Restauracja Meltemi powstała w czasie, gdy formował się węgiel, więc istnieje na rynku straaasznie długo i samo to jest jakąś wskazówką dotyczącą popularności knajpy, jakości usług i poziomu potraw.
Lokalizacja, z mojego prawobrzeżnego punktu widzenia jest fatalna, a sam lokal położony tak, jak większość lokali rodziny Kręglickich - sami byście tam nie weszli, bo ani to urocze miejsce, ani widok niespecjalny, ot, smutne zadupie w morzu blokowiskowej szarzyzny (jak ktoś uzna, że ten opis doskonale pasuje także do restauracji "Santorini" i zamkniętego już "Miradoru", to słusznie). Ale pierwsze wrażenie jest złudne, bo po wejściu otacza cię nagle wynętrze pięknej greckiej tawerny. Nic tu nie jest udawane, nic nie jest podróbką, wszystko wygląda autentycznie, grecko, porządnie, a jak nieporządnie, to jest to autentyczny grecki nieporządek, prosto z tawern Chani, Rethymno czy Paleochory.
O ile "Santorini" jest mocno gastronomicznie osadzona na greckim lądzie, serami, musakami, humusami, winami, o tyle "Meltemi" to knajpka w dużej mierze - acz nie wyłącznie - morska, rybna, pełna żagli, żaglówek, kalmarów, ikry, ryb, ośmiornic itd.
Co polecam? Jest bardzo dobra musaka, pyszne, acz kosmicznie drogie kotleciki jagnięce, gicz jagnięca w sosie cytrynowym i kilka innych potraw z jagnięciny - jest to niewątpliwie bardzo dobrze podana jagnięcina, co w Warszawie ciągle jest jakimś ewenementem. Niestety, nie ma w menu np. souvlaki z jagnięciny (chyba nie do dostania w Polsce), są - znakomite - z wieprzowiny. Kotopulo me haloumi, czyli faszerowane filety z kurczaka, to rzecz smaczna, acz banalna, ale na pewno ciekawym doświadczeniem będą psaronefri, czyli polędwiczki wieprzowe, w wariancie z sosem z kopru włoskiego i greckiej anyżówki, czy ouzo.
Pominęłam startery, choć jest w czym wybierać, ale naprawdę wolę np. dolmę z "Santorini", a nie z "Meltemi", jak mam jeść jagnięcinę, to dolmadakia może być bez niej - a tu właśnie jest z jagnięciną. Humus przywoity, tzatziki robię lepsze, a kolokitokeftedes bardzo smaczne, ale kaman, takie placuszki za 24 złote? :)
Na deser znowu wolę iść do Santorini, jest tam baklava, orgiastyczna bugatsa, a w Meltemi tylko jakieś genryczne lody, mus czekoladowy czy creme brulee, czyli jak wszędzie.
Ale atmosfera wynagradza ewentualne niedostatki., w dodatku miejsce jest przyjazne dzieciom; kiedy my tu byliśmy, była też pani opiekunka, która dzieciakami się zajmowała i było naprawdę fajnie.
Świetne miejsce na niezobowiązujący rodzinny obiadek w weekend, czy wieczór ze znajomymi, acz nie należy do tanich i posiłek dla dwóch osób z jakimś winem śmiało może przekroczyć 3 stówy, co - jak na lokal o statusie tawerny - jest sporo.
An error has occurred! Please try again in a few minutes