Nie zawiodłem sie :). Dużo słyszałem o Manekinie na poznańskich i nie tylko ulicach... od znajomych i ludzi postronnych, więc postanowiłem zaryzykować i na pierwszą wizytę wybrałem się sam, aby kiedyś przed znajomymi nie dać ciała, mówiąc, że jest super, a okaże się inaczej, ale "nie zawiodłem się". Oczywiście nigdzie nie jest tak, że człowiek zadowolony jest w 100% i u mnie nie było tak samo. Zadowolony, ale nie do końca. Wybrałem się do Manekina w środę akurat po zajęciach. Pierwsze, co wprawiło mnie w ogromny zachwyt, to wystrój! Każda sala inna, dekoracje, wszędzie było na czym "oko zawiesić". Ja wybrałem miejsce u góry na antresoli, skąd miałem świetnych widok na panie, które owe naleśniki przyrządzały. Obsługiwał mnie kelner (imienia nie będę zdradzał), był miły i uśmiechnięty, chociaż jak mi się wydawało, mieli dość spory ruch, jak na środek tygodnia, ale nie dało się po nim zauważyć, żeby był tym faktem zestresowany bądź niezorientowany w tym, co wykonuje. Zamówiłem naleśnika na słodko z marakują (pierwszy raz jadłem marakuję) z serkiem mascarpone i białą czekoladą, a do tego sos śmietanowy, który polecił mi kelner (później okazało się, że w ogóle nie był wyróżniający się w połączeniu z mascarpone), tak że lepiej samemu sobie dobierać sosy... Naleśnik sam w sobie był bardzo dobry, bo przypominał mi smak naleśników z dzieciństwa robionych przez mamę, a w połączeniu z marakują i dodatkami, które wymieniłem już wcześniej, po prostu bajka. Wziąłem do tego jeszcze dużą pepsi (szkoda, że nie ma Coca-coli) i herbatę czarną i tutaj pojawił się malutki niedosyt. Herbata podawana jest w kubkach a nie np. w dzbanuszkach, bo jednym kubkiem 150 ml nie ma jak się napić. Możecie nad tym pomyśleć. Po zjedzeniu poprosiłem o rachunek, który okazał się zaskakująco niski, co bardzo mnie ucieszyło, bo byłem bardzo najedzony i zadowolony. Na rachunek co prawda musiałem poczekać chwilkę dłużej, ale akurat nie przeszkadzało mi to.
Za pierwszym razem spodobało mi się tak bardzo, że postanowiłem, że zaproszę moją dziewczynę do Manekina na Walentynki, bo jest to naprawdę urokliwe miejsce na randkę. Chciałem zarezerwować miejsce, lecz niestety osoby pracujące tam oznajmiły mi, że nie prowadzą rezerwacji miejsc, co zdziwiło mnie, bo nie spotkałem się z miejscem, gdzie nie można zarezerwować miejsca. Więc wybraliśmy się walentynkowego dnia do Manekina. Kolejka, jaka spotkała nas przed drzwiami wejściowymi, była szokująca (ok. 25 osób), ale chcąc posiedzieć w ładnym miejscu, trzeba swoje wystać ;). Bardzo podobało mi się, że już w środku stała dziewczyna, która ubrana była jak Alicja z Krainy Czarów i wskazywała i odprowadzała ludzi do stolików. Można było odczuć, że mają poważne podejście do klienta. Zostaliśmy posadzeni w sali prawie, a w zasadzie - na końcu dolnego poziomu restauracji. Pani Alicja, bo tak postanowiliśmy nazwać panią wskazującą stoliki, od razu podała nam podkładki i karty, tak że zaraz po rozebraniu się z odzieży wierzchniej mogliśmy przystąpić do wybierania któregoś z wielu naleśników. Zainteresowało mnie spaghetti z kurkami, kurczakiem i rukolą, które postanowiłem wziąć, natomiast moja dziewczyna wybrała naleśnika z kurczakiem, żółtym serem i szpinakiem. Obsługiwała nas tym razem pani kelnerka. Na obsługę czekaliśmy trochę dłużej niż na miejsce, ale nie chcieliśmy sobie psuć humoru z racji Walentynek. Napoje dostaliśmy po niedługiej chwili i na jedzenie ku naszemu zaskoczeniu też nie musieliśmy długo czekać przy naprawdę intensywnym obleganiu Manekina, bo już po 30 minutach wszystko mieliśmy na stole. To przejdźmy teraz do jedzenia. Zaczniemy od naleśnika. Jak dla mnie proporcje szpinaku do kurczaka nie były dość dobrze dobrane. Duużo szpinaku, za to mało kurczaka. To mnie trochę zraziło, ale OK. Kolejnym daniem było moje spaghetti z kurczakiem kurkami i rukolą. Wszystko wyglądało megaapetycznie, ale już na pierwszy rzut oka zauważyłem, że kawałki kurczaka nie były zbyt dobrze wysmażone, a miejscami nawet różowawe. Makaron z sosem bardzo dobry, chociaż ja, szczerze mówiąc, sos beszamelowy, jaki był do tego, bardziej bym doprawił, bo był troszkę mdły. Po wszystkim musieliśmy czekać znowu trochę dłużej, aż ktoś podejdzie, posprząta i poda kartę ponownie, bo chcieliśmy zamówić deser. Jak już kelnerka podeszła, zamówiliśmy dwie szarlotki na ciepło z lodami waniliowymi. Desery otrzymaliśmy bardzo szybko, bo dużo pracy w nie nie musieli wkładać ;). Bardzo podobały mi się wzorki łyżeczki i widelczyka zrobione z kakao. W końcu przyszedł czas na rachunek. Za bardzo sytą walentynkową kolacje z daniem głównym, napojami i deserami zapłaciliśmy niecałe 70 zł. Na rachunek czekaliśmy trochę dłużej niż na pozostałe rzeczy, bo, jak się później okazało, w całej restauracji są tylko dwa terminale do płacenia kartą (bo akurat kartą płaciliśmy), co jest chyba nieporozumieniem... bo jeśli nagle 5 stolików chce zapłacić kartą, to co wtedy? ale oczywiście kelnerka nas przeprosiła. Podsumowując... Wystrój rewelacyjny! Idealne miejsce na spotkanie ze znajomymi i randki. Jedzenie ogólnie na plus, ale jednak trochę bym pozmieniał i na pewno dodał pieprzu w niektórych potrawach!! Nie oszczędzamy!! Obsługa b. dobra, bo nie powiem, że rewelacyjna, bo żeby kogoś czasami poprosić, trzeba było się naczekać. Jakość w stosunku do ceny...? Hmm... myślę, że jak na tego typu knajpkę jak najbardziej idealnie!! jednym słowem Polecam!!
An error has occurred! Please try again in a few minutes