We wtorek miałam okazję z kilkoma świetnymi towarzyszami znaleźć się w Bardziej na Zomato Meetupie. Przyznam, że BARDZO ucieszyłam się na wizytę tu, bo od dłuższego czasu planowałam się tu wybrać. Od wejścia uderza genialny klimat miejsca - połączenie steampunkowo- pirackiej kryjówki z gabinetem alchemika sprzed epoki. Przygaszone światło i dobrze dobrana muzyka idealnie wpisują się w klimat tego niedużego baru.
Mieliśmy okazję spróbować tylu smaków w ramach jedzenia, jak i drinków, że aż nie wiem od czego zacząć. Może jednak od jedzenia. Ucieszyłam się widząc, że nasza uczta składać się raczej z niewielkich przekąsek, aniżeli większych dań, mogliśmy dzięki temu popróbować naprawdę wielu pozycji. Panowie też bez problemu zmodyfikowali dla mnie przekąski na wersję bezmączną, za co bardzo dziękuję. Na początek na stole pojawiły się zielone oliwki marynowane jakimś sekretnym sposobem, cu-do-wne w smaku, delikatne, jakieś takie zupełnie inne niż wszystkie. Następnie małże nowozelandzkie w wersji orzeźwiającej, z przeważającą nutą kolendry i limonki, wyborne i przyjemne do jedzenia nawet dla tych, którzy mają pewne obawy przed "smakami morza". Kolejny tapas to zaskakujące carpaccio z kalarepy z cytrusowo- tymiankowym winegretem, prażonymi pistacjami i czerwoną porzeczką - niesamowite jak te składniki idealnie ze sobą grają, świetna przystawka dla wegan. Następnie klasyczne kalmary z czarnym aioli - w porządku, przyjemnie chrupkie smażone małe sardele i krewetki duszone w małym garnuszku. Tym samym zakończyliśmy temat morskich stworzeń i "resetując" smak smażonymi boczniakami z karmelizowaną, lekko pikantną marchewką, która nadała im smakowego kopa, przeszliśmy do tapasów bardziej konkretnych. Kaszanka z Burgos zapiekana z kozim serem, podana na konfiturze z czerwonej cebuli i syropie z pędów sosny to pozycja bardzo zdecydowana smakowo, ja niestety nie przepadam zarówno za hiszpańską morcillą, jak i kozim serem, ale dla amatorów takich aromatów będzie to ciekawa sprawa. Kiedy byliśmy już u granic naszych możliwości na stole pojawiła się delikatna w smaku hiszpańska tortilla, z lekko ściętych jajek i aksamitnych ziemniaków z sosem aioli oraz zapiekane chorizo z papryką, jajkiem i dojrzewającym serem. Obie te pozycje były dość konkretne, klasyczny comfort food. Świetnym zakończeniem był bazyliowy, puszysty sernik z białą czekoladą i cytrusową pianką na wierzchu, a rozrzucony czerwony pieprz nadał niesamowitego kopa całości, koniecznie tego spróbujcie.
Całym oddzielnym rozdziałem były serwowane tej nocy drinki. W Bardziej rezydują prawdziwi pasjonaci alkoholowych eksperymentów, wiele składników jest robionych na miejscu, a co też ważne dla mnie - stawiają na niemarnowanie składników - jeśli w jednym drinku używane jest białko, w drugim kreatywnie wykorzystują żółtko, bardzo ekologicznie 🙂
Na samym początku zostajemy poczęstowani domowym, ziołowo-winnym szprycerem nazwanym No.1 i mimo, że zazwyczaj nie jestem fanką gorzkawo-ziołowych aromatów to ta propozycja bardzo mi smakuje i myślę, że będzie idealna na lato. Później próbuję autorskiego drinka Buntownicy z Bounty, bazującego na domowym likierze kokosowym, liczi i kordiale z palonych skórek limonki i muscovado. Idealnie mój smak, odrobinę żałuję, że w drinku jest duża ilość lodu, bo chętnie poczułabym bardziej skoncentrowany aromat tego koktajlu. Pozostając przy autorskim, pirackim menu mam okazję skosztować jeszcze Wspomnienie Wysp Korzennych na ciemnym rumie, piwie imbirowym, z gałką muszkatołową, chilli i czarnym pieprzem - tutaj smak jest już bardziej przypominający mi torfowość whisky, raczej dymne nuty. Razem ze współbiesiadnikami próbujemy nawzajem swoich drinków i chyba najbardziej zapada mi w pamięć pyszny Krnąbrny Ananasek. chętnie go zamówię następnym razem. Na sam koniec dostajemy jeszcze deserową wariację na temat Kukułki - gęsty, słodki likier przypominający te cukierki o uroczej nazwie.
Jakby tego było mało mamy okazję uczestniczyć w warsztatach robienia własnego bitteru. Wąchamy różne tajemnicze ingrediencje w słoikach i wybieramy własną kompozycję, super sprawa. Dodatkowo pan Bartek Konieczny - szef baru opowiada nam tysiące ciekawych rzeczy o recepturach, nalewkach, a pan Adam Kolanowski przedstawia wnikliwie historię każdego z prezentowanych w karcie koktajli.
Naprawdę fantastyczny wieczór, ze wspaniałym towarzystwem. Ilość ciekawostek jakie usłyszeliśmy od szefów baru, jak i od sympatycznego właściciela przerosła najśmielsze oczekiwania i czuć w tym co tworzą wielką pasję i serce. Klimat lokalu, świetne jedzenie oraz drinki i steampunkowe wnętrze (te krany w łazience, te lampy! ❤️) sprawiły, że bez wątpienia jeszcze tu wrócę! Dzięki Zomato 🙂
An error has occurred! Please try again in a few minutes