Dawno nie recenzowałem, więc czas co nieco nadrobić. :-) Od mojej ostatniej recenzji minęło sporo czasu, mapa gastronomiczna Warszawy się mocno zmieniła. Tulsi odkryłem niedawno, parę miesięcy temu, podczas szukania indyjskiej restauracji najbliżej mojego miejsca zamieszkania. Do mojego wieloletniego faworyta, (można się domyślić jakiego po wcześniejszych recenzjach) już rzadziej chodzę bo jednak trochę za daleko, trochę za drogo (pomimo sporej obniżki cen ostatnio – konkurencja) i klimat już nie ten sam po zmianie właściciela. Ponieważ indyjskie restauracje to jedne z moich ulubionych, z powodu ich atmosfery i aromatycznego, pikantnego jedzenia, od razu na wstępie zaznaczę, że w Tulsi mi się bardzo podoba, choć parę zmian bardziej zachęcających do częstszego bywania mile bym widział. Więc po kolei. Na początek wystrój. Drewnianie stoliki bez obrusów (obecnie raczej standard), na ścianach różne malowidła z motywami hinduskimi (może być), Duże okna przez które wpada światło słoneczne i widać na zewnątrz (całe szczęście – nie znoszę restauracji z zamaskowanymi oknami i półmrokiem, bo jest ponuro i nie można czytać). Z jednej strony spora biblioteczka z książkami, albumami o Indiach. Bardzo fajnie, bo umila spędzenie czasu jak się przychodzi samemu tak na wieczór. Jest też widoczny i spory kącik dla dzieci. W całej restauracji słychać dyskretną muzyczkę hinduską (na mnie działa uspokajająco) i unosi się charakterystyczna, aromatyczna woń indyjskich przypraw. Menu, jak zwykle w tego typu miejscach, obszerne. Pozycje jedzeniowe to ok. 250 pozycji bez deserów i napojów. Ale to norma. W Mecce hinduskich restauracji w Europie, Londynie, jest podobnie, bo ilość tworzą sosy w których się podaje potrawy. Na początek chrupiące placki papadam. Tu dostajemy 2 szt., w dwoma sosami, niestety płatne 5 zł. Przyzwyczaiłem się, że tę zakąskę się dostaje za darmo do np. piwa aby bardziej pobudzić apetyt a tym samym, dłużej pobyć. Trudno, nie jest to duży koszt, ale może warto rozważyć podanie 1-2 jako bezpłatny dodatek zachęcający, a jak ktoś sobie życzy to dodatkową porcję już płatną. Tym bardziej, że placuszki te są b. dobre i jedne z lepszych które jadłem. Na dania z pieca tandoor trzeba trochę poczekać – 30min choć w praktyce jest to trochę krócej. Z tym może być problem bo zamówiłem przekąskę z pieca i skończyło się na tym, że kelnerka podała mi najpierw danie główne. Mutton Sheek Kebab czyli mielona baranina pieczona na mieczu (28zł). Jak na mój gust, mięso za bardzo zmielone, prawie na pasztet choć dobrze przyprawione. Osobiście lubię, aby pomimo zmielenia strukturę mięsa było czuć, jak w hamburgerze. Aloo Gobi Masala (19zł) super, bo jest równowaga pomiędzy ziemniakiem i kalafioriem, a jak się poprosi to jest przewaga tego drugiego. Z reguły tak zamawiam, żeby się ziemniakami nie napchać i było miejsce na inne przysmaki. Chicken Tikka Masala – klasyczne danie kuchni brytyjskiej (!) :-) (28zł), bardzo kremowe i wyraziste, aż się prosi o zamówienie do niego chlebka naan. Nabieranie tego sosu chlebkiem to sama przyjemność. Podobnie jest z Fish Masala (24zł). Garlic Fish (24zł) ma z kolei wyraźnie wyczuwalny zapach i smak czosnku. Brawo, czosnek lubię ale często jest on albo przegotowany, bez smaku i aromatu, albo przepalony. W Tulsi, jako jedynej indyjskiej restauracji w Warszawie w której byłem, jest dostępny, obok masala i madras, również smak i ostrość vindaloo. Kolejny plus, choć już po tylu latach muszę trochę uważać bo ostrość jest „konkretna” :-). Można poprosić o podwyższenie ostrości wszystkich dań o jeden stopień np. z masala na madras. Jednak nie zawsze to się udaje i moim zdaniem lepiej zamówić „oryginalną” ostrość wyszczególnioną przy daniu. Chlebki naan – wszystkie są spore, świeże i jedne z większych, które miałem okazję jeść (6zł za zwykły, 10zł za garlic – bardzo przyzwoicie). Zwykły gotowany ryż, który zazwyczaj jest wysoko wyceniany, tu jest w granicach rozsądku – 6zł. Piwo, wyłącznie butelkowe. 9 zł za 0,5l krajowego, 15zł za czeskie IPA (trochę za dużo). Są też obydwa standardy indyjskie czyli Kingfisher (10zł – 0,33) i, moim zdaniem, lepsza Cobra (11zł – może być). Z innych alkoholi dostępne jest tylko wino. Obsługa jest OK, pomimo wpadek jak ta z daniem głównym przed przekąską z pieca tandoor. Z hinduską idzie trochę opornie dogadać się po polsku, ale po angielsku bez problemu. Obsługa polska się ostatnio zmieniła i pewnie trochę potrwa zanim nabędzie więcej wiedzy o kuchni indyjskiej, bo na szczegółowe pytania nie odpowie. Minusem są dania na wynos albo zamawiane. Tu jest loteria. Czasami są „uczciwe” tzn. ilość mięsa w jest właściwa, a czasami „wybrakowane” – 2-3 kawałki mięsa w całym pojemniku pełnym sosu. Ten fakt zmniejszył moją ocenę o 1 gwiazdkę. Nad tym wypadałoby popracować. Będąc na miejscu wszystko było w porządku. Reasumując: miejsce polecam, atmosfera fajna, dania w porządku, obsługa w sumie OK bo pomocna, ceny adekwatne.
An error has occurred! Please try again in a few minutes