W Esperanto zdarzało nam się jadać kilkakrotnie, każdego roku wracając do Białegostoku na Halfway Festival.
Z poprzednich lat utkwiło mi w pamięci, że bardzo smakował mi zamówiony kociołek, który już nawet nie do końca pamiętam z czego się składał, była w nim soczewica, fasola, jakieś mięso. Pamiętam natomiast, że był tak smaczny, że aż poparzyłam sobie język nie potrafiąc czekać aż to pyszne danie wystygnie ;) Niestety w zeszłym roku już nie znalazłam go w karcie, w tym też go nie było.
W przeszłości często zamawialiśmy lokalne dania: babkę ziemniaczaną, kartacze, pierogi i buzę do picia. Bardzo fajną opcją jest półmisek podlaskich specjałów składający się z 6 sztuk babki ziemniaczanej, 4 sztuk kartaczy, 8 pierogów z mięsem, ogórków kiszonych i śmietaną. Zestaw taki kosztuje 60 zł, niewiele, biorąc pod uwagę, że 4 osoby spokojnie mogą się najeść do syta przy okazji smakując regionalnych potraw Białegostoku.
W tym roku również udało nam się zjeść w Esperanto. Ja zamówiłam policzki wołowe w sosie własnym podawane z ziemniakami i buraczkami na gorąco, mąż zamówił pierogi z gęsiną, które również były podawane z burakami. Do picia tradycyjnie zamówiliśmy buzę.
Moje danie mnie trochę zawiodło. Mimo, że mięso było mięciutkie to jakieś takie bez szału, ziemniaki lekko ciepłe, jedynie buraki były bardzo smaczne. Całość dosyć mdła. Mąż chwalił pierogi, chwalił farsz, który był szarpanym, chudym mięsem.
Zawsze mam problem z buzą, kiedy jest klarowna to bardzo mi smakuje, kiedy jest mętna to zupełnie nie jestem w stanie jej pić. Tym razem trafiła się mętna i w rezultacie mąż musiał wypić dwie ;)
Czekając na koleżankę zamówiliśmy na deser mus czekoladowy z mascarpone i malinami. To było coś pysznego. Mimo zarzekania się, że nie będę jadła deseru to szybko wsunęłam sporą jego część :) szkoda tylko, że kilka malinek, którymi deser był posypany, były mrożone.
Podsumowując, Esperanto to nie jest zła restauracja, nie powala, ale pozwala zjeść całkiem dobre regionalne potrawy, co więcej znajduję się w centralnej części rynku, więc atmosfera jest całkiem przyjemna.
Duzo miejsca, mozna spokojnie porozmawiac. Obsluga jest, ale jakby jej nie bylo, tak powinno byc, nie przytlacza. Polecam krem z czerwonych burakow, 2 dania ok, ale bez szalenstw.
Jak na turystołapa - bardzo dobrze. Doświadczenie uczy, że nie należy się spodziewać orgazmicznych przyjemności kulinarnych po lokalach usytuowanych w rejonie, gdzie trafia większość turystów odwiedzających dane miasto lub gdzie spotykają się licznie tubylcy. Oceniane z takiego punktu widzenia Esperanto Cafe zasługuje na pochwałę (zaznaczam: na podstawie jednego posiłku). Jedno jeszcze zastrzeżenie: w Białymstoku byliśmy pierwszy raz i nie wiemy właściwie, jak się sprawują inne kuchnie na Podlasiu.
Poprosiłem o babkę ziemniaczaną z mięsem (13 zł) i buzę (3 zł), a moja Muza o kartacze (14 zł) i lanego Żubra (6,5 zł).
Mój wybór okazał się akurat nieznacznie trafniejszy: od babki nie wionęło żadnymi ulepszczaczami (z czego wnoszę, że nie użyto do jej wyrobu np. purée w proszku), zatopione w niej kawałki nienachalnie przyprawionego mięsa były miękkie, a w sosie grzybowym naliczyłbym (gdybym parał się księgowością) ze dwanaście prawdziwków. Świetnie pasowała do tego buza - mętny napój wyrabiany z kaszy; przyjemnie cierpko smakował i nieprzyjemnie pachniał, co wskazywałoby, że nie przyrządzono go metodą "mały chemik".
Skubnąłem też kartacza; nic mu nie brakowało; kartacze jak kartacze. Ogórek kiszony i takaż kapusta - w normie.
Przyjemnie było wsuwać to jedzenie w ogródku przed dość trywialną współczesną przybudówką do białostockiego ratusza. Sympatyczne kelnerki obsłużyły nas sprawnie i dość szybko. W knajpce można kupić esperantystyczne pamiątki. Idąc do WC, warto się przygotować na tropikalne warunki.
Po jednym obiedzie nie sposób lokalu polecać bądź przed nim ostrzegać. Ten akurat obiad oceniam pozytywnie. Prawdę mówią, że w Białymstoku przy ratuszu są fajne babki.
An error has occurred! Please try again in a few minutes