Kawałek prawdziwej Grecji w mroźnym Białymstoku :). Po całym dniu ciężkiej pracy, w dzień, kiedy wiał porywisty, zimny wiatr, a temperatura spadła do -7 C, pomyśleliśmy, że warto udać się do chwalonego Panteonu i sprawdzić, czy rzeczywiście zasługuje na takie opinie. Zaczęło się świetnie, bo lokal z zewnątrz pozytywnie rzuca się w oczy, w okolicy wielkiego centrum handlowego i zwykłych bloków, kusząc biało-niebieską fasadą. Jeszcze lepiej zrobiło się po otworzeniu drzwi, gdyż uderzył nas smakowity zapach jedzenia. Wiem, ja też nie lubię, jak ubranie przechodzi zapachem kuchni, ale w Panteonie, to było coś innego. Delikatny zapach, nęcący kubki smakowe i nic więcej. Przełykając więc ślinkę, zasiedliśmy w dość tradycyjnym jak na grecką restaurację wnętrzu, ale fajnym elementem był palący się, zupełnie niegrecki... kominek. Potem zrobiło się trochę gorzej, gdyż karta dań bardzo bogata i ślinka zaczęła lecieć jeszcze bardziej, ale okazało się, że wybrana przeze mnie przystawka (grecka fasola zapiekana z serem feta), mimo że reklamowana w menu jako specjalność szefa kuchni, była tego dnia "nieobecna". Wybór głównego dnia - golonka jagnięca pieczona w piecu - i znów to samo :(, niedostępna. Drogi właścicielu duuuża prośba do Ciebie - nie ma sensu trzymać tak rozbudowanego menu. Lepiej go skrócić, bo to, co w nim zostanie, na pewno usatysfakcjonuje gości, w wydaniu obecnego szefa kuchni, a uniknie się jednak pewnego rozczarowania. Także podana nam karta win została opatrzona komentarzem, że spośród bodajże 6 występujących w niej czerwonych win, dostępne jest tylko... jedno.
Na szczęście dla efektu końcowego, my chcieliśmy białe (zresztą świetne, choć generalnie nie jestem fanem greckich win), znalazłem też alternatywne dania w głównym menu. No a potem zaczęło już być lepiej niż dobrze. Świetne tzatziki i marynowane papryczki (choć oliwki mogłyby być lepsze), no i przystawki w postaci zapiekanego sera haloumi i pierożków z ciasta filo z serem feta i szpinakiem. Palce lizać! Na główne zamówiłem danie o dźwięcznej nazwie Akropolis, które jest mieszanką różnych grillowanych mięs. Wspaniały kotlecik mielony z dodatkiem cynamonu (!), bardzo dobry kotlecik jagnięcy i polędwiczka wieprzowa. Najmniej udaną częścią tego zestawu była niestety karkówka, niestety, gdyż ona też widnieje na pierwszej stronie menu, opisana jako specjalność szefa kuchni.
No i deser w postaci greckiego jogurtu z malinami i migdałami, który sprawił, że nawet już ponad 10-stopniowy mróz, jaki zrobił się w międzyczasie, był nam niestraszny.
Jak będziecie w Białymstoku, to bardzo polecam to miejsce, pod warunkiem, że właściciel znajdzie sposób, aby to, co oferuje w karcie, było dostępne dla gości.
An error has occurred! Please try again in a few minutes