Jedno z moich ulubionych miejsc. To miejsce jest bardzo specyficzne. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest to jedna za najbardziej znanych i ciekawych łódzkich restauracji. Jedyna w swoim rodzaju. Zdania o niej są podzielone. Ma zarówno zwolenników, jak i przeciwników.
W Anatewce króluje kuchnia żydowska. Hm, no nie wiem, czy tak do końca w każdym momencie jest koszerna. Ale jak by nie było, jest to kuchnia żydowska. Gdzieś w menu, lub w jakiejś ulotce jest napisane, że w Anatewce podaje się „kuchnię łódzkich Żydów”. Tak chyba można najlepiej opisać specyficzne dania.
Na wstępie parę słów o obsłudze. Byłem tutaj wiele razy i nigdy nie spotkało mnie nic przykrego. Obsługa daje radę zarówno, gdy jestem sam z żoną, jak i gdy wpadamy czasem w 20 osób. Jest zawsze, gdy jest potrzebna, dolewa do kieliszków, sprawnie podaje posiłki. Jak czegoś nie pamięta, to podchodzi i pyta. Nie ma bufonady. Fajne jest to, że właściciel chodzi sobie spokojnie po sali i czasem coś zagada, spyta się co i jak, czy się podoba.
Wystrój wnętrz. Nie wszystkim się spodoba. Ogólnie można powiedzieć, że jest dużo wszystkiego. Stoliki i krzesła mają różne kształty, na nich są czyste obrusy czy tam serwety. Łazienka jest OK. Na ścianach dodatki, szafy jak w domu. No właśnie – jak w domu. Tak właśnie można się poczuć (przy odrobinie wyobraźni).
Menu. Dania mają specyficzne nazwy. Radzę czasem się spytać obsługi, o co dokładnie chodzi – uniknie się niespodzianek. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Chociaż wieprzowiny oczywiście w Anatewce się nie uświadczy.
Zacznijmy od przystawek. Za 15 złotych warto zamówić pasztet z żurawiną. Dobry, z gęsi. Drogi jest tatar z polędwicy (38 zł). Jeśli ktoś bardzo lubi, to niech zamówi. Z kuchni żydowskiej – karp po żydowsku. Jako przystawkę można zjeść również dania ze śledzia. Na przykład łódzkiego „rolmopsa z Parku Śledzia” (przy okazji można sobie poczytać w Internecie, dlaczego ten park ma taką nazwę ;)). Bardzo dobry jest śledź z cynamonem – ciekawy, niezbyt często spotykany smak. Jest też jeszcze jeden rarytas – kiszony śledź z karmelizowaną gruszką. W karcie są również przekąski ciepłe. Anatewkowy klasyk to chyba „gęsi pipek”. Ja jednak chciałbym polecić coś innego. Szpik kostny. Danie niestety w Łodzi praktycznie niespotykane. Pyszny, z przyprawami. Tłusty i sycący. To chyba najbardziej kaloryczna część zwierzęcia. Kosztuje 15 złotych. Trójkę droższa jest gęsia wątróbka w wiśniach.
Zupy i dania główne. Są czorba i soljanka. Grzybowa Poznańskiego jest przepyszna, moja żona często ją bierze. Całkiem ciekawa jest rybna z pulpetami z soli. Za dyszkę zjemy gęsiowy żur z jajkiem. A teraz gwóźdź programu, czyli dania główne. Jest ich bardzo dużo. Myślę, że każdy gość znajdzie swój smak. Również wegetarianie będą szczęśliwi. Mogą zamówić na przykład „bakłażan faszerowany z serem panny Feli” za 26 złotych. Miłośnicy bardziej pikantnych smaków niech wezmą farfelki. W menu 4 ryby. Polecam pstrąga po Galicyjsku. Mamy też specyficzne pierogi (kreplach). Ostatnio próbowałem takich z kaczką i sosem żurawinowym i były świetne. Są też wegetariańskie – ze szpinakiem. Królują jednak dania dla mięsożerców. Najtańszy, ale wcale nie najgorszy jest ozorek w sosie chrzanowym (27 złotych). Najdroższa, bo za 59 złotych gicz cielęca Zukera. Jest kolejny łódzki akcent (przynajmniej z nazwy) – „jagnięcina na sposób łódzki”. Jak podana? Sprawdźcie sami. Szczególnie chciałbym polecić kaczką w sosie wiśniowym. Jest bardzo dobra i spokojnie można się najeść. Dobry jest typowo żydowski kurczak w cymesie. Równie smaczne frikadelki cielęce w warzywach „jak u babci Salci”. Ze smaków, powiedzmy, bardziej leśnych – cielęcina w borowikach. Reasumując – znajdziemy wiele rodzajów mięsa – wołowinę, cielęcinę, jagnięcinę, ryby, drób… Wielu dań oczywiście nie wymieniłem.
Desery. Tak szczerze mówiąc, to ciężko jest do nich dotrwać i nie zawsze mam jeszcze na nie miejsce. Mogę jednak polecić sernik. Proszę się również pytać o ciasto dnia.
Potrawy serwowane w tej restauracji są naprawdę bardzo dobre. Bardzo często mają smaki, których ze świecą w Łodzi szukać. Byłem tutaj wiele razy i nigdy się nie zawiodłem. Mięso zawsze było dobrze doprawione, dobrze upieczone i bardzo smaczne. Może nie są to najbardziej na świecie zaawansowane dania, takie które trzeba doskonalić latami. Są jednak wyjątkowe w smaku. Naprawdę.
Muszę jeszcze coś dodać. Atmosfera w Anatewce jest raczej niespotykana nigdzie indziej. W weekendowe wieczory można spotkać bawiących się do muzyki na żywo ludzi w sile wieku. Gra skrzypaczka, czasem jakiś mały zespół. Są śpiewy, tańce i fikołki (dosłownie). Jest głośno i miło. Jak na imprezie z dobrymi znajomymi. Oczywiście, jeśli ktoś chce w tym czasie zjeść spokojnie kolację, lub porandkować, to nie ma problemu – w restauracji są ciche zaułki. Uwielbiam tu przychodzić w większej grupie. A ostatnio jak usłyszałem, że duet na żywo gra kawałki Django Reinhardta i Stephane’a Grappelli’ego, to odpłynąłem.
Podsumowując. Może zjemy gdzieś indziej lepiej. Może zapłacimy mniejszy rachunek. Znajdziemy gdzieś na pewno dania ściślej podążające zasadami koszerności. Jednak Anatewka ma to coś w sobie. Ten tajemniczy element, który mnie tam ciągnie. Nigdy nie odmówiłem wypadu do tej restauracji. Uwielbiam ją i szczerze polecam.
An error has occurred! Please try again in a few minutes