barwione sepią z owocami morza w sosie pomidorowym. Z nim mam problem, bo choć makaron jest al dente, a krewetki, mule i ośmiorniczki smaczne, całość jest zdecydowanie za słona. Sól w zasadzie zabija smak sosu, słodkość pomidorów, trudno skupić się na czymś innym, niestety to pudło.
Przyznaję, że mimo zjedzenia całej porcji, z winem popijanym na bieżąco, nadal miałem na coś ochotę. Domawiamy więc crostini w 3 odsłonach (pomidory, grzyby, mozarella) oraz zapiekankę jagnięcą do podziału. Zapiekanka jest smaczna, podana w małej ceramicznej foremce, mięso to prawdopodobnie łopatka, aromatyczne i dające się zapamiętać. Crostini nierówne - pomidorowe godne polecenia, z grzybami do zapomnienia, z serem przeciętne. Od właściciela dostajemy także deskę wędlin i są one naprawdę pyszne. Włoskie prosciutto, salami skropione lekko oliwą z domowymi oliwkami sprawiają, że na deser w zasadzie nie mamy już miejsca. Wieczór przyjemnie dopełnia kieliszek robionego na miejscu świetnego limoncello oraz - jako, że na deser ma się osobny żołądek, prawda? - lody zapiekane z orzechami włoskimi są poprawne, natomiast porcja na tyle niewielka, że nie nokautują nas zupełnie. Wrócę na inny makaron i lokalną wariację na tiramisu, które poleca mi koleżanka jako jedno z nielicznych w mieście, nie podawanych w pucharku. Przez ten wieczór opiekowała się nami i przyjmowała nasze uwagi bardzo miła i sympatyczna kelnerka. Będę też miło wspominał ciepły i elegancki wystrój tego miejsca, choć co typowe dla Krakowa, piwnica jest zupełnie pozbawiona zasięgu.
An error has occurred! Please try again in a few minutes