Chyba odkryłam perełkę Warszawy, a przynajmniej jej północnej części, w kategorii "dania mięsne z polotem". Nie jestem sama w tych odczuciach, nawet mój Partner, zazwyczaj zupełnie niewrażliwy na moją recenzencką twórczość, tym razem zastrzegł, że mam opisać Waniliową w samych superlatywach - co więcej, on tę recenzję później sprawdzi. Zgodnie z tym poleceniem, lecz jednocześnie ze swoimi odczuciami, wystawiam najwyższą ocenę i zapraszam do części uzasadniającej.
Wnętrze jest adekwatne do nazwy lokalu - stonowane, spokojne kolory, jedyny mocny akcent to czerwone goździki w uroczych prostokątnych flakonikach na każdym ze stolików, ale ta estetyka się broni. Metraż niewielki, stąd obsługa ma cały czas na widoku gości i ich potrzeby.
Karta niezbyt długa, ale zdążyłam się już nie raz przekonać, że to zazwyczaj działa in plus. Jest przede wszystkim spory wybór dań mięsnych i kilka pozycji rybnych. Szczególnie pozytywnie wyróżniają się propozycje z wołowiny - u nas padł wybór na policzki wołowe i stek w sosie powidłowo-czekoladowym. Do tego lampka niezłego białego wina domowego, a w ramach przystawki świetna (naprawdę pali!) oliwa z chilli z bagietką.
Czas oczekiwania stosunkowo długi (pół godziny z małym hakiem), ale wszelkie słowa krytyki stanęły mi w gardle gdy szef kuchni osobiście przyniósł nam dania do stolika. No tak, przecież to nie fast food, tylko kulinaria jako sztuka - pomyślałam patrząc na pięknie ułożone dodatki na bardzo oryginalnych, czarnych talerzach...
Dalej było już tylko lepiej. Stek wysmażony na medium z tak idealnym różem w środku, że zastanawiałam się ile lat zajęłoby mi wyćwiczenie tej perfekcji. Miękki, soczysty, dobrze skomponowany z sosem - choć samo mięso mogłoby być odrobinę bardziej doprawione, wiem, że istniała obawa, że przyprawy "pogryzą się" z sosem, ale może odrobina soli czy pieprzu by nie zaszkodziła? Policzki wołowe chyba jeszcze lepsze niż stek, a dodatkowo ucieszyła dbałość o ciekawe podanie buraków (chyba najlepsze jakie jadłam!) i ziemniaczków.
Ciężko było nie skusić się na deser. Lody waniliowe w kąpieli różanej w swojej prostocie podbiły moje serce, ciastko "Piekło-niebo" niestety już mniej - być może gdyby zamiast musu w środku była płynna czekolada, efekt końcowy byłby lepszy, a tak całość była jednak nieco za sucha... Ale to tylko mała łyżka dziegciu w całej, ogromnej beczce miodu.
Kelnerka pojawiała się kiedy trzeba, sympatyczna i uśmiechnięta. Szkoda, że szef kuchni uciekł zaraz po podaniu nam dań - z chęcią byśmy podziękowali mu osobiście za tę kolację.
Mam nadzieję, że mimo lokalizacji na Chomiczówce do Waniliowej będą zaglądać nie tylko mieszkańcy okolicznych osiedli, ale jej sława rozniesie się poza granice dzielnicy. Mimo, że niedługo się z tej części Warszawy wyprowadzam, to chętnie wrócę, zwłaszcza, że karta jest sezonowa i nie mogę doczekać się propozycji wiosenno-letnich.
Dwa dania z wołowiny, dwie lampki wina i cola, dwa desery - 150 zł. Bardzo uczciwa cena jak na jakość serwowanych produktów.
EDIT: Po dłuższym czasie zawitałam do Waniliowej ponownie. Świetny śledź z pigwowym dressingiem, mniej warte zapamiętania carpaccio z sarny, przyzwoity gulasz z jelenia w sosie wiśniowym, tu chętnie widziałabym przełamanie smaku jeszcze jakimś warzywem, w porządku kaczka z malinami. Makaron ze ślimakami ciekawy. Ogólnie wszystko spełniło oczekiwania, choć raczej nie zaskoczyło i nie wyrwało z butów. W dalszym ciągu to ciekawszy adres kulinarny w tej części miasta.
An error has occurred! Please try again in a few minutes