Do wizyty we Florentin zbierałem się dość długo i miałem w związku z kolacją w tej restauracji spore oczekiwania. Miłe towarzystwo, środek tygodnia i pierwszy ciepły wieczór od dłuższego czasu. Nieco ubolewam nad faktem, że Florentin, choćby na dziedzińcu hotelu Indigo, nie ma nawet małego ogródka. W lecie będę jednak preferował lokale, gdzie można skonsumować coś na świeżym powietrzu, a wszystko, co zjadłem i wypiłem aż prosi się o powtórkę z rozrywki. Tego wieczoru nie rozczarowało mnie prawie nic. Dążąc do perfekcji powiem jedynie, co moim zdanie mogło zagrać lepiej. Ale wrócę, szybciej niż myślałem, bo to bez dwóch zdań miejsce niebanalne.
Znalezienie wejścia do lokalu wcale nie jest taką łatwą sprawą, trzeba zignorować domofon i pomocować się z dość ciężkimi drzwiami. Po wejściu do lokalu to, co rzuca się w oczy to spora i pięknie zagospodarowana przestrzeń - dużo miejsca, wolnych stolików, wielki i nieźle zaopatrzony bar. Jednocześnie jest tu na swój sposób ciepło i przytulnie, w czym duża zasługa obsługującej nas przez cały wieczór sympatycznej kelnerki. Karta win, drinków, przystawek i sezonowych wariacji na temat szparagów jest potężna i imponująca. To samo można powiedzieć o daniach głównych, zarówno dla mięsożerców, jak i zwolenników vege. Zamówcie więc sobie dobry koktajl i oddajcie się lekturze, bo chwilę ten proces potrwa.
Koktajl o nazwie Briny Flower, podobnie jak Almodovar, są mocno alkoholowe, ciut bardziej niż się spodziewałem. To nie typowe longi, w szklance wypełnionej lodem i dopełnionej owocowym puree. Smaczne, rozgrzewające, ale jednak - mocno wytrawne. Passion for Martini na bazie ginu podszedł mi już znacznie bardziej, jest łatwiejszy w wypiciu, to samo można powiedzieć o Grande Nectarino (ostatecznie to mój faworyt), Spicy Route Daiquiri i Sesame Sip, który może w zasadzie stanowić samodzielny deser, podawany jest wspólnie z ciasteczkiem z sezamu, zawiera mleko i chałwę. Wypiłem 3 koktajle i tyle samo spróbowałem od koleżanki, wiem już, że w tym miejscu na drinkach się znają, warto jednak dopytać kelnerki, żeby uniknąć niespodzianek.
Zamiast dłużej miotać się między kolejnymi przystawkami, wybieramy zestaw mezze dla dwóch osób - to 4 różne pasty, w tym wypadku hummus, pasta z selera, puree z dyni jażmowej, pikantna muhammara i labneh. Jadałem w życiu lepsze hummusy, najbardziej smakowała mi pomidorowo-paprykowa pasta oraz ta z dynii. Wszystko podane z grillowanym pieczywem i pitą, ogólnie sympatyczny początek wieczoru. Z karty szparagowej bierzemy szparagi z krewetkami i granatem - porcja jest malusieńka, natomiast całość w smaku to prawdziwa poezja. Cudowny mus, miękkie krewetki, szparagi w dwóch kolorach pokrojone na połówki wzdłuż. Pięknie wygląda i tak samo smakuje.
Wybór dań głównych, jak wspomniałem, z uwagi na bogate menu także nie jest sprawą prostą. Czytałem dużo dobrego o policzkach wołowych z kaszą bułgur i pudrem z marchewki, dlatego jestem wierny swoim oryginalnym postanowieniom. Koleżanka wybiera natomiast stek z kalafiora, o którym tu i tam także czytałem sporo ciepłych słów. Zacznę od mięsa - miękkie, miejscami rozpadające się. Pyszny sos, kasza fajnie się łamie z resztą i przede wszystkim: ogromna porcja. Naprawdę, myślę, że mogłyby najeść się nią dwie osoby albo spokojnie mogłaby być znacznie mniejsza. Na myśl o sosie, ciągle mam banana na twarzy i aż żałuję, że nie było go proporcjonalnie tak dużo, jak samej wołowiny. Nie były to jednak najbardziej aksamitne policzki wołowe jakie jadłem w życiu i łyżką byście ich na pewno nie zjedli. Ale i tak na plus. Zaskakuje natomiast kotlet z kalafiora, który nie jest kotletem, a sporym kalafiorem. Oczywiście, fajne posypki, dodatki, warzywo al dente, ale spodziewałem się raczej czegoś innego, kształtu i kompozycji. Porcja jest na tyle duża, że w całości nie zostaje zjedzona. Do mięsa zamawiam kieliszek izraelskiego caberneta, który objętościowo, biorąc pod uwagę cenę (22zł) jest dość skromny. Znam jednak ceny win w Izraelu, więc niespecjalnie będę w tym temacie grymasił. Tania jest we Florentinie woda, choć skreślenie kwoty za butelkę Cisowiankę w karcie i dopisanie długopisem niższej, nie licuje z elegancją tego miejsca.
Po kolejnym drinku zaglądamy na listę deserów i decydujemy się na mus jerozolimski do podziału. To świetny wybór i porcja, którą można się podzielić, jeśli na deser nie ma się specjalnie miejsca. Jest tu i sól, i słodycz, granat, trochę sezamu. Razem z espresso dopełnia wieczór i globalnie nie zabija mojego budżetu. Wrócę na pewno, skosztować z karty portobello, cielęciny, jagnięciny czy troci. A może nawet i na szparagi.
An error has occurred! Please try again in a few minutes