Restauracja Osteria Piemonte

Z zewnątrz niepozorna, bardzo przyjemna i elegancka w środku. Miła i profesjonalna obsługa. Jedzenie pyszne, dobre wino. Ceny raczej powyżej średniej, ale warto!

Wybralismy się na późny obiad w tygodniu. Restauracja zlokalizowana jest w bardzo zindustrializowanej okolicy, plusem jest duży pusty parking.
Lokal jest duży, nastawiony pewnie na wesela, wystrój nawiązuje do włoskich osterii w prosty, aczkolwiek nie kiczowaty sposób. Na środku stoi stół z włoskimi produktami, które można kupić na miejscu.
Do stolika zaprowadził nas przemiły i szarmancki kelner, który zwracał się do nas per 'szanowni'. Urocze. Byliśmy z synem, wiec od razu zaproponował krzesełko i przyniósł zabawkę.
Zamówiliśmy tagliatelle al ragu (które w większości innych knajp byłoby spaghetti i nazwane bolognese, plus za autentyczność), risotto z grzybami i frito misto z salatami. Do tego sok wyciskany mieszany, piwo i wino białe domowe.
Wszystko było wyśmienite. Spore porcje, że świeżych składników, makaron robiony na miejscu, risotto al dente z mnóstwem borowikow. Wino bardzo dobre.
Bardzo duże zaskoczenie i druga moja ulubiona włoska restauracja w Warszawie z prawdziwie włoska kuchnia.

Polecam 
Jadłem wołowinę "Brasato al Barbera con pure"super smak i wygląd w podaniu ale można było podawać więcej pure, żona jadła sałątke "Insalata della Casa" tez jest zachwycona, napewno się jeszcze tam wybierzemy.

Lokalizacja 'na końcu świata', ale za to nie ma problemu z parkowaniem. Budynek z zewnątrz nie zapowiada zupełnie tego co znajdziemy we wnętrzu. 'Klockowaty' budynek biurowo-usługowy skrywa w sobie lokal, w którym sporym nakładem materiałów i pracy stworzono sklepienia krzyżowe i kolumny na wzór włoskich piwnic winnych. Naprawdę - wrażenie jest niesamowite.
Trafiamy akurat na 2 większe i jedną mniejszą imprezę zorganizowaną w lokalu, ale miły pan kelner wskazuje nam wolny stolik (na wielu były karteczki 'rezerwacja'). Nie wszyscy mieli takie szczęście z tych co przybywali po nas. 
W ramach czekadełka dostaliśmy chlebek i paluchy słone a do nich oliwę z peperoncini, ocet balsamiczny i dwie miseczki. 

Czas na posiłek 'główny':
Pierwsze danie - krem z porów i ziemniaków i bruschetta, smaczne i duże porcje, pięknie podane - na talerzu zupy kucharz nawet się podpisał :)
Dania główne - Smażone owoce morza na sałacie oraz bollito misto czyli podane elegancko gotowane 6 odmian mięsa (kiełbasa, pierś kurza i wołowe - łata, szponder, policzki i ozór). 
Wszystko pięknie wyglądało i świetnie smakowało. Pierścienie kałamarnic dobrze wysmażone, mała ośmiorniczka 'al dente', no i krewetki - palce (dosłownie) lizać. Wołowina rozpływała się w ustach... a smak jej podkreślały podane sosy - musztarda dijon, chrzan tarty, ketchup, majonez, sos na bazie pomidorów i papryki oraz sos na bazie bazylii i majonezu. Pierś z kurczaka - delikatna, najsłabszym ogniwem była kiełbasa.

Przy tak wielkiej ilości gości - podziwiam obsługę. Nie było biegu, nerwów, wszystko na czas - gratulacje dla kogoś kto zespół skompletował i szkolił.

Sprawna obsługa, miłe wnętrze, świetne jedzenie, ceny przyzwoite - czego więcej chcieć???