Przyznam szczerze, że przed wizytą w restauracji Mei na warszawskim Powiślu o kuchni koreańskiej wiedziałam tylko jedną rzecz – kimchi. Kimchi, którym zawsze kusiła mnie Jadłonomia i inne wegańskie blogi, a do którego od roku chyba szukam papryki gochugaru, bo nie lubię zamawiać jedzenia przez Internet (a poza tym w Warszawie to już powinno wszystko być :p). Więc leżała sobie głęboko w mojej głowie myśl o odkryciu pewnego dnia kuchni koreańskiej, ale czekałam chyba jak papryka gochugaru magicznie pojawi się w moich dłoniach. Ale niestety nie pojawiła się, a ostatnio zostałam zabrana do tej restauracji i co nieco się dowiedziałam i kuchni koreańskiej spróbowałam.
Bardzo smacznie.
Nie odwiedziłem jak dotąd wielu koreańskich knajpek ale co do tej miałem całkiem spore oczekiwania.
Gabarytowo na ok 15 os, zjednej strony niby lepiej niż blaszakowo-budowlany wystrój, z drugiej trochę jednak te klimaty, wzmocnione karteczkami na ścianie z numerami telenów do Macro i innych dostawców.
To jednak nieważne. Istotne było jedzenie a to było naprawdę pycha.
Ceny raczej wyższe niż wskazywać by mogło miejsce ale z pierwszym kęsem z luzem można o tym zapomnieć.
Bardzo miła i pomocna obsługa.
I' ll be back!
Kontynuując kulinarna podróż po smakach Korei w Warszawie zawitałam do Mei. Lokal jest malutki, i dość duszny w gorące dni a koreańskie grille pewnie tylko podnoszą temperaturę. Pani kelnerka bardzo miła, karta dość mocno rozbudowana, jest z czego wybierać. Na testy trafia ramen - bardzo smaczny! Idealnie wpasował się w moje smaki! Potem jest zupa z wołowina i pastą sojową - ciekawa pozycja, jednak może być nieco mdła dla osób potrzebujących większych doznań :) i na końcu wołowina bulgogi! Moim zdaniem pycha! Mięso jest miękkie,
Z słodkawym posmakiem. Do Mei z chęcią wrócę i wypróbuje inne Dania z karty, ceny jednak są dość wysokie :)
Autentyczne smaki, mięso bardzo miękkie i aromatyczne. Obsługa wzorowo opowiada o każdym daniu, zna całą kartę. Spore porcje, których nie można przestać jeść. Dodatkowo świetna zabawa z samodzielnym przyrządzaniem dań na palniku zamontowanym w stole!
This smallish restaurant at the Arkada market is valid proof that you don't need to be fancy schmancy to count as a great place. Had excellent kimchi jige accompanied by a glass of cold Ksiazece beer. My server, a helpful and professional young woman, did a great job making me feel welcome. So, Mei? You guys have another returning customer :)
Malutka knajpka specjalizująca się w daniach kuchni koreańskiej i japońskiej. Miejscówka dobrze przemyślana - tuż obok znajduje się Centrum Kultury Koreańskiej. Stoliki mają podłączone grille i wyciągi, co wygląda dość interesująco - pierwszy raz spotkałam się z takim wynalazkiem. Miałam ochotę na sushi i zamówiłam Philadelphia Roll (10 kawałków za 36zl) oraz zieloną herbatę. Sushi w smaku doskonale, ale rozpadło się i ciężko się jadło, bo wszystkie składniki wypadały juz po delikatnym poruszeniu sushi na talerzu. Obsługa ok, czysto i dość sympatycznie.
Bardzo miła obsługa, super klimat a co najważniejsze pyszne jedzenie - polecam z całego serca jeśli chcecie spróbować koreańskiej kuchni lub najlepszego sushi w mieście.
Mei zdecydowanie nie jest fancy restauracją, do której przychodzi się w płaszczu z norek i jest to jej duży plus - można się tam spokojnie rzosiąść i zjeść przepyszne rzeczy - moim faworytem są i będą zawsze Osam Bulgogi - idealnie ostre, pyszne i soczyste mięso z kawałkami genialnych kalmarów - rozpływa się to wszystko w ustach, a do tego porcja za 40zł wystarczy spokojnie dla 2 nieumierających z głodu osób. Nigdy jednak z chłopakiem nie kończymy tylko na tym daniu, bo wszystko jest tam tak smaczne, że ciężko się powstrzymać od zamówienia o wiele więcej niż jesteśmy w stanie zjeść. Jedyny minus miejsca jak dla mnie to sushi - próbowaliśmy raz i osobiście nie polecam, ale może akurat trafiliśmy na zły dzień, więc damy im jeszcze szansę. Na samą myśl o Osam Bulgogi cieknie mi teraz ślinka... ;P
Dość drogo, ale warto. Doskonałe koreańskie jedzenie, duży wybór pozycji. Na dania główne szczególnie polecam te, które możemy niejako przygotować sami przy stolikach z własnym grillem. Nie są to dania dla jednej osoby, ale pyszne. Miejsce mocno się przeobraziło jakiś czas temu, ale wciąż czuć, że kiedyś to była bardziej buda niż restauracja. Jak ktoś idzie do lokalu bardziej dla jedzenia niż klimatu, to nie powinno mu to przeszkadzać.
Z Markiem preferujemy kuchnię rodzimą, ale czasem wpadamy do "egzotyków". Ten lokal od razu wzbudza zaufanie, jest stylowy i kameralny. Dominują stoliki z wbudowanym grillem i oryginalnymi wężowymi wyciągami nad nimi. Trochę przypomina mi japońskiego Szoguna na Ursynowie, ale tam jest wyjątkowo celebrycko, ekskluzywnie, a tu jakoś swojsko, na luzie. Lokal pod okiem wielu klientów koreańskich, bo obok znajduje się Centrum Kultury Koreańskiej, zatem autentyczność i świeżość dań gwarantowana. Obsługa bardzo uczynna i uprzejma, zwłaszcza przy grillowaniu. Możemy polecić ostrą zupę Kimchi, a potem grillowane małe steki jagnięciny z kostką, albo marynowaną karkówkę. Grillowanie to sama przyjemność i sami regulujemy stopień wysmażenia mięska. Dla leniwszych i oszczędnych są tu zestawy obiadowe, np. w cenie 28-32 zł zupa plus zestaw sushi, albo w granicach 20-25 zł wybrane mięso /kurczak, wieprzowina, wołowina z ryżem , dodatkami i sosem. Do gorących dań najlepiej pić wódkę ryżową, lub herbatę. Wyjdziemy mocno nasyceni.
Wpadam tam coraz częściej na lunch - próbowałam dań koreańskich - wypadają dobrze, natomiast to, co mnie powaliło na kolana to sushi - zestaw z grillowanym łososiem. Tak pysznego, rozpływającego się w ustach łososia na nigiri nigdzie wcześniej nie jadłam. Plus za miłą i pomocną obsługę.
Zachęceni rekomendacją znajomych udajemy się do Mei większą grupą w poszukiwaniu nowych, koreańskich smaków. W przeciwieństwie do żarcia chińskiego, tajskiego czy innych azjatyckich wynalazków, kuchnia rodem z Korei ciągle w Warszawie raczkuje. Na wstępie zaznaczę, że to miejsce należałoby nazwać raczej barem niż restauracją. Jest gorąco, od grilli leja się z człowieka jak w tureckiej saunie, niby jest wentylacja, ale do szału daleko. Dodam, że w naszym przypadku poza nami w lokalu była jeszcze jedna grupa gości, którzy podobnie jak my - grillowali. Obsługa jest miła, stara się być pomocna, ale na ogólny odbiór miejsca nie ma to wielkiego wpływu. Fajnie, że można napić się w Warszawie soju, ale już dwa mainstreamowe lane piwa z kija i standar w butelce to jak dla mnie słabość tego miejsca. Gdybym chciał napić się takiego piwa, poszedłbym w kapciach do marketu. Brakuje konsekwencji i azjatyckich akcentów w karcie napojów, choć jest też choya i wino.
Jedzenie, które zamawiamy jest ogólnie ciekawe i smaczne, choć nie wszystkie pozycje są równe pod względem jakości. Bibimpap był tu lepszy niż np. w Miss Kimchi. Jagnięcina grillowana z grilla zupełnie jednak nie rzuca na kolana - ot, mięso z combra pokrojone w kotleciki, ale bez przypraw i głębszego smaku, czego nie zmieniają dodatki: sos, czosnek i olej sezamowy. Zupa z kimchi jest mało ostra, rzepa i sałatka z ogórka ciekawa. Sushi, które bierzemy na przystawkę - bardzo dobre. Krewetki są w porządku, miękkie i w aromatyczne. Kurczak zalany sosem - bez zachwytu. Karta jest długa i to, co łączy wszystkie w niej pozycje to jednak relatywnie dość duże porcje. Szkoda jednak, że wiele dań w menu jest dostępnych jedynie w opcji dla dwóch osób. Nie jest to najtańsze miejsce, ale spróbować można.
Mała ale bardzo smaczna knajpka. Zjemy to klasyki koreańskie jak bulgogi i inne, których nazw teraz nie pamiętam. Na stołach są miejsca na grille.Mająteż sushi - i to nie tylko w formie koreańskiej ale też klasycznej - tego jednak nie jadłem. Polecam dania mięsne i z grilla na stole.
W ramach zwiedzania Warszawy kulinarnej wchodzę do Mei w arkadach mostu Poniatowskiego. Kuchnia orientalna mało mi znana wiec zamawiam to co poleca obsługa. Zupa Ra ostra koreańska z makaronem i roztrzepanym jajkiem. Rewelacja !! Super doprawiona , polecam. Do tego rolka sushi tatar z łososia i krewetka w tempurze. Tatar bardzo dobry , krewetka troche za sucha ale ogólnie dobre. Polecam , knajpa mała a cieszy , bede wracał.
Znam Mei od bardzo dawna, w uzupełnieniu poprzednich recenzji dodam, że knajpa się rozrosła o dodatkową salę, latem dysponuje też ogródkiem.
Małe ascetyczne wnętrze wygląda jak typowa seulska rodzinna restauracja. W zasadzie zawsze można tam spotkać stołujących się pracowników pobliskiego Centrum Kultury Koreańskiej, a to coś znaczy. Szczególnie polecam coś co tam nazywa się Kurczak Gangnam, czyli yangnyeomtongdak - klasyczny koreański panierowany kurczak - nie jest pikantny, a miodowo orzechowy. Polecam też zdecydowanie tamtejszy remyon oraz champonguk - czyli pikantną zupę z owoców morza - poziom naprawdę wyśmienity. Nie zamawiałem tam nigdy sushi, ale znajomi również bardzo chwalili. Dla wszystkich, którzy cenią koreańską kuchnię jest to pozycja absolutnie obowiązkowa.
Rewelacyjna low-end'owa koreańska knajpka z oryginalnym koreańskim jedzeniem. Jest ramen i są tteokpokki, jest kimbap, topbap i huibap. Czasami są różne inne rzeczy, warto więc śledzić stronę knajpy na fejsie żeby wiedzieć co nowego Raemyun wymodził :) Smak jest identyczny jak w Korei, a kimchi chyba najlepsze w Warszawie. No i są pycha tteokpokki
O Mei słyszeliśmy wiele dobrego i chociaż tak blisko jakoś nie było okazji wypróbować - błąd! A nawet wielbłąd. Chociaż tak z zewnątrz, jak i w środku bardzo przeciętnie i ceny jakby nie przystawały do wystroju, to nie ma co się zniechęcać. Jedzenie jest genialne, a stosunek jakości do ceny właściwy. Najlepsza koreańska kuchnia w Warszawie, ale że koreańska to mało, bo pewnie najpyszniejsza azjatycka w ogóle. Próbowaliśmy klasyczne miso - niby tylko miso, ale zaskakujące smaczne - gorące i aromatyczne. Potem kimczi - wyborne, ostre, ale nie za pikantne, doskonale zakiszone. Na główne wybraliśmy bulgogi - bardzo smaczna cieniutko pokrojna i właściwie zamarynowana wołowina, no i objawienie makaron na ostro z surową rybą i warzywami. Niby makaron na zimno nic takiego, ale połączenie super świeżych surowych ryb, marynowanej rzepy, miksu sałat, dressingu sezamowego i klasycznej koreańskiej pasty chilli = hit! Porcje tak duże, że nie starczyło miejsca na deser ;) Do tego dochodzi przesympatyczna obsługa, więc nota prawie maksymalna. 0,5 w dół za ten przeciętny wystrój, ale to można pominąć. Na pewno będziemy wracać!
Pod mostem Poniatowskiego, w centrum handlowym Arkada o nieco przebrzmiałej sławie, w otoczeniu sklepów odzieżowych, kiosków, warzywniaków i pizzeri Da Grasso, wyrosła jakiś czas temu knajpka koreańsko-japońska. Pewnie nie zwróciłabym na nią większej uwagi, gdyby nie fakt, że położenie to świadczy jednak o pewności swoich umiejętności kulinarnych urzędującego tu kucharza. Zaraz obok znajduje się bowiem Centrum Kultury Koreańskiej, gniazdo klienteli wymagającej i za kuchnią ojczystą stęsknionej. Dać im szansę, pomyślałam i w końcu wpadłam na lunch.
Lokal jest maleńki, dwa połączone stoliki i kilka stołków barowych umieszczonych pod blatami zamontowanymi przy oknie, kilka dalekowschodnich elementów ozdobnych, to by było na tyle. Ale jest schludnie, czyściutko i za sprawą miłej, dwuosobowej obsługi, koreańskiego szefa kuchni i jego polskiej pomocnicy, bardzo sympatycznie.
Nastawiona byłam na kuchnię koreańską, marzyły mi się wołowe bulgogi albo pikantna zupa, szef kuchni kawałeczkiem nigiri z pieczonym łososiem na zachętę, skusił mnie jednak na opcję obiadową (od 12.00 do 16.00). Do wyboru mamy trzy zestawy sushi w cenach 28-32 zł, w dodatku wspomniana zupa miso, bogata w tofu i wakame oraz zielona herbata genmaicha. Wybrałam zestaw z pieczonym łososiem (32 zł), który składał się z sześciu sporych nigiri z grillowanym łososiem, skropionych delikatnie słodkim sosem, sześciu dużych łososiowych Californii
i sześciu klasycznych, jednoskładnikowych maków wypełnionych również łososiem, a nie tam jakąś rzepką czy ogórkiem. Do tego w prezencie od szefa kuchni ślicznie zwinięty i udekorowany kawałek łososiowego sashimi. Porcja spora, dopieszczona, świeżością wiejąca i co najważniejsze, pyszna. Kucharz wiedział co robi kusząc na zestaw sushi, zgodnie z maksymą "apetyt rośnie w miarę jedzenia", marzą mi się teraz kąski koreańskie. Zwłaszcza, że po zajrzeniu na fb stronę dowiadujemy się, że można tam czasami dopaść świeże ostrygi albo inne specjały spoza karty.
W trakcie mojej wizyty nie pojawili się inni klienci, mam jednak nadzieję, że bliskość Centrum Kultury Koreańskiej pomoże utrzymać się na rynku tej miłej knajpce. Trzymam kciuki.
An error has occurred! Please try again in a few minutes