Sato Gotuje

Udon r e w e l a c j a :) na pewno wrócę na niego nie raz. Pyszny bulion, makaron i przepyszne mięsko w środku. Dodatkowo podane przyprawy pasowały idealnie. Niestety przystawka mocno średnia, kurczak bardzo tłusty. Tak czy siak polecam wpaść na zupkę!

O Sato gotuje dowiedzieliśmy się z internetu, gdzie był wybrany jednym z 10 najlepszych azjatyckich knajpek w Warszawie. Nie zawiedliśmy się. Lokal dosyć mały, ale ciekawie urządzony ukryty pośród starych bloków na Ochocie. Zamówiliśmy na przystawkę Onigri i edamame, a na główne Udon z kaczką i Donburi z kurczakiem. Wszystko było bardzo dobre. Szczególnie makaron udon jak i sam bulion :) Cenowo tez bardzo dobrze. Za dwie przystawki i dwa dania główne 68zl? Moim zdaniem ekstra. Na pewno nie ostatni raz odwiedziliśmy Sato :)

Przepysznie! Wyśmienity udon, pierś z kaczki idealnie miękka. Przystawki bardzo dobre, sosy do nich również. Bardzo polecam to miejsce, wyszliśmy najedzeni lecz nie przejedzeni. Będziemy wracać!

Ciekawe miejsce, fajne smaki - Łosoś Teriyaki i Kurczak Teriyaki jako przystawki: oba dania podobnie podane, soczyste, dopełnione zieleniną, łosoś minimalnie za słony za to bronił się idealną strukturą. Z drugich dań padło na zupę z kaczką - fajny delikatny bulion, mięso soczyste i w poprawnej ilości, do tego warzywka dające fajny posmak, duży plus.
Mały minus za czystość, stoliki się delikatnie lepiły.
Panowie za to mogliby więcej się uśmiechać ;)

Generalnie ciekawe i godne polecenia, szczególnie ze względu na ubogą w tego typu miejsca Ochotę.

EDIT: Panowie się więcej uśmiechają a jedzenie dalej na świetnym poziomie. Powoli miejsce staje się „moim”.

Tęskniąc za smakami Japonii wyczekiwałam dnia kiedy uda mi się wybrać do Sato.
Lokal nie jest czynny codziennie, więc nie było to takie proste. Można dokonywać rezerwacji.
Większą ekipą pojawiłyśmy się po 16 czyli niedługo po otwarciu lokalu. Wnętrze jest jasne, z otwartą kuchnią, z zawieszonymi zapachami zapowiadającymi pyszną kolację.
Uwaga - płacić można tylko gotówką, a lokal bez koncesji na alko, można jednak wnosić własny.
Studiujemy menu, wszystkiego chciałoby się spróbować.
Na stole pojawiają się przystawki: makrela, grzyby, kurczak - porcje niewielkie, ale estetycznie podane, zgodnie z azjatyckim duchem. Na specjalne życzenie można zdobyć sztućce.
Dania bardzo proste, nieprzekombinowane, smaczne, choć dodatków jak np rzodkiew, czy sos mogłoby być nieco więcej.
W ramach dania głównego wszystkie zamawiamy udony, z wieprzowiną oraz wege z tofu, w pomniejszonych porcjach.
Zupa nieco mnie rozczarowała, wieprzowiny niewiele, może łyżeczka od herbaty - kopczyk mielonego mięsa, nieco mało nasycony wywar, dodatków dla mnie zbyt mało.
Pojawia się też deser - czekoladowe ciastko z kremem z zielonej herbaty. Oczy otworzyły nam się bardzo szeroko, kiedy podglądając poczynania na kuchni dostrzegłyśmy, że do szafki sięgnięto po mikser. Blady strach padł, że ciastko dopiero zostanie upieczone. Po dłuższej chwili i zamieszaniu na kuchni podano nam muffinki czekoladowe - smaczne, ale nic wyjątkowego. Krem okazał się być bitą śmietaną z herbatą matcha. W sumie tworzyło przyjemne zestawienie.
Podsumowując: zostałam oczarowana formą lokalu, otwartą kuchnią, zapachami i skupieniem na twarzy szefa kuchni podczas pracy. Wrócę po więcej.