Do restauracji Casablanca trafiliśmy na #Zomatomeetup na zaproszenie #ZomatoPL. Restauracja położona jest na Mokotowie, trochę na uboczu, pomiędzy biurowcami oraz osiedlowymi blokami. Wystrój przyjemny.
Kolację rozpoczęliśmy od przystawek. Podano nam „hiszpańskie krokiety, chilli, dymka, szynka serrano, aioli” oraz „ceviche, mleko tygrysie, chilli, czosnek, granat, czerwona cebula, kolendra”. Krokiety i sos aioli były bardzo dobre, lekko chrupiące, ale też tłuste, choć taka jest natura tej smażonej potrawy. Największym zastrzeżeniem był brak równowagi w smaku, część krokietów była bardziej słona, niektóre wręcz przesolone. Było to jeszcze bardziej wyczuwalne w smaku drugiej przystawki, czyli ceviche. Pierwsza partia, która wjechała na stół, była w miarę ok, choć sama ryba była zbyt mdła i miała lekko gumowatą konsystencję, ale dało się ją zjeść. Po tym jak druga partia została wypluta po spróbowaniu przez dwie osoby, nawet nie mieliśmy ochoty jej próbować. Pomimo, iż kelnerka twierdziła, że ryba była świeża a nie rozmrażana, mamy co do tego wątpliwości.
Jako główne dania podano nam: „polik wołowy, puree batat, pomidorki confit, kasza gryczana, marchew, jarmuż, demi glace”, „łosoś jurajski, czarna soczewica, fasola edamame, pak choi, sos wasabi” oraz „ragout z ciecierzycy, fenkuł, pomidory, kasza bulgur, jarmuż, granat”. Zacznijmy od polików. Były bardzo miękkie i rozpadające się, całkiem fajnie komponowały się z dodatkami. Ale było jedno „ale”, które dotyczy wszystkich dań głównych. Poliki nie miały wyrazistego smaku, w strukturze były świetnie przygotowane, ale oprócz struktury liczy się smak, a jego zdecydowanie tu zabrakło. Podobnie było w przypadku łososia, który był bardzo dobrze usmażony z chrupiącą skórką, ale znowu brakowało wyrazistości w smaku. Świetnym pomysłem był sos wasabi o konsystencji musu, był dobry, ale znów brakowało mu smaku (i koloru) wasabi! Jeżeli mielibyśmy coś doradzić kucharzom, to więcej odwagi. Nie bójcie się wyrazistych smaków, jeżeli zamawiam łososia z sosem wasabi, chcę poczuć smak wasabi i chociaż odrobinę jego mocy.
Przejdźmy do deserów. Do wyboru mieliśmy „mus kokosowy, sorbet cytrynowy, beza kardamonowa” oraz „mille feuille z ciasta kataifi, krem słony karmel, jabłko w czerwonym winie”. Mus był dobry, ale znowu to samo, brak równowagi w smaku. Biała czekolada, którą był oblany mus, całkowicie zdominowała smak kokosa, a w pokruszonej bezie ciężko nam było wyczuć smak tak lubianego przez nas kardamonu. Sorbet natomiast był prawdziwie kwaskowy. Najjaśniejszym punktem menu było mille feuille ze słonym karmelem. Było naprawdę super!
Ciężko jest się nam odnieść do stosunku cen do wielkości porcji, ponieważ kolacja, poza deserem, była podawana w półmiskach i nie wiemy jak wyglądają normalne porcje.
An error has occurred! Please try again in a few minutes