Jest to jedno z tych miejsc, do których nie trafisz przypadkiem. Okolica wygląda ja przedmieścia Duszanbe, co oczywiście nie odbiega ani na plus, ani na minus od ogólnej urody Warszawy. Po prostu normalny człowiek nie wybiera się tu na spacer i nie mówi sobie, o, chyba jakiś fajny lokal, zajrzę. Trzeba tu chcieć iść, albo zostać zaproszoną na lunch.
Dosyć obskurny z zewnątrz budynek, z kiepskim wejściem, kryje w sobie niesamowicie stylowe, czy wręcz przestylizowane wnętrze, coś, co ma chyba być nawiązaniem do wyobrażenia o gospodarzy o starej restauracji. Jest wygodnie, przytulnie, intymnie, ludzie nie siedzą sobie na kolanach. Personel ujmująco miły i użyteczny, w weekendy bywa też opiekunka do dzieci, więc możecie mieć pociechy na chwilę z głowy, kiedy oddadzą się malowaniu buziek czy czemuś takiemu.
Z rzeczy w karcie miałam okazję tu przy okazji kilku wizyt zjeść pieczoną paprykę faszerowaną kozim serem, rosół z (wiejskiej ponoć) kury, miks pierogów, sztukamięs w chrzanowym sosie i sznycel cielęcy "cienko rozklepany".
No więc wszystko jest pyszne, może najmniej spektakularne są pierogi, ot, jak pierogi, ja je po prostu lubię, ale trzeba by się starać, by coś popsuć; pierogi są tutaj bardzo dobre i tyle. Szczególnie smakuje mi tu natomiast zawsze Wienerschnitzel, czyli kotlet cielęcy, faktycznie cienko rozbity i dobrze, co nie znaczy mocno, usmażony. Jest ten kotlet nawet lepszy od tego, który podają w GalMoku w Galicji, a który jest jakimś takim sevrskim modelem winersznicla.
Sztukamięs dobry, nawet bardzo dobry, kruchy, dobrze przyprawiony, warto, sam sos chrzanowy to majstersztyk. Rosół, no cóż, taki, jak u babci.
Chyba jedyna rzecz, jaka mnie trochę śmieszy, a trochę odstręcza, to ta wysilona rustykalność, to ciągłe podkreślanie wiejskości, naturalności, prostoodchłopowatości. Te "połówki kurczaka zagrodowego", "deska serów zagrodowych", no mniej trochę zagrodowości, a będzie całkiem OK. W przeciwnym razie jeszcze krok w kierunku wieśniactwa i będzie to kolejna karczma typu chłopskie żarcie.
Lokal jest raczej drogi, obiad dla dwójki dorosłych i dwójki dzieci z deserami to może być śmiało ok. 300-400 zł, zwłaszcza jeśli zamówimy jakieś niezbyt nawet wyszukane alkohole w symbolicznych ilościach. Więc raczej nie do codziennego bywania dla normalnej klasy średniej, ale gościa biznesowego na lunch można zabrać śmiało.
Lepiej rezerwować miejsce, bo różnie bywa, lokal jest dosyć popularny biznesowo, w godzinach lunchowych sporo januszy z laptopami próbuje stąd zarządzać biznesem przez komórę (ale z coraz większym poczuciem wieśniaczenia).
An error has occurred! Please try again in a few minutes