Powiedzmy sobie jedno - to jedno z tych miejsc, które jest znane głównie z tego, że jest znane. I że wszyscy je chwalą. Przecież nie wypada nie pochwalić, skoro wszyscy chwalą. Ja nie pochwalę. Już przy telefonicznej rezerwacji nie obeszło się bez stękania i kwękania, że nie za bardzo są miejsca, ale po chwili wzdychania okazało się, że stolik na 2 osoby jest. Świetnie, jednak coś zjemy.
Po dotarciu na miejsce okazuje się, że nawet niektórym szczęśliwcom udaje się wejść z ulicy, ale lokal w istocie jest pełny i my zajmujemy stolik, który jest zwalniany na naszych oczach. Swoją drogą, zastanawiam się, czy goście, którzy zajmowali go przed nami, zostali wyproszeni i co by się działo, gdybyśmy się nie spóźnili tych 10 minut. Czy wtedy byliby wyrzuceni?
La Sirena to takie miejsce, gdzie nie czułam się mile widziana. Obsługa była niby miła, ale taka trochę "na odwal". Szczególnie odczułam to w momencie, kiedy zamawiając drinka, który nawet w karcie jest CZERWONY, a do tego nazwą nawiązuje do miłości (w końcu love potion), otrzymałam drinka w kolorze cytrynowej fanty i zapytałam, czy to ten drink. Kelnerka spojrzała na mnie jak na nienormalną i odpowiedziała, że to TEN drink, którego zamawiałam, love potion. Ani moje pytanie, ani kolor drinka nie wzbudziły w niej żadnych podejrzeń i nie wywołały pytania, czy wszystko w porządku. Mimo wszystko próbowałam i wydał mi się ohydny w smaku. Dopiero po chwili podeszła inna kelnerka, poinformowała mnie, że barman zapomniał dodać *czegośtam* i zanim zdążyłam się zająknąć, że przecież mówiłam, że jest trochę blady, szkło było zabrane mi sprzed nosa, a po chwili wrócił sam barman przeprosić, że źle wydał. Jemu akurat wybaczam, bo zdarza się, każdy jest tylko człowiekiem. Szacunek, że w ogóle poczuł się, podszedł i przeprosił. Ale podejścia kelnerki nie zrozumiem.
Kolejny paradoks tego miejsca to brak podstawowej - jak mogłoby się wydawać - meksykańskiej przystawki, guacamole. Pasta z awokado jest przeważnie wizytówką kucharza w meksykańskiej knajpie, bo ile smaków, tyle sposobów jej przyrządzenia i doprawienia,więc - siłą rzeczy - zawsze odkrywając nowy mały Meksyk, zamawiam właśnie to (oczywiście poza tym, że a) lubię guacamole i b) jest oporowo zdrowe). I owszem, w karcie stoi jak byk - guacamole z totoposami, ale okazuje się, że w niedzielne popołudnie (ca. godziny 16-17) skończyło się, nie ma i nie będzie. Kelnerka poleca odpowiednik z mięsem, ale to już nie to samo. Zamiast standardu, postanawiam pójść w wariant przygodowy i zamawiam ceviche z przegrzebków. I niby nie powinnam się czepiać, bo Meksyk musi być wyrazisty, nie może być nijaki, a i podano mi dokładnie to, co odnajduję w menu. No bo miało być marynowane w limonce i tequili? Miało i jest, aż do przesady. Miało być z pico de gallo? Jest. I do tego kilka miniaturowych totopos z niebieskiej kukurydzy. Jak dla mnie mogłoby ich być o dobrych kilka więcej. Nie że cała micha, ale powiedzmy chociaż objętościowo tyle chrupków, ile ceviche. Tak, żeby można było czymkolwiek zrównoważyć ten kwas. Pomidory w pico de gallo kwasowością niemal dorównywały ceviche. Żaden ze mnie szef kuchni, ale od kiedy marynata ma całkiem zabijać smak marynowanego-czegokolwiek? Ma go podkreślać. To tak jak make-up ma podkreślać urodę, a nie ją szczelnie przykrywać. Tutaj praktycznie jedynym przebijającym się smakiem był Kwas. Przez wielkie K.
Taquitos zamówione przez B. to mocny punkt programu, były smaczne, podobnie podana do nich salsa z zielonych pomidorów.
Dania główne - klasyka w postaci quesadilli z krewetkami i burrito short ribs były poprawne. Całkiem smaczny był sosik podany do quesy, ale całość bardziej "poprawna" niż "wow". Nie bylibyśmy niezadowoleni, gdyby nie panująca tu atmosfera i ogólny ścisk. Lokal jest całkiem klaustrofobiczny i ciasny. Nie jest przesadnie mały, ale naćkano tu stolików z wysokimi, barowymi stołkami, do tego linia stołków wzdłuż baru. W drugiej części sali, na prawo od drzwi znajdziemy kilka "normalnych" stolików, ale tu mam wrażenie, że to tylko dla większych grup. Jeśli przychodzicie we 2, liczcie się z tym, że nie będzie Wam wygodnie, o ile nie jesteście fanatycznymi miłośnikami barowych stołków. One są fajne do baru, do napicia, ale nie do jedzenie dwu- albo i trzydaniowego posiłku.
An error has occurred! Please try again in a few minutes