Jak to w przypadku nowych i ciekawych miejsc zwykle bywa, marketing szeptany spowodował, że i do mnie dotarła informacja o tym, że choć na Powiślu nie ma gwiazdek, karmią tam wyśmienicie. Zawsze przykuwają moją uwagę miejsca, które oferują "wine pairing", stąd na propozycję spotkania w tym właśnie miejscu, zareagowałem niemal entuzjastycznie. Bez Gwiazdek nie jest łatwo znaleźć, większość bywalców z tym blokiem i adresem skojarzy raczej restaurację z pizzą i kuchnią włoską. Wystarczy jednak krótki spacer dookoła bloku i już jest się na miejscu. Rezerwacja niezbędna, w środku tygodnia miejsce pęka w szwach i otwarte jest tylko w porze kolacji (zamknięte w niedzielę).
Obsługa jest rezolutna, od wejścia zwraca uwagę na gości, ma sporo do powiedzenia szczególnie o winie , ale też o jedzeniu. To bardzo mi się podobało, podobnie jak pewnego rodzaju elastyczność. W restauracji proponują wyłącznie opcję menu degustacyjnego składającego się z 4, 5 lub 6 pozycji, każdy z nas miał inne oczekiwania i apetyt. Ucieszyło mnie, że dla obsługi nie stanowi problemu serwowanie różnych opcji dla różnych gości siedzących przy jednym stoliku, choć później było trochę zamieszania i drobnych pomyłek. Ktoś dostał sztućce do dania, które nie należało do niego, boczek trafił do osoby, która go nie zamawiała itd. W ferworze walki zdarza się, więc rozumiem.
Sam konsumowałem wersję 5-daniową i pozycje, które miałem okazję konsumować uważam za nierówne. Dobre mają tu pieczywo z masłem, trzy rodzaje, w tym jedno własnego wypieku. Później brakowało mi powtarzalności. Seler z dynią i olejem dyniowym był płytki w smaku i raczej do zapomnienia. nacznie bardziej cenię dynię poddaną obróbce termicznej. Jeśli sezonowość w kuchni, to nie w takiej formie. Śledź fenomenalny - idealnie zrobiona ryba, fajnie dobrane dodatki, jak słonecznik bulwiasty czy aromatyczny wołowy wywar. Klasa. Dorsz bałtycki mi smakował, ale zdania były podzielone. Chylę czoła za kruchość ryby. Z kaczką mam ten dysonans, że kosztowałem tylko dwa kęsy i była ok, a najbardziej podeszło mi consomme z dodatkiem pomarańczy, ale inni nie mlaskali z zachwytu. Z kolei consomme przy dorszu wspólnie z cebulą przytłaczał nieco samego dorsza. Boczek sous vide był miękki i miał pyszną, chrupiącą skórkę, ale dodatki moim zdaniem mało trafione. Deser to lokalna wariacja na temat szarlotki, moim zdaniem przeciętna, bo kruszonka była zbyt spieczona i twarda. Słowem: sinusoida, na pewno bez dramatu, ale nie nazwałbym kuchni wybitną.
Podoba mi się to, że Bez Gwiazdek nie boi się eksperymentowania z winami i zamiast podawać wszystkim rioję, caberneta i wina z Francji, szuka inspiracji w Gruzji, na Węgrzech, a nawet w Polsce. Jedne wina smakowały mi bardziej, inne mniej, nie wszystkie uważam za idealnie dopasowane do posiłków, ale tu widzę w tym miejscu największy potencjał. Bo na winie się znają i chcą uczyć.
Niespodziewane schody zaczęły się przy płaceniu rachunku - była nas szóstka, jedna osoba musiała wyjść wcześniej, a reszta - co dla mnie normalne - miała ochotę płacić osobno. Przyznam, że coraz mniej lokali grymasi, kiedy dochodzi do takiej sytuacji, a za granicą oburzenie jest wręcz niespotykane. Tutaj usłyszeliśmy, że trzeba było poinformować o tym obsługę wcześniej. Problematyczny był dla nas rachunek, na którym pojawiło się mnóstwo pozycji, ale żadna z nich nie brzmiała "set menu plus wino". Szczepy, dostawcy, butelki, roczniki, kilometr papieru, z którego niczego nie sposób rozumieć. Plątanina informacji, zupełnie nieczytelna. Jak nam tłumaczono, to polityka księgowości, a nie właścicieli. Jednak uwagi obsługi w stylu "nie pracuję tu od wczoraj", "mam rozpisać na zestawy?" oraz teatralne wymachiwanie kalkulatorem nie licują z wizerunkiem miejsca, które aspiruje do kategorii fine diningu. Jak kupuje się samochód w salonie, na fakturze nie mamy napisanego producenta kół, felg, marki płynu do spryskiwaczy i tapicerki.Mmmm SkinnyFoodie Monika Rosłoniec Sara Moreno Monczi Wow
An error has occurred! Please try again in a few minutes