Zawsze lubiłam ulicę Radną. Mam do niej duży sentyment jeszcze z czasów studenckich, dlatego cieszę się, że powstaje tam coraz więcej ciekawych miejsc. Krótka to uliczka, ale z dużym potencjałem. Od ponad roku działa tam Veg Deli - miejsce jak sami o sobie piszą roślinne i bezglutenowe. Wielka była więc radość moje mamy (uczulonej na wszystko), że w końcu może zjeść na mieście i nie bać się o własne życie.
Było tuż przed Świętami. Na dworze średnio przyjemnie, zimno i ponuro, ale wystarczy przekroczyć próg Veg i sytuacja ulega diametralnej zmianie. Białe, ciepłe wnętrze. Wszędzie palą się świeczki, dużo zielonych ozdobników, jednym słowem miło. W karcie zgodnie z zapowiedzią zero mięsa, zero glutenu, co wywołuje rozczarowanie u Panów. No nic, nie wszyscy muszą być zadowoleni.
Jest nas sporo (w końcu to "rodzinne" spotkanie przedświąteczne), więc jest dużo zamieszania. Dwójka dzieci szaleje i dosłownie przemeblowuje restaurację. Dorośli gadają jeden przez drugiego, śmieją się, dyskutują nad wyborem dań... Klasyczni koszmarni klienci. Trafia nam się jednak opanowana Pani kelnerka, która przyparta do muru przez mojego męża w temacie curry, nadal zachowuje stoicki spokój.
Wybór pada na: glony wakame z ogórkiem, bambusem, orzechami nerkowca i mango, zupę tajską (akurat jest to zupa dnia), awokado z komosą ryżową znaną również jako quinoa, pomarańczami, pistacjami z dressingiem z limonki i kolendry, domowe kopytka z pieczoną dynią, szałwią i lawendą, oraz tort czekoladowy z chilli.
Jestem fanką glonów wakame i bambusa i to danie absolutnie podbija moje podniebienie. Dodatkowo mango, ogórek, orzechy nerkowca, sezam i sos sojowy tworzą idealną kompozycję. Jest to danie, dla którego byłabym skłonna jeszcze raz wpaść tam z wizytą. Zupa tajska nie zachwyca mojego męża. Jest chyba zbyt wodnista. Sałatka z quinoa i avokado jest dosyć mdła. Należą się jej jednak honory za pożywność. Kto zje cały talerz, jak mawiali Inkowie "matki wszystkich ziaren", długo jeszcze będzie czuł się najedzony. Dynia + szałwia w kompozycji z kopytkami jest w porządku, choć wydaje mi się, że w naszym przypadku kopytka ciut za długo miały kontakt z wodą. Naszą przygodę z wegańskim jedzeniem zamyka tort czekoladowy, który jest hmm, no właśnie jaki jest? Napiszę, że jest OK.
Fajnie, że powstają miejsca takie jak Veg Deli, choć wiem, że nie jest miejsce dla mnie. Dzięki mojej mamie i jeszcze kilku innym bliskim mi osobom (uczuleniowcom czy też niejedzącym mięsa z wyboru), rozumiem problem jakim jest jedzenie w knajpach, gdzie serwuje się pseudo wegetariańskie czy wegańskie dania. Są one takie tylko z nazwy, bo wiadomo, że na kuchni różnie bywa. Moja mama jest idealnym przykładem, że osoby skrajnie uczuleniowe w Veg Deli mogą jeść w pełni bezpiecznie.
An error has occurred! Please try again in a few minutes