Klawe miejsce z małymi minusami. Tak naprawdę, to nie do końca wiedziałem co to za miejsce. Wszedłem tam z żoną i synkiem przez pomyłkę. Ale że akurat byliśmy głodni i i tak byśmy gdzieś poszli, to postanowiliśmy, że zostaniemy.
Właściwie, to wiadomo czego można się spodziewać odnośnie wystroju we wszystkich knajpach w OFFie. Ma wyglądać tak jakby od niechcenia, niby tanio i minimalistycznie. Jakiś dizajnerski gadżet jednak musi być. Tu jest neon na ścianie. Taki w starym stylu. Ładnie wygląda. W środku jest też taki mały sklep z eko produktami. Oprócz tego parę dużych stołów. Jest ok. Może nie do końca mój styl, ale obiektywnie trzeba powiedzieć, że wszystko ze sobą gra.
Obsługa jest ok. Od razu przełamuje pewien dystans, nie przesadzając przy tym. Chętnie służy pomocą, nie ociąga się. Właściwie, to nic złego nie mogę o niej napisać. O jednym jednak muszę wspomnieć. Otóż, gdy tylko obsługa zobaczy, że przychodzę z dzieckiem, dziewięciomiesięcznym brzdącem, od raz się nim interesuje. To bardzo miłe. Zawsze dostaje fotelik dla dzieci. Ostatnio mój synek dostał całą górę zabawek. To bardzo miłe. Muszę napisać, że pod tym względem Spółdzielnia się pozytywnie wyróżnia. Brawo.
Przejdźmy zatem do sedna. Co tu zjemy?
Papierowe menu leży na stołach. Jest to pewna oszczędność czasu i bardzo mi się to podoba. Podejrzewam, że raz na jakiś czas jadłospis się zmienia, więc opiszę go dość zwięźle.
Rano możemy wpaść na śniadanie. Firmowa wersja zawiera jajko sadzone, kiełbaskę, sałatę z pomidorami, boczek i bagietkę z masłem. Cena – 12 złotych. Myślę, że dobra. Jest też wersja na słodko, a także owsianka, omlety czy jajecznica. Kawa lub herbata gratis. O każdej porze można wpaść na dość drogą kanapkę. Duża, ciekawa wersja z łososiem i mango kosztuje 17 złotych. Tańsza jest bardzo ciekawie się zapowiadająca „jajo w koszulce”, z owym jajkiem boczkiem, sosem holenderskim i rukolą. Rewelacyjna jest zupa cebulowa! Podobnie jak krążki cebulowe. Za dychę duża porcja. Tu mnie zaskoczyli, bo w ogóle nie były tłuste. Bardzo dobre są frytki domowe. Można zamówić combo platter. Za 52 złote dostaniemy 10 skrzydełek, tyleż samo krążków, 8 sztuk krewetek i frytki. Dalej już tylko dania główne. Sałatki (np. z kozim serem lub łososiem) i dania mięsne. Rostbef z blue cheese kosztuje 38 złotych. Krewetki z czarnym makaronem trzeszczą 36 i są określone mianem specjału zakładu. Ok, makarony. Są trzy (alfredo, pomidorowy i domowe pesto – zaraz zaraz, to poprzednie nie są domowe?) Kosztują tylko 12 złotych, ale tu pewna zmyłka. Dodatek na przykład krewetek to wydatek 16 złotych, a najtańszej piersi z kurczaka – 8. Bagietka za 3 złote. To już zdzierstwo. W karcie również deser, oraz bogata lista alkoholi.
Jak smakowało pesto? Średnio. Nietrudno będzie mi wymyślić lokale, w których zjemy lepsze. Poza tym, makaron był totalnie rozgotowany. Sam w trzy minuty zrobię lepsze danie. Do poprawki.
Wspomnę jeszcze o lunchu. Za 19 złotych dostaniemy dwa duży dania. Na przykład zupę krem z kalafiora. Bardzo pożywna, gęsta i smaczna. Pokropiona oliwą i posypana pestkami dyni (o ile dobrze pamiętam). A na drugie na przykład w piątek ryba z risotto. Odnośnie risotto. No cóż, we Włoszech by się za głowę złapali. To był tylko lekko posklejany ryż. Tradycyjna nazwa zobowiązuje do przestrzegania tej tradycji. To nie było risotto. To było coś dobrego, ale powinno mieć inną nazwę. Sama ryba wyśmienita. Danie ogólnie bardzo dobre.
Jest jeszcze jedna rzecz, która mi się nie spodobała, a o której muszę napisać. Otóż ktoś, nie wiem kto, może właściciel, bo gadał z obsługą na luzie, wszedł z dużym psem. Nie mam nic przeciwko psom w knajpie, pod warunkiem, że jest to pies przewodnik. Tu tak nie było. Idąc do dobrej restauracji nie chcę siedzieć obok psa, dużego psa, zwłaszcza, że w wózku ze mną śpi małe dziecko. To jest dla mnie minus. Do dobrych restauracji nie wpuszcza się zwierząt.
Co do cen. 38 złotych za wołowinę z frytkami i innymi dodatkami to dobry pomysł, a jest to najdroższa porcja.
Jak mogę podsumować ten lokal? Na pewno nie jest fatalnie. Makarony były średnie, ale zupa i krążki cebulowe super. Ryba z tym czymś na literkę „R” też ok. Luźny klimat tego miejsca mi odpowiada. Zapewne przychodzi tu wiele ciekawych ludzi. Pewne rzeczy trzeba jednak dopracować. Na pewno tutaj będę wpadał. Średnie makarony to wypadek przy pracy. Aha, i jest to jedno z nielicznych miejsc w Łodzi, gdzie można się napić Prosecco z kija. Życzę szczęścia i powodzenia. Warto wpaść.
An error has occurred! Please try again in a few minutes