No cóż każdy z nas zna nazwisko Gessler. Ale proszę nie mylcie tej restauracji z Kuchennymi Rewolucjami Pani Magdy. Tu od drzwi wita was "Pan Prezes"i zaczyna się coś niesamowitego...Czujesz sie jak bys byl jedynym klientem w restauracji.Jedzenie przepyszne,atmosfera jedyna w swoim rodzaju.I pomimo obecnosci Gwiazdy Borysa Szyca w tej restauracji dodaje zdjęcie z bochaterami dnia,którymi sa kucharze.Szczesliwgo Nowego Roku zycza Marta i Slawek
Bardzo wiele słyszałam o tej restauracji i od dawna planowałam wybrać się do niej. Szczerze mówiąc to teraz żałuje, że tak długo zwlekałam. Restauracja to klasa sama w sobie. Obsługa jest tu na bardzo wysokim poziomie. Jedzenie jest smaczne i ciekawie podane. Polecam zamowienie tatara. Miałam szczęście trafiać na najlepszego kucharza zajmującego się przygotowaniem tego dania i muszę powiedzieć, że zrobił z tego show.
Wybierając tę restaurację w "Lany poniedziałek" sugerowałam się przede wszystkim nazwiskiem firmującym restauracje. Będąc w Polsce zawsze mam ochotę na dobra stara polską kuchnię. Powitanie miłe, stolik szybko przygotowany na 6 osób, niestety bez serwetek. Przygotowywane posiłki w przestronnej, otwartej kuchni. Schabowy z dodatkami rewelacyjny ponoć:) sama nie jadłam. Najlepszy. Polędwiczki z grzybami leśnymi - dobre...Grzybów jak na lekarstwo. Buraczki - nie nasz smak i zdecydowanie za wiele zasmażki...Zupa fasolowa dobra choć, niektóre fasolki zdecydowanie przypalone.
Mnie najbardziej smakował poczęstunek - chlebek, bułeczki, smalec (palce lizać!!!) oraz ogórki.
Na deser się nie skusiliśmy, gdyż ciasta stały czas na stoliku bez żadnego nakrycia.
Największym minusem są toalety. Łooo Boże... Czegoś takiego baaardzo dawno nie widziałam, choć jeżdżę długo po świecie...
Przy wyjściu rzucono nam ledwo słyszalne "do widzenia" . Nie byliśmy specjalnymi gośćmi, ale odczuwałam dyskomfort i klasyfikację w obsłudze gości (na lepszych, znajomych i tych tylko z ulicy) co w Szwajcarii np. u Kurta Schellera jest niedopuszczalne, bo każdy czuć musi się jako wyjątkowy. I tak się tam za każdym razem czuję. Tego w Restauracji "U Kucharzy" nie odczułam. Stąd moja ocena jako całokształt.
Bardzo udane miejsce. Rozpoznanie nowej restauracji nastąpiło w porze obiadowej, okazało się, że wystrój typowy dla kucharzy, jedzenie dobre i świeże a obsługa przyjemna. Po tej jednej wizycie - szczerze polecam proste, porządne zestawy obiadowe (z tego co pamiętam serwowane między 12:00 a 15:00). Właściwa kolacja kilka dni później to świetny pieczony dorsz - jedna ze smaczniejszych i bardziej udanych potraw rybnych, jakie jadłam w ostatnim czasie. Spory, soczysty dorsz pieczony w całości z masłem, ziołami i cytryna został wyfiletowany przy stoliku i podany z tłuczonymi ziemniakami i zielonym. Takie proste i takie pyszne. I na tego dorsza zawsze chętnie do Kucharzy wrócę.
Za dużo teatru w tej kuchni. Restauracja, którą musiałem odwiedzić. Nie ze względu na jedzenie samo w sobie, ale na to, że należy do imperium Adama Gesslera (tzn. jest firmowana jego nazwiskiem :)).
Lokal mieści się w blaszaku na końcu Monciaka. Trudno zauważalny z zewnątrz - gdybym nie wiedział, gdzie się mieści, trudno byłoby mi go wyłapać spoza istniejących obok knajp.
Pierwsza wizyta w tym lokalu zakończyła się zgrzytem. Pewnego razu po niedzielnym spacerze wszedłem do restauracji. Było trochę ludzi, wolne były 2 4-osobowestoliki oraz kilka miejsc przy barze. Podszedł do mnie kierownik sali, przywitał i zaproponował miejsce przy barze. Grzecznie odmówiłem, prosząc o stolik, na co kierownik sali odpowiedział z przekąsem "Przecież przy 4-osobowym stoliku Pana nie posadzę". Pożegnałem się więc i wyszedłem.
Gdy po 2 tyg. złość mi minęła, postanowiłem tam wrócić. Na szczęście lokal był pustawy, posadzono mnie przy stoliku 2-osobowym, niedaleko filaru. Powodowało to, że trudno mi było zwrócić na siebie uwagę kelnera. Jednak gdy kelner zwrócił już na mnie uwagę, zaczęło się "warszawskie cwaniakowanie".
Recenzent poniżej opisał ten lokal jako TEATR i zgadzam się z nim w 100 procentach. Kuchnia na pełnym widoku, kelnerzy przepięknie ubrani, jedzenie dowożą na wózkach, zupy nalewają z wazy (i dolewają ile wlezie). Stół klasycznie, ale schludnie i bez przesady przystrojony. Wystrój przypomina restauracje z okresu międzywojennego i zdecydowanie można poczuć tę konwencję. Wielkim minusem jest toaleta - wygląda jakby była zupełnie z innej bajki (z PRL-u dokładnie) - obdrapana, zaniedbana, zimna - właściciele zapomnieli o niej lub zabrakło finansów, aby ją wyremontować.
Obsługa bardzo sprawna, ale zbyt nachalna. Może nie w obsłudze, ale w nawiązywaniu rozmowy o potrawach. Przypominało to trochę "gadkę warszawskiego cwaniaka", nieco sztuczną i zdecydowanie wyuczoną. Na początku było to sympatyczne, ale na dłuższą metę męczące.
Menu typowo (staro)polskie, nie za duże - chyba nawet za małe.
Zamówiłem:
- żurek, z kleksem śmietany i pietruszką - BOSKI - najlepszy, jaki w życiu jadłem . Moja babcia nie robiła lepszego. W zupie była biała kiełbasa i wędzonka, i grzyby, i jajko, pycha!
- schabowy z ziemniakami pure - także rewelacja, wielki kotlet, dobrze rozbity, świetnie wysmażony, ziemniaki przepyszne. Nie było napisane, że danie podawane jest z kapustą z kminkiem. Dodatek przyzwoity, choć nie przepadam za kapustą. Mimo to chciałbym mieć wybór i możliwość zamiany.
- deser - płacąc za deser mam do wyboru 2 ciastka z wózka - zonk - ciasta cały dzień leżą na tym wózku nieprzykryte - były bardzo suche.
Podsumowując:
Bardzo ciekawa konwencja restauracji z czasów międzywojnia z toaletą z PRL-u. Obsługa na wysokim poziomie, czasami trochę sztuczna w swojej gościnności i chęci zagadania z klientem. Jedzenie rewelacyjne. Jedna z lepszych knajp z polskim menu - jak nie najlepsza właśnie.
Smaczne jedzenie, ogólne rozczarowanie. W okolicznych lokalach na tzw. Monciaku duży ruch jak na tę porę roku, natomiast u Kucharzy pusto - po 5 minutach byliśmy jedynymi klientami.
Zamówiliśmy:
- sałatkę Cezar - poprawna, "bez szału". W sumie w tym daniu trudno coś zepsuć, ale i trudno się nim wykazać.
- stek Szefa - średnio dobrze zrobiony (bez krwi), bardzo smaczny. Ziemniaki z wody tylko poprawne, natomiast towarzyszący im buraczki wyśmienite.
Nie polecam wybierać się do Kucharzy w porach późno wieczornych. Na piętrze jest jakiś klub, z którego dobiega muzyka i mocne basy.
Toaleta w opłakanym stanie. Dodatkowo estetycznie mocno odbiega od standardu lokalu.
Sztuka teatralna z jedzeniem w tle.... Nie ma lepszego synonimu tego miejsca, może z uwagi na to, iż jest to jedno z niewielu miejsc w Polsce z tzw. live cooking. Nie wiem jak zostali potraktowani moi współ - wcześniejsi - recenzenci, ale ja mogę wypowiedzieć się o tym miejscu pozytywnie. Może trafiłem tam w dobrym czasie, bo było to jakieś... pół roku temu. Wchodząc do lokalu zostajemy jednocześnie narratorami sztuki kulinarnej, bo to od nas zależy przecież z zamówieniem, co będziemy obserwować. Jest gwarno i tłoczno, ale w tym przypadku pozytywne odczucie, bo stajemy się prawie sami kucharzami. Siedzimy przy ogromnym stole, a w sumie wyspie, która okala całą kuchnię, wszystko jest na oku. Dania otrzymujemy z każdej strony: raz od kucharza, raz kelnerki, czasem od samego właściciela P. Gessler, który dogląda czy smakuje i słucha konstruktywnych uwag - nawet, z którymi może i się nie zgadza ;). Fajnie było widzieć jak na moich oczach, po zamówieniu chociażby buraków - trze się je specjalnie dla mnie... albo lepi pierogi na moich oczach, jak to wszystko sprawnie wygląda, ten cały zlepek kucharski - każdy wie co i jak ma robić. Jadłem też łososia w słodkim sosie, który otrzymałem od obsługi - najpierw sama ryba do posmakowania, później krótki wywiad, potem wariacja z sosem na wierzchu, możemy spróbować każdego fragmentu dania (bardzo pozytywne - z reguły zamawiając w lokalach "coś w sosie" otrzymujemy całe danie zakryte sosem...), polędwiczka fajna, dobrze wysmażona, z zasadami, nie jakaś tam pierwsza lepsza... co chwilę czujemy się osaczeni, "dopieszczeni"... może My nie jesteśmy jeszcze przyzwyczajeni to tego typu luźnej atmosfery i "kuchni na widoku", ale zdecydowanie polecam każdemu uczestnictwo w tym spektaklu, bo naprawdę warto!! A ceny?
... Zupełnie zdziwiony za przystawkę, dwie zupy, dwa dania i napoje otrzymałem rachunek na 150 zł... ktoś by powiedział, że dużo... dużo, jak na tego typu miejsce?
An error has occurred! Please try again in a few minutes