Francuska piekarnia Paul pojawiła się w Polsce dosyć niedawno, usytuowana tuż przy ulicy Emilii Plater 53 w samym sercu Warszawy. Umówiliśmy się w niej na popołudniową kawę z moją bardzo dobrą znajomą. Chcieliśmy przede wszystkim spędzić miło czas, wypić dobrą kawę i spróbować smakołyków rodem z najlepszych paryskich cukierni. Paul zapowiadał się obiecująco, ale chyba nie do końca spełnił wszystkie moje oczekiwania. Wnętrze lokalu jest dosyć duże jak na fancy cukiernie (a jednocześnie piekarnie), której głównym celem jest sprzedaż ciastek. Tuż przy drzwiach znajduję się duża lada chłodnicza z uroczymi słodkości, przy której zdecydowanie możemy nacieszyć nasze "oko". Stoliki są tu głównie dwu i trzyosobowe. Dodatkowo ciągłą pracę cukierników możemy podglądać przez przeszkloną szybę znajdującą się na przeciwko drzwi wejściowych. Dzięki niej widzimy, że produkowane tutaj ciastka są dopracowywane w stu procentach, a cukiernicy w ich tworzenie wkładają całe swoje serce. Szczególne zainteresowanie wywołuje tu strój kelnerek (duża czapka cukierniczo-kucharska, biały kitel i zapaska). Według mnie Panie wyglądają w tych strojach uroczo, a zarazem bardzo profesjonalnie. Lokal przypomina starą francuską bibliotekę, również dużą rolę odgrywają tu drewniane meble i specyficzne tapety na ścianach. Generalnie wnętrze jest bardzo przyjemne i eleganckie. Karta menu jest tu bardzo dokładnie przemyślana, znajdziemy w niej świeżo wyciskane soki, aromatyczne wypieki i klasyczne francuskie przysmaki (naleśniki, kanapki ...) czyli wszystko to czym będą zainteresowani ludzie pracujący w okolicznych biurowcach (w drodze do swojej pracy lub w porze lunchu). Ceny są tu bardzo różne, wahają się w zależności od tego co wybierzemy. Jajecznice z dwóch jaj smażoną na maślę kupimy już za niecałe 12 zł, zaś za sałatkę z łososiem będziemy musieli zapłacić około 29 zł. Kilka minut po zajęciu miejsc, do naszego stolika podeszła obsługa i przyjęła nasze zamówienie. Wybrałam sok ze świeżo wyciskanych owoców, zaś Sebastian i Monika skusili się na kawę. Sok był smaczny, ewidentnie zostały do niego wykorzystane pomarańcze sokowe. Miał dużo miąższu, a zarazem był bardzo słodki. Tuż po zaserwowanych napojach, zaistniała nieco specyficzna sytuacja. Niestety pani kelnerka odrobinę się pospieszyła i na początku (tuż po napojach) zaserwowała nam ciastka zamiast dań wytrawnych. Doskonale zdawała sobie sprawę, że miejsce na naszym stoliku było nieco ograniczone (przez rozłożonego laptopa i aparat), a dodatkowo chyba znała poprawną kolejność serwowanych potraw. Mam nadzieję, że była to tylko jednorazowa wpadka... Wśród ogromnego asortymentu cukierniczego zdecydowaliśmy się na makaroniki w czterech smakach (5 zł/sztuka), tartaletkę cytrynową z bezą (15,90 zł) i eklerkę z czekoladą (12,90 zł). Makaroniki były przygotowane poprawnie, bo chyba tylko takie określenie tutaj pasuje. Niestety nie mogę o nich napisać nic więcej prócz tego, że ładnie prezentowały się na talerzyku. Liczyłam, że dodawany do nich krem będzie bardzo delikatny i aksamitny, a sam makaronik chrupiący, dzięki czemu z każdym kolejnym gryzem rozpłynie się w moich ustach. Delikatną porażką ze strony cukierników była również eklerka czekoladowa. Została zbyt przepieczona, przez co w swym smaku miała wyczuwalną nutę goryczy. Tego dnia chyba wyroby cukiernicze nie należały do najlepszych. Dosłownie kilka minut po spróbowaniu przez nas wszystkich ciastek, kelnerka przyniosła do naszego stolika dalszą część zamówienia. W sumie niezbyt spodobała mi się zaistniała sytuacja (ponadgryzane ciastka i stygnące dania wytrawne). Sądzę, że to w dużej mierze skutek stresu kelnerki, która miała wtedy swój pierwszy dzień w Paulu. Croque-monsieur (15,90 zł) to klasyczna francuska grzanka na bazie miękkiego chleba pain de mie z dodatkiem szynki, sera i śmietanki, która zdecydowanie tego dnia podbiła moje serce i zrehabilitowała mój niesmak po niezbyt udanych ciastkach. Sebastian zaś skusił się na Crepe complete (21,90 zł) - naleśnika wypełnionego szynką i indykiem, z dodatkiem sera emmentaler i jajka sadzonego. Według mnie zamówione przez nas propozycje na ciepło smakowały wybornie. Przyznam szczerze, że dawno nie jadłam tak dobrego ciasta naleśnikowego, które samo w sobie było bardzo cienkie, a zarazem elastyczne. Również w tym dniu kolejny raz utwierdziłam się w swoim przekonaniu, że klasyczne rozwiązania w kuchni są najlepsze, tak jak zaserwowane tu tosty czy naleśniki. Niestety według mnie (Sebastiana i Moniki) "Paul" musi jeszcze bardziej dopracować swoje wyroby cukiernicze, aby całkowicie mógł dorównać swoim rodzinnym piekarniom we Francji. Mam również nadzieję, że to miejsce zbiegiem czasu nieco bardziej rozbłyśnie i będzie mogło szczycić się swoimi wyrobami nie tylko w Warszawie, ale również w całej Polsce.
An error has occurred! Please try again in a few minutes