Ciekawe odkrycie na spacerze. Niedawno będąc w Rynku zgłodniałam, a że nie miałam ciekawszego pomysłu, wybrałam się na Więzienną zobaczyć co nowego we włoskim zakątku. Nic mnie tam nie zawołało, za to po drugiej stronie ulicy zobaczyłam tajską restauracyjkę o zabawnej nazwie. Wystarczyło żeby wejść i spróbować.
Karta jest dość prosta, ale wybór duży - ani ja, ani partner nie mieliśmy problemu z wyborem. Kelnerka trochę pogubiona, choć w lokalu było pusto, ale nie mam jej niczego do zarzucenia. Minęło kilkanaście minut, które poświęciliśmy na przyglądanie się jak powstają nasze dania i przed nami stanęły talerze. Tu lekki zgrzyt - jednorazowe talerze, jednorazowe sztućce. Dla mnie to minus, partner stwierdził, że przez to bardziej przypomina oryginalny tajski street food. Chciałam doprawić swoje danie sosem rybnym, ale okazało się, że na naszym stoliku go brak - rysunki kredą na ścianie instruowały, w której buteleczce z czterech stojących na każdym ze stołów, jest jaki rodzaj przyprawy, ale na węch stwierdziliśmy, że nie do końca się to zgadza.
Samo jedzenie jest smaczne. Nie spodziewałam się cudów i takowych nie było - brakowało np. ostrości, co każe mi podejrzewać, że przepisy ciut za mocno złagodzono, chcąc dostosować je do europejskich kubeczków smakowych, ale ogólne wrażenie wyniosłam dobre. Jeśli kiedyś jeszcze zgłodnieję w tej okolicy - rozważę powrót.
An error has occurred! Please try again in a few minutes