Wybierając się do Bubbles miałem pewne obawy, bo okolice Pl. Piłsudskiego nie kojarzyły mi się wcześniej ani z wybitną kuchnią, ani obsługą. Panowie w marynarkach szytych na miarę i panie w garsonkach raczej do jakości nie przywiązujący wagi okoliczne miejsca zapełniali wszak nie bacząc na stosunek jakości do ceny ani całościowe wrażenie z lunchu czy kolacji. Wpadł, wypadł, przyjdą następni. Tu jest zupełnie inaczej i choć nie pracuję w pieszej odległości od bąbelkowego raju, z przyjemnością wróciłbym tam z przyjaciółmi.
Na miejscu odkryłem w sobie, że o ile nie szczędzę grosza na dobre wino, kupno szampana w cenie 39zł za kieliszek nie przychodzi już tak lekką ręką. Mimo niespecjalnej skłonności do tak spontanicznej rozrzutności, daliśmy się porwać chwili, próbując wszystkich trzech szampanów dostępnych w karcie na kieliszki. W upalny wieczór ogródek był pełen gości, a większość z nich, pod fachowym okiem i opieką obsługi, delektowała się bąbelkami we francuskim wydaniu. Warto wspomnieć, że obsługa w Bubbles, na bazie mojego doświadczenia, jest pomocna i stroni od nadęcia. Przesympatyczny, uśmiechnięty pan, dyskretnie i zachęcająco proponuje kolejne przysmaki z karty. Nie naciska, raczej doradza, także grymaszącej osobie, która nie wiedząc co traci zarzuciła sobie restrykcyjną dietę, ale mimo to, znalazła się też w naszej grupie.
Każda przekąska czy danie główne, które pałaszujemy w trakcie kolacji, przyprawia nas o banan na twarzy. Jako czekadełko wjeżdża pieczywo z oliwą, a potem jest już tylko lepiej. Świetne są kurki w śmietanie, to wyjątkowo smaczna inauguracja sezonu. Fasolka z chorizo jest ostra, ale taka przecież powinna być. Bliny z łososiem i kwaśną śmietaną smakują jak świeżo robione na miejscu, a nie gotowe z masowej produkcji. Są pulchne i miękkie, dokładnie takie, jakie powinny być. Na przekór temu, co chcieliśmy zjeść, pan proponuje nam okonia morskiego i okazuje się to bardzo trafionym wyborem. Labraksa jemy jedynie z lekko blanszowanym jarmużem. Ryba jest pachnąca, zrobiona w punkt, podana z klarowanym masłem, w całości. Lepsze niż te jadane przeze mnie na paryskim Trocadero, są w Bubbles ślimaki z Mazur. Miękkie, aromatyczne, przyjemnie drażnią żołądek, bo nie jest to duża porcja. Jeśli dodam do tego, że lokal nie dolicza serwisu, tylko realnie na niego zapracowuje, a do rachunku podaje od firmy domową nalewkę z czerwonych owoców (uwaga, jest efekt wow, w końcu kieliszki wjeżdżają na stół schłodzone ciepłym azotem), dłonie same składają się do oklasków. Naprawdę nie spodziewałem się po tej kolacji tak wiele.
i żeby nie popaść w samozachwyt - nie mogłem dobić się do WC, wyglądało na to, że ktoś z kuchni nie zamknął drzwi i grzebał coś przy hydraulice. Aby uniknąć dziwnego efektu, można było zamknąć drzwi.
An error has occurred! Please try again in a few minutes