A według mnie jest dobrze.. Sporo ostatnio tych burgerowni się otworzyło. Taka kolej rzeczy, jak coś się robi modne, to trzeba trend na potęgę wykorzystywać. Doszło do tego, że już niektóre pizzerie i jedna z naleśnikarni oferują w swoim menu burgery. Cóż, lepsze to od taniej wódy (no może powiedzmy, że czasem to drugie też jest bardzo dobre).
Jerry’s burger… Muszę przyznać, że jest to całkiem fajna nazwa. Do amerykańskich kanapek pasuje amerykańskie imię. Jerry. Jest ok.
W równie amerykańskim stylu utrzymane jest wnętrze lokalu. Tak sobie wyobrażam knajpy w Stanach sprzed 50 lat. Aż chciałoby się podjechać pod ten lokal Chevroletem Bel Air z 1957. roku. Tak mi się jakoś skojarzyło. Pewnie przez fotele, które wyglądają podobnie do samochodowych. Na ścianach są metalowe plakietki, jest kilka pamiątek sportowych. Jest to jedno z fajniejszych wnętrz w Łodzi.
Obsługa pasuje do wystroju lokalu. Dziewczyny ubrane tak trochę w stylu pin up. Jedne nieco bardziej, inne mniej… Fajnie. A najważniejsze, że mimo sporej ilości klientów, którzy zawsze oblegają knajpę Jerrego, kelnerki uwijają się dość sprawnie. OK, czasem trzeba trochę poczekać na bułę, ale w granicach rozsądku. Nie jest perfekcyjnie, ale przecież to knajpa z burgerami, a nie restauracja z gwiazdkami.
Najważniejsza rzecz. Co my tutaj zjemy? Otóż okazuje się, że nie tylko burgery. Widzę, że Jerry zrobił amerykańską knajpę z pełnego zdarzenia. Rano możemy wpaść na śniadanie. Za niecałą dychę dostaniemy na przykład omlet z cheddarem i cebulą lub jajecznicę. Większy zestaw, z jajkami sadzonymi, bekonem, kiełbaskami, tostami i smażonymi ziemniakami kosztuje 12 złotych. Mamy do wyboru jeszcze pancakes (pankejki). Właściwie to chyba nie ma polskiej nazwy tego dania. Są to takie grube naleśniki, trochę mniejsze od tych znanych w Polsce, ale sporo grubsze, tak na oko mają z pół centymetra i są bardziej puszyste.
Owe pankejki można zjeść również na obiad. Dostaniemy wtedy pięć placuszków z dodatkami. Mamy do wyboru sporo wersji. Z takich bardziej podstawowych możemy wybrać tylko oprószone cynamonem. Takie są najtańsze (9 zł). Tylko złotówkę droższe są z bitą śmietaną. Są pankejki z nutellą! Albo z syropem klonowym. Z bardziej wytrawnych – jajko sadzone i bekon. A jeśli ktoś chce naprawdę sporo dodatków, to powinien wybrać coś z części „supreme”. Co powiecie na masło orzechowe, nutellę, bitą śmietanę i piankę marshmallow? Albo lody, bita śmietana i posypka? M&M’s?
Dobra, przejdźmy do meritum. Burgery. Wszystkie są w zestawie z frytkami i sałatką coleslaw. Tu taka jedna krecha. Sałatka jest nakładana do maleńkiego naczynka, w którym najczęściej podaje się keczup do frytek. No byście się nie wygłupiali. Już bym wolał dostać dwie frytki więcej.
Zacznę nietypowo, bo od części dla wegetarian. Pozytywnie mnie zaskoczyło to, że można zamówić nietypowego burgera z tofu. Do tego warzywa, majonez i za 15 lat mamy fajne danie dla jaroszy lub postne. Druga bezmięsna buła to taka z kotletem z cukinii.
A co mogą zjeść mięsożercy? Wiele fajnych rzeczy. Po pierwsze, u Jerrego znajdziemy przepisy z fantazją. Tak, jest wersja klasyczna, z bekonem czy z serem. Ale już na przykład „Aloha” oprócz 200 gramów wołowiny ma ananasa, serek kremowy, żurawinę, pomidora, sałatę i sos BBQ. Kosztuje 24 złote. Groźny „Bandito” zawiera między innymi ostre papryczki i czerwoną fasolę. Co jest w „Mango” to raczej nie jest trudno się domyślić. „Dirty Harry” ma krążki cebulowe. Jest wersja z krewetkami oraz inna z suszonymi pomidorami, parmezanem i oliwkami. Firmowy „Jerry’s” zaskakuje jajkiem sadzonym. A jeśli ktoś jest naprawdę solidnie głodny, to niech weźmie „King Konga”. Ma aż 400 gramów wołowiny. Uwaga, jest to naprawdę duża porcja. Kosztuje 27 złotych. Do tego kolba kukurydzy za 6 złotych, szejk waniliowy za dychę i mamy przeogromny obiad.
Jak mi smakują buły od Jerrego? Wydaje mi się, że oryginalność idzie w parze z jakością. Słyszałem różne opinie na temat tego miejsca, ale ja mogę się doczepić tylko do małej ilości sałatki. Burgery tutaj są naprawdę dobre. Poprosiłem o słabo wysmażone mięso i takie dostałem. Była odpowiednia ilość dodatków i sosów. Sama porcja zawiera 200 gramów wołowiny, co może nie zapcha na cały dzień, ale też nie wyjdzie się z wciąż burczącym brzuchem. Pieczywo też niczego sobie. Oczywiście zawsze można coś dopracować. Ja bym dodał (mimo już teraz bardzo dobrej oferty) na przykład wściekle ostrą wersję. Albo naprawdę ogromną, taką konkursową. Jeśli ktoś by ją zjadł, to jego zdjęcie mogłoby zawisnąć na ścianie sławy.
Podsumowując. Jerry’s burger to bardzo ciekawe miejsce. Burgery to niby już dość mocno oklepany temat, ale tutaj ktoś podszedł do niego z pomysłem. Lubię jak restauracja się czymś wyróżnia. A jeśli do tego serwuje naprawdę niezłe rzeczy, to już w ogóle jestem szczęśliwy. Burger to nie to samo co foie gras i bądźmy tego świadomi. Dlatego cztery gwiazdki (a nawet chętnie bym dał 4 i pół) będą w pełni zasłużone. Ja na pewno będę tu wpadał. Jeśli tylko znajdę wolne miejsce. Polecam!
An error has occurred! Please try again in a few minutes