4.0... Za stosunek jakości do ceny i za miłą niespodziankę, jaką okazało się to wyjście.
Zarezerwowaliśmy stolik na 20:00, bo wymaga tego nasza świeżutka karta zniżkowa. Dotarliśmy na miejsce o czasie - jak nigdy - ale chwilę zajęło nam znalezienie restauracji - mieści się na piętrze pawilonu handlowego, którego w życiu nie podejrzewałam o lokale usługowe wewnątrz, a tym bardziej na kondygnacji innej niż równej ziemi. Trafienie było o tyle trudniejsze, że budynek jest w trakcie remontu, więc droga na piętro wiodła przez plac budowy i drewnianymi, prowizorycznymi schodkami. Nie zapowiadało się dobrze.
Po wejściu do środka lokalu okazało się, że rezerwacja - poza potwierdzeniem, że będziemy korzystać z karty rabatowej - kompletnie nie była potrzebna. OM świeci pustkami, co na pewno jest w jakiś sposób spotęgowane trwającym tam remontem, ale też wynika z lokalizacji (uwierzcie, nie jest zachęcająca - kto zna, ten wie). Wnętrze jest bardzo sympatycznie, ciepło urządzone. Pod sufit są podczepione lampiony i łańcuchy z przymocowanymi kolorowymi materiałowymi chorągiewkami - przywodzi to na myśl klimat Indii czy Nepalu, ale tego prawdziwego, codziennego - bez przepychu i bogactwa, ale nadal pełnego kolorów i życia. Wśród umeblowania widać kilka prowizorek, ale to w sumie też takie trochę indyjskie. Mi to w niczym nie przeszkadzało, zwłaszcza że dla gości wszystko jest jak należy - pasujące do siebie meble, podkładki papierowe z nadrukowaną mandalą.
To, czego mi brakowało, to jakakolwiek forma czekadełka - zwykle w indyjskich restauracjach dostajemy jakiegokolwiek placka/podpłomyka z sosami do degustacji.
Kelner jest Hindusem, ale nie mamy żadnego problemu z komunikacją. Mimo że, gdy na początku wspominamy o rezerwacji z kartą, obsługa jest nieco zdezorientowana, to nie ma najmniejszego problemu z realizacją zniżki. Dostajemy menu i chwilę czasu na zastanowienie. Po chwili składamy zamówienie, a w międzyczasie obserwujemy dostawcę, który wpada po nowe zamówienie, o czymś dyskutuje z resztą załogi i jest wyraźnie zszokowany widząc nas na sali. Wygląda na to, że knajpa nastawiona jest głównie na dostawy - pomarańczowy terminal do obsługi zleceń z pyszne.pl zajmuje honorowe miejsce na "barze".
Po ok. 10 minutach dostaliśmy pyszny paneer pakora z dwoma sosami. Sosy dobrze wyważone, chociaż brakowało mi w nich magii, takiego p***nięcia, jakie zdarzało mi się odkrywać w podobnych daniach w innych miejscach.
Na danie główne zamówiliśmy każdy co innego - ja balti, bo to polecił mi kelner. Z poleceniem tego dania też wykazał się - kiedy byłam niezdecydowana, kelner zapytał: łagodne, średnie czy ostre i po stwierdzeniu z mojej strony, że średnie, bez wahania zaproponował właśnie to. Faktycznie - jest co polecać, danie jest przepyszne, bogate w smaku, nieco pikantne, ale tylko nieco. Mięso w punkt, nie było rozgotowane, ale mięciutkie i przesiąknięte przyprawami. Do tego wyczuwalne kawałeczki warzyw. Bajka. Czosnkowe naan jak czosnkowe naan - mogłabym żywić się głównie nimi i nic by mi do szczęścia nie brakowało (no, może poza szerszymi drzwiami).
B. zamówił PRAAAAAAAWIE równie dobry massaman z ryżem. Właściwie dobrze, że dobrał ryż, bo jego sos był rzadszy, więc ryż go trochę "złapał" i umożliwił zjedzenie, a nie wypicie.
Ja dodatkowo zamówiłam lemoniadę imbirową - polecam! i mango lassi (z posmakiem, de facto, bananowo-mango) - POLECAM!!!
Naprawdę zaskoczyła mnie wysoka jakość jedzenia, smaki i ogólne "ciepło" tej restauracji. Spodziewałam się tu atmosfery "chińczyka" albo budy z kebabem, a lokal okazał się o kilka szczebli wyższej.
An error has occurred! Please try again in a few minutes