Fantastyczne jedzenie — wszystko co zamówiliśmy było przepyszne. Minusem jest dość sztywna, plastikowa atmosfera całego miejsca. Tak czy inaczej, polecam!
Wybrałem się na lunch do N31 i po pierwszej wizycie jestem bardzo zadolowony. Delikatne carpaccio wołowe z parmezanem, granatem i pistacjami, policzki wołowe i pyszny deser, a to wszystko za 42 zł.
Zdecydowanie polecam.
Zawitaliśmy tu dzięki Fine Dine Week. To były niesamowite 2h, pełne niecodziennych smaków, które nie chcą dać o sobie zapomnieć. Sorbet ze szczawiu - miła niespodzianka - chodzi za mną do tej pory!!! Dania niesamowite, obsługa na wysokim poziomie. Na przystawkę był pyszny tatar z tuńczyka, potem najsłabszy punkt - zupa krem z pomidorów z kozim serem, następnie BOSKIE krewetki z chorizo, danie główne urzekło mnie maślanymi kopytkami A deser to było mistrzostwo....dziękuję za tak cudowny wieczór! Na pewno wrócimy! ♡
Bardzo dobre jedzenie. Bardzo dobra obsługa. Ceny adekwatne do jakości jedzenia i obsługi. Nie zaiskrzyło, czegoś zabrakło. To miejsce na lunch firmowy z wymagającym szefem lub gośćmi zza granicy. Ja się tam dobrze nie czułem. Chyba mnie nie nagrali?
Kuchnia absolutna! Nie potrafie sie przyczepic, mimo ze bym chcial. Dobra karta win i znakomity, nienachalny serwis! Sprawdzona na biznesowe lunche i specjalne okazje!
Od afery podsłuchowej nasze drogi z panem Sową rozchodziły się w dość skrajnych kierunkach. Nie jestem w ogóle fanem szefów kuchni i celebrytów zarazem, choć nie miałem wątpliwości, że u tego pana w lokalu wiedzą, jak gości smacznie nakarmić. W Sowie i Przyjaciołach lata temu byłem ze 3 razy i tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu, a molekularna interpretacja szarlotki w postaci galaretki w kształcie jabłka do dzisiaj wywołuje u mnie szeroki uśmiech. Nadszedł więc czas na sprawdzenie umiejętności Sowy na Nowogrodzkiej.
Właściciel restauracji jest w środku w porze lunchowej i sam wydaje dania z kuchni, obsługuje gości. To na duży plus, bo nie brakuje miejsc, gdzie poza brandem i znanym nazwiskiem w nazwie, na niewiele się ten marketing przekłada. Na minus to, że na Facebooku ani stronie restauracji nie ma ani słowa o ofercie lunchowej - zarówno na poszczególne dni, jak i w ogóle istnieniu takowej poza regularną kartą (35zł za zupę, drugie dane i deser). Na frewkwencji się to jednak nie odbija - ok. 13:00 knajpa pęka w szwach, a mi szczęśliwie udaje się dostać stolik bez rezerwacji.
Tego dnia na lunch serwują tajską zupę i polędwicę dorsza z gnocchi i szparagami. Lubię te sezonowe wkładki, czekadełko w postaci ciepłego pieczywa z masłem także buduje moje zaufanie do tego, co będzie dalej. Elegancka zastawa, markowe kieliszki do wina - to wszystko znak rozpoznawczy Sowy. Perfekcyjna i dyskretna jest też obsługa, a goście lokalu to raczej menagerowie średniego i wyższego stopnia. Jest więc sporo krawatów i marynarek, choć to przecież casual Friday... Wracając do jedzenia, zupa jest smaczna, rozgrzewająca i przyjemnie wierci podniebienie mleczkiem kokosowym oraz sezamem. Ryba jest cudowna - chrupiąca skórka, jednolita konstrukcja, kopytka al dente, całość podlana przepysznym sosem. Do pewnego momentu obsługa systematycznie dolewa nam wody, wraz z podaniem deseru staje się mniej widoczna. Na deser pojawia się panna cotta z malutką bezą w towarzystwie espresso. Podobnie jak zupa i dania główne - całość w nie za dużej, ale wystarczającej porcji, za to co do jakości nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń. Dodam, że lunchowi towarzyszy kieliszek białego, wyśmienitego wina z bordeaux za 17zł, choć w karcie nie brakuje wynalazków typu sauvignon w cenie 35zł za 150 ml. Są więc napoje na każdą kieszeń, także tę bardziej zasobną. Zupełnie jak z kartą - poza lunchem wielu gości wybiera akurat kaczkę czy ośmiornicę. Wrócę i sam się sobie dziwię, dlaczego tak długo skutecznie omijałem to miejsce. Może z uwagi na wiatr, któy w okolicach Parkingowej w ogródku zawsze urywa głowę, ale w środku jest także bardzo przyjemnie.
Pierwszorzędna obsługa, bardzo dobre i ładnie podane dania. Polecam ośmiorniczki ;), dorsza, kaczkę i wino. Dyskretne, stonowane, przestrzenne wnętrza. Bardzo dobra lokalizacja. Niestety stosunkowo drogo, ale za to pierwsza klasa.
Spokojne, eleganckie, niesamowite miejsce ze spokojną muzyką w samym centrum stolicy. N31 wypatrzyliśmy sobie na Zomato już kilka dni temu i stwierdziliśmy, że chcemy się tam wybrać jak najszybciej. Zarezerwowaliśmy stolik na Nowy Rok, aby uczcić pierwszy dzień 2017 w miejscu prowadzonym przez Pana Roberta Sowę. Na wejściu zostaliśmy przywitani przez bardzo pomocnych i uśmiechniętych Panów. Zaprowadzili nas do stolika z dala od drzwi, tak jak poprosiliśmy przy rezerwacji. Na początek zamówiliśmy Coca-Cole (8 pln) i czarną herbatę (12 pln). Następnie mąż zdecydował się na przystawkę, wybrał marynowanego łososia z sałatką z glonów wakame, guacamole, wasabi i sosem vinaigrette z yuzu (44 pln). Ja zrezygnowałam z przystawki aby zmieścić danie główne :) Po chwili zostaliśmy poczęstowani wędzonymi ośmiorniczkami. Po nich przyszedł czas na sorbet którym nas poczęstowano. Na danie główne mąż wybrał pieczoną jagnięcinę z sosem tymiankowym, ragout z dyni i soczewicę ze skorzonerą (85 pln), ja zdecydowałam się na rybkę - wybrałam pieczonego dorsza atlantyckiego z sosem krewetkowym, smażonym kalafiorem, puree z zielonego groszku i czerwonym kawiorem (69 pln), mniam! Nasze kubeczki smakowe zostały maksymalnie pobudzone. Udana kolacja ze świetną obsługą, dobrymi cenami oraz w bardzo ładnym miejscu. Do takiego eleganckiego i przyjaznego lokalu aż chce się wracać. Na koniec zostaliśmy miło pożegnani przez obsługę oraz otrzymaliśmy książkę z autorskimi przepisami Pana Roberta Sowy!
Dziś recenzja niebanalnego miejsca, jakim jest restauracja N31 restaurant&bar na ul. Nowogrodzkiej 31, czyli w ścisłym centrum stolicy. Prowadzi ją Robert Sowa - osoba, która przyzwyczaiła nas do dobrego smaku. Potwierdza to nagroda dwóch czapek i rekomendacja, która znajduje się w przewodniku Gault&Millau na 2017 r. Trzeba przyznać, że robi to wrażenie. Tym razem opisujemy nasze odczucia z wizyty w restauracji N31 z okazji Restaurant Week. W ramach tego wydarzenia nie jest serwowane menu standardowe, a przygotowane specjalnie na tę okazję. Niektóre dania jednak były z karty regularnej, takie jak choćby przystawki tatar, grillowany ser kozi, czy deser z chrupiącego ciasta francuskiego z kremem waniliowym, karmelizowaną gruszką i lodami z rokitnika. Restauracja N31 nie należy do najtańszych. Trzeba sobie jasno już na wstępie powiedzieć, że podczas jednej wizyty trochę funduszy niestety trzeba wyłożyć. Dlatego właśnie Restaurant Week jest świetną okazją na tego typu odwiedziny i poznanie smaków dość ekskluzywnych restauracji.
Do N31 Roberta Sowy udałam się z okazji Restaurant Weeka. Wybrałam tę restaurację ze względu na to, że menu było w 100% w moim stylu (tatar + policzki), dodatkowo jest to miejsce renomowane i od dawna chciałam je odwiedzić. Od razu przy wejściu zwróciłam uwagę na wystrój, który jest idealnie w moim stylu. Szarości, elegancja, lodówka na wina… Jedno z najpiękniejszych miejsc. Jako, ze pora była wczesna, to wyjątkowo postawiłam na herbatę zamiast wina :) Poprosiłam o zieloną jaśminową, kelnerka przyniosła mi do wyboru dwie herbaty, pytając czy może wolę spróbować inną – bardzo miłe zaskoczenie, w ogóle pochwalić należy wspaniałą obsługę.
Co do samego jedzenia – śmiało mogę napisać, że było to najlepsze menu Restaurant Weekowe na jakim byłam. Tatar doprawiony idealnie i pięknie podany, policzki wprost rozpływały się w ustach. A na deser lody i makaronik… Tylko szkoda, że to co dobre tak szybko się kończy!
Jednego jestem pewna – do restauracji wrócę bardzo szybko!
Kolacja biznesowa.
Przyjemne, ciekawe miejsce. Bardzo poprawne jedzenia, ale bez fajerwerków.
Ciężko coś więcej napisać, po prostu ok, ale czy wybrałbym się tu kolejny raz, np. z żoną? Może z żoną tak, bo fajny wystrój.
Byłam, odwiedziłam i chętnie wrócę. Przystawki - tatar znakomity (serce skradły mi paski słoniny - wspaniałe), kozi ser nie był przytłaczający jak to bywa z tymi serami, drugie danie - policzki wołowe oraz polędwica z dorsza smaczne (choć dorsz był lepszy). Co do deseru - dawno nie jadłam tak urozmaiconego deseru składającego sie z tylu składników. Chętnie wrócę i to szybko. PS obsługa świetna
Wizyta podczas WRW. Dania cudowne, doprawione idealnie (jak dla mnie, bo kolega twierdził, że w sosie do mięsa za mało czuć wino Madera).
Pół punktu odejmuję za brak ręcznika do rąk w toalecie damskiej :(
Tatar na przystawkę genialny - aż żałowałam, że nie było go więcej. Policzki wieprzowe rozpadały się przy dotknięciu widelca, delikatne, boskie.
Deser był dobry - ciastko nie było najlepsze, ale super gruszka na ciepło, makaronik z mascarpone i sorbet z rokitnika.
Przyjemna była obsługa kelnera, który tłumaczył co jest na talerzu. Przyjemny wystró, siedzieliśmy w mniejszej sali, więc czuliśmy się trochę jak w domu.
Minusem było to, że niestety dosyć długo czekaliśmy na danie główne - duży stolik obok później jadł przystawki, a dania główne zdążyli zjeść zanim my nasze dostaliśmy. Więc ledwo zdążyliśmy zjeść deser i dostaliśmy rachunek. Za to minus kolejne 0,5punkta.
Ogólne wrażenie jednak pozytywne - jak przystało na dobrego szefa i nazwisko - trzymają poziom.
Rewelacyjny wystrój i muzyka. Jedzenie oryginalne i bardzo smaczne. Świetne amouse bouche. Obsługa znakomita, dzięki czemu kolacja upłynęła w bardzo przyjemnej atmosferze.
Bardzo przyjemne miejsce, bez zadęcia. Kuchnia pyszna, dorsz atlantycki z sosem tajskim i marynowany łosoś wspaniałe. Zostałam fanką glonów wakame :)
Obsługa idealna.
Uwielbiam to miejsce - bardzo dobre jedzenie, piękny wystrój, miła obsługa. Świetna oferta lunchowa, ale nie tylko! Właściciel lokalu czuwa nad jakością składników i czuć to jedząc w restauracji.
Clara Monteiro Duarte Silva
+4
Nice restaurant. Good service. Enjoyed the food, but it's not extraordinary. The beef tartar was good because it's a bit original and different.
N31 is well known among natives for being owned and ran by a famous Polish Chef. The space and service are quite ok, and the appetisers are worth trying. Mains and desserts are quite good. I would advise going with the duck breast and the tapioca finale if you fancy something out of the ordinary.
Moja pierwsza "recenzja" ever, pisana dlatego, że tak mi wszystko smakowało. Zawsze się zbierałem, ale nie starczało samozaparcia żeby usiąść do klawiatury.
Do rzeczy - czekadełko: plaster pomidora z mozzarellą i rukolą, gorący chleb, czyli prosty wstęp. Zupy: krem z grzybów leśnych i consomme z krewetkami - mógłbym je codziennie jeść, mistrzostwo.Między jednym a drugim daniem kolejne czekadełko - granita szczawiowo-szpinakowa z sosem malinowym - właśnie takie kombinacje sprawiają, że wyjście do restauracji nie przypomina własnoręcznego obiadu i ma się ochotę na kolejne wizyty. Później grillowany ser kozi i stek z foie gras - co mam napisać...świetne. Na deser beza i tarta cytrynowa. W tarcie dla mnie spód już ciut za twardy ale towarzyszka nie narzekała.
Do tego bardzo dobre wino za ok 60 zł butelka i super obsługa kelnerska.
Niedługo wracam.
Ania Kosterna-Kaczmarek
+5
Restauracja N31 to otwarta pół roku temu restauracja Roberta Sowy. Znajduje się w samym centrum Warszawy. Jest pięknie i elegancko urządzona, ale na szczęście bez zbytniego przepychu, który sprawia, że w restauracji czujemy się spięci. Nic z tych rzeczy. Profesjonalna i przyjazna obsługa sprawiają, że w N31 chce się przebywać i delektować potrawami, które serwują kucharze. Bez żadnego pośpiechu, właśnie tak jak lubię.
Pierwsze wrażenie po wejściu - niesamowite wnętrze, eleganckie, w odcieniach szarości i czerni, jednak bez zbędnego zadęcia. Klasa sama w sobie.
Kelnera, który Nas obsługiwał zabrałabym ze sobą najchętniej do każdej restauracji! Tak powinna wyglądać obsługa gości, zabrał Nas, niczym kapitan okrętu, w podróż i sprawił, że ten wieczór był kulinarnym majstersztykiem. Brawa!
Na przystawkę jedliśmy łososia z guacamole z sosem z yuzu.
Na danie główne - udko kaczki confit. Idealnie przygotowane, rozpływająca się w ustach, z dodatkiem buraków, truflowego puree i sosu jabłkowego.
Deser - ciasto marchewkowe z sorbetem limonkowym i czipsem pomidorowym.
Szefa Roberta Sowę miałam okazję poznać wcześniej osobiście i pracować z nim, jest to człowiek niezwykły i bardzo go podziwiam. Dania wychodzące na salę, spod jego czujnego oka, były dopracowane w najmniejszym szczególe.
Na początek dostaliśmy czekadełko, kawałek tuńczyka z glonami wakame.
Na przystawkę, kozi ser z buraczkami oraz carpaccio. Uwielbiam połączenie grillowanego koziego sera z buraczkami a tutaj podane bez zarzutu.
Na główne danie zamówiliśmy Halibuta z puree z topinamburu (sam poprosiłem o zamianę) oraz ośmiornicę z krewetkami. Oba przepyszne. Skóra chrupiąca, ryba rozpływała się w ustach. Ośmiorniczka mogłaby być lepiej doprawiona, trochę mało smaku. Ekspertem nie jestem, piszę dla przyjaciół, którzy mają podobne podniebienie jednak daleko do Five Oceans w Lizbonie (w km i smaku:) ale to pewnnie zrozumiałe.
Obsługa super, pani dbała o nas. Z drugiej strony nie było dużo klientów więc nie było trudno:)
Na pewno wrócę, polecam
Genialne miejsce. I na wyjscie z rodzina (weekend) i biznesowe. Wlasnie wrocilismy z rodzinnego obiadu i jestesmy zachwyceni.
Obsluga - bardzo mila, ale zyczliwa tak prawdziwie - niewymuszenie. Kelnerka bardzo milo gawedzila z moimi corkami, mlodsza odwazyla sie sprobowac nowych dan (a generalnie nie znosi nowosci).
Starszej bardzo smakowala gicz cieleca i policzki wolowe (skubnela od taty), ode mnie zas posmakowal jej halibut.
Na przystawke oprocz policzkow zamowilismy rowniez pierozki z kaczki - moim zdaniem byly najslabsze ze wszystkich dan. Na deser zas dziewczyny zamowily beze - uwazam sie za krolowe bez :) a ta byla... genialna!
Wino swietne - zapomnialam niestety nazwy. Na pewno wrocimy, to sie moze dowiem ;)
Mimo, ze w karcie nie bylo nic dzieciecego, kelnerka zaproponowala nam specjalne dania - filet z frytkami + spaghetti.
Obiad dla czteroosobowej rodziny wyniosl nas 400 zl + napiwek.
Dorosli: przystawka + danie glowne + 6 kieliszkow wina i woda
Dzieci: danie glowne + deser (na pol) + woda + sok
Byliśmy na business dinner - przystawka w postaci musu od restauracji - bajka - zupy - bardzo dobre - drugie Dania bajka - steki zajebiaszcze - szkoda ze ten mój troche mały - obsługa na najwyższym poziomie - alkohol ceny przystępne - butelka Moeta - 370 zł - rachunek za 4 osoby - z alkoholem - 1200 zł / jak na tego typu jedzonko i miejsce gdzie Robert Sowa firmuje lokal swoim nazwiskiem całkiem przyzwoicie - polecam antrykota ( nie ma go w karcie ) - deser palce lizać
Słysząc : Robert Sowa wiem ,że będzie smacznie. Było smacznie wystawnie i elegancko. Sam Robert Sowa dba o atmosferę w lokalu . Uśmiechnie się , zamieni słowo , uściśnie dłoń. Teraz konkrety. Lokal zlokalizowany po legendarnym pubie Patric. Niewielka sala na 35 miejsc , z boku umiejscowiona vip salka. Kuchnia otwarta. lokal zrobiony minimalistycznie . Elegancki bez zbędnego przepychu. 3 kelnerów na sali uwijało się a za barem widać kuchnię otwartą , gdzie gotują kucharze. Byliśmy w ramach Apetyt na Miasto. Dostaliśmy z żoną na przystawkę łososia z salsą guacamole. świetna orzeźwiająca. jako mains course kaczka confit z purre truflowym z musem jabłkowym , sosem z pigwy i imbiru, karmelizowanymi buraczkami i kaszanką. Kaczka rozpływała sie w ustach , a dodatki świetnie się komponowały. Deser ( nie lubie słodkości) świetny : ciasto marchewkowe z mleczkiem karmelowym i lodami limonkowymi podane z chipsem pomidorowym. obłęd. Restauracje polecam na lunch jak i wieczorne spotkania. Świetne miejsce
Do N31 wybraliśmy się przy okazji "Apetytu na miasto".
Od progu przywitała nas nienaganna obsługa.
Plus za czekadełko w postaci pieczywa podanego z masełkiem. Niby nic a zawsze cieszy(przynajmniej mnie).
Na przystawkę marynowany łosoś z guacamole, sałatką z rzepy i melona. Połączenie to sprawdziło się świetnie. Wszystkie smaki i faktury pasowały do siebie idealnie. Jednym słowem, szał.
Następnie przepyszne kacze udo confit z puree ziemniaczanym z aromatem oliwy truflowej do tego karmelizowane buraczki, mus jabłkowy i plaster kaszanki. Wszystko razem zagrało doskonale. Z miłą chęcią zjadłbym następną porcję.
Najsłabiej wypadł deser czyli ciasto marchewkowe, choć w takiej odsłonie jeszcze go nie jadłem. Niesztampowe, ciekawe dodatki w postaci mleczka karmelowego i lodów z limonki były jak dla mnie zbyt wyraziste w połączeniu z dobrym aczkolwiek nadal ciastem marchewkowym.
Bardzo ciekawe miejsce, z miłą chęcią tam powrócę.
Idealna restauracja! Do takich miejsc warto przychodzić. Zarówno wystrojem jak i poziomem dań kojarzy mi się z Z57 na Saskiej Kępie. Jest równie pięknie i smacznie :)
Jako przystawkę jedliśmy łososia z guacamole, melonem i sosem yuzu - danie genialne, wszystkie smaki niesamowicie się że sobą łączyły, zwłaszcza pasował mi smak cytrusów w towarzystwie łososia.
Daniem głównym była kaczka confit, wprawdzie nie tak miękka i delikatna jak wersja, którą miałam kiedyś okazję próbować w Kuchni Funkcjonalnej, ale smaczna. Z kaczką wg mnie jest tak, że jej pozycja w dużej mierze zależy od dodatków, a te zostały wyjątkowo dobrze dopasowane. Puree z oliwą truflową oraz mus jabłkowy to idealne dodatki do kaczego mięsa. Karmelizowane buraczki też super tu pasowały, mimo że ogólnie nie lubię buraków.
Deser okazał się dość przeciętny, ale mimo wszystko smaczny. Jadło się go "oczami", prezentował się genialnie. Ciasto marchewkowe dobre, mleczko karmelowe jeszcze lepsze. Lody z limonki na mój gust były nieco zbyt kwaśne i nie pasowały do całości. Ogólnie jednak pozytywnie.
Wieczór w N31 będę wspominać smacznie, na pewno tam jeszcze wrócę. A wnętrze, no cóż - mogłabym tak zamieszkać ;)
Wystroj wygodny modny i klasa. Po lokalu przechadza sie Szef "tucząc konia" ;). Jedzenie bardzo dobre. Standardy z czekadelkiem i minizakąskami miedzy daniami zachowane. Dobra karta win i ceny win bardzo rozsądne. Jadlem policzki wolowe i steka. Pyszne. Dla milosnikow IV RP w karcie jest rowniez osmiornica.
Do pięknej, acz stonowanej scenerii N31 wybrałam się w ramach Restaurant Week'u. Wcześniej nawet nie słyszałam o otwarciu nowej restauracji przez p. Roberta Sowę.
Obsługa znakomita, przyjemna atmosfera, sporo klientów spoza RestaurantWeeku.
Menu przeze mnie wybrane zawierało:
Przystawka:
Tatar z polędwicy wołowej z plastrami marynowanej słoniny i borowikami - konsystencja idealna, dodałabym jeszcze ze 2 borowiki.
Danie główne:
Pieczony dorsz w paście miso podany na kremowych warzywach z grzybami shiitake - perfekcyjnie przygotowana.
A ma deser:
Mus czekoladowo-truflowy z pudrem orzechowym. Wyraźny - gorzkoczekoladowy.
Wszystko było wyśmienite, różnorodne smaki przeplatały się wybornie. Co lubię - idealnie doprawione. Sztuka kulinarna na najwyższym poziomie. Już dawno nie byłam tak zachwycona jedzeniem....
Jedyna rzecz, która mi przeszkadzała, to zbyt bliska odległość innych 2osobowych stolików w rzędzie. Posiadając komplet sąsiadów z lewej i prawej, nie słyszałam wypowiadanych przez siebie słów i osoby przy moim stoliku.
Aleksandra Chojnacka
+4.5
Nowa restauracja Roberta Sowy serwuje zbliżoną kuchnię do Sowa i Przyjaciele. Połączenie kuchni polskiej z międzynarodowym fusion jest w tym przypadku bardzo udaną kombinacją.
Podany na przystawkę tatar to przede wszystkim świetne mięso w gotowej formi, idealnie doprawione o podstawowe składniki. Do tego kawałki słoniny i bardzo mocny "puder" przypominający w smaku trufle. Całość bardzo ciekawa. Nawet podany koszyk chleba z masłem nam smakował.
Inną udaną kombinacją jest dorsz w paście miso z grzybami shitake. Delikatne mięso dorsza bardzo fajnie kontrastuje z mocnym, kremowym sosem z miso. Dołożyłabym jedynie więcej warzyw, żeby danie nabrało lekkości, podane było z kawałkiem cukinii i brokułem, które idealnie się komponowały.
Godny polecenia jest deser - mus czekoladowo-truflowy przekładany chrupiącymi płatkami o orzechowym smaku z orzechami z boku. Bardzo delikatny i nie za słodki.
Dość zimny wystrój odpowiadający raczej biznesowym spotkaniom spowodował, że miałam obawy co do "nadęcia" tego miejsca. Tymczasem obsługa okazała się bardzo sympatyczna i pomocna, cały czas upewniając się czy nie dołożyć pieczywa albo nie podać czegoś więcej, nie będąc przy tym zbyt natarczywym.
An error has occurred! Please try again in a few minutes