Uwieeelbiaaam! Najlepsze są pasty na przystawkę i tadżiny (właściwie każdy ma w sobie coś). Chętnie tam wracać. Moim zdaniem troszkę zbyt wysokie ceny dań głównych - kiedyś było taniej. Ale od kilku lat jakość jedzenia się nie zmienia.
Już od jakiegoś czasu planowaliśmy się tu wybrać. Dziś nadszedł ten wyczekiwany moment.
Obsługa miła i szybka w działaniu 🙂
Jeśli chodzi o wystrój to bardzo przyjemnie, choć mogłoby być jeszcze przytulnej. Tak, żeby chciało zostać się chwilę dłużej.
Do jedzenia zamówiliśmy 2 tagine: kurczak z marynowaną cytryną i wołowinę z groszkiem. Oba dania bardzo dobre. Jedyne, co mi przeszkadzało to za małe porcje w stosunku do ceny. Mój żołądek do największych nie należy, wręcz przeciwnie. Po zjedzeniu całej porcji nadal czułam, że mogłabym coś jeszcze zjeść 😉
Trzy kroki od Arkadii, na końcu szemranej uliczki, którą po zmroku pewnie omijalibyśmy szerokim łukiem, kryje się prawdziwa perła. Niewielki lokal z prostym wystrojem, serwujący ledwie kilka dań, ale ciężko się na któreś zdycydować, bo wszystkie opisy brzmią kusząco. My na pierwszy ogień wybraliśmy tajine z kurczakiem z marynowaną cytryną oraz pulpeciki jagnięco-wołowe. Kilkanaście minut później (ruch w lokalu był akurat niewielki) na stole wylądował kuskus i dwa gorące gliniane naczynia. Porcje niezbyt duże, więc dzięki temu przy kolejnej wizycie skusimy się jeszcze na zupę albo przekąskę. A wrócimy na pewno, bo jedzenie było przepyszne! Aromatyczne i zbalansowane, a jednocześnie ciekawe i inne na swój orientalny sposób.
W magrebie najfajniejsze jest miejsce, przepyszne humusy oraz lody różane. Reszta jest słaba i przeciętna a porcje za małe i za drogie. Podsumowując, pomysł na umieszczenie lokali wśród zakładów ślusarskich był genialny, miejsce ma niespotykany nastrój. Humusy są świetne jakościowo. Dania na ciepło składają się z bardzo małych porcji. Poprawcie to a dużo zyskacie.
Łał i jeszcze raz łał. To było coś niesamowitego. Wszystkie dania takie pyszne, aromatyczne i syconce że ciężko się oderwać od talerza. Obsługa jest najmilsza na świecie. Na razie to najlepsza restauracja w której kiedykolwiek byłam.
Pierwsze wrażenie… Marocco
W ramach kolacji wyskoczyłyśmy do Maghreb.
Poszłyśmy w same przystawki. Oczywiście obowiązkowo humus, drugi humus z suszonymi pomidorami na ostro oraz pastę z pieczonych bakłażanów. Do tego cieplutka pita :D
Wzięłyśmy również północnoafrykańskie kiełbaski wołowe oraz szaszłyki cielęce.
Marokańską herbatkę miętową oraz napój imbirowy.
Wszystko było przepyszne!
Nie jest łatwo trafić w to miejsce, ale warto go poszukać! Polecamy serdecznie! :)
Trafiliśmy do Maghreb dzięki zaproszeniu od Zomato – zaledwie 400 m od mojej pracy, nigdy wcześniej nie zostało przeze mnie zauważone, chociaż na Burakowskiej bywam nierzadko. Na samym końcu wewnętrznej uliczki, po minięciu zakładu produkcji szyjek, docieramy do poszukiwanego lokalu – tak, lokalizacja jest bardzo ciekawa. Obawiam się, że sama bym aż tutaj raczej nie dotarła…
Lokal urządzony oszczędnie, ceny na poziomie wyższym niż bym oczekiwała po tej lokalizacji – w takim razie musi się tutaj bronić jedzenie! Zamówiliśmy tajin z wołowiną ze śliwką i tajin z kurczakiem z marynowaną cytryną, oraz kuskus z kurczakiem. Kuskus z resztą podany był do wszystkich tych dań. Bardzo ładnie podane dania przenoszą nas wprost do Maroka – kruchusieńkie mięso, dużo przypraw i wyraziste smaki trafiły wprost w mój gust. I rzeczywiście, smak się bronił, choć nieprzeciętnie długi czas oczekiwania na przyszłość zniechęca do odwiedzin w porze lunchu. Ale już po pracy? Czemu nie :)
Lubię próbować nowe smaki a dzięki uprzejmości Zomato trafiliśmy na Burakowską do restauracji Maghreb. Lokal ukryty w dość ciekawej okolicy, myślę, że nie wiedząc o jego istnieniu bardzo trudno tam trafić. Cała otoczka zdecydowanie nadaje klimat miejscu, które samo w sobie jest ciche, niezbyt specjalnie przystrojone a obsługa znika w sumie nie wiadomo gdzie.
Spróbować chciałoby się wszystkiego więc najlepiej decydować się na przystawki:
Klasyczny hummus 13PLN, słyszałam opinie, że najlepszy w Warszawie, podobała mi się jego konsystencja, był jednak trochę zbyt szalenie doprawiony jak na mój gust,
Baba ganoush ➡pasta z pieczonych bakłażanów 14PLN, która najlepiej smakowała w połączeniu z mechouia ➡lekko pikantną pasta z pieczonych papryk i pomidorów 15PLN, takie połączenie było wyraziste, nieoczywiste i smaczne. Muszę jednak przyznać, że spodziewałam się większych porcji w przypadku hummusu i baba ganoush.
Szaszłyki cielęce marynowane w przyprawach 15PLN zyskały opinię smacznych, ja nie próbowałam, ale sos ziołowy był super.
Wszystko oczywiście z ciepłym chlebkien berberyjskim.
Do picia ayran, napój imbirowy i kawa Maghrab (niewyobrażalne słodka, na szczęście w małej ilości, na bazie wody różanej o dziwo mi bardzo smakowała)
Było smacznie, różnorodnie, połączenia smaków potraw najlepsze.
Ogólnie jestem zadowolona z wizyty, może tylko obsługa, a bardziej jej pojawianie się i znikanie oraz później pewne zawirowania organizacyjne nie do końca przypadły mi do gustu. Jednak to jedzenie jest najważniejsze a to był zdecydowanie najlepszy punkt z całej wizyty.
Dziękuję Zomato za możliwość nowych kulinarnych doznań. 😘
Dobry hummus i inne potrawy. Polecam. Kilka krotnie odwiedziłem i jak tylko mam chęć na bardzo dobry hummus ide tam. Mozna dzielić się jedzeniem.
W Maghrebie z żoną byliśmy 3 razy. Jadłem wołowinę ze śliwkami i chyba ona najbardziej przypadła mi do gustu, jagnięcina z fasolką już nie tak bardzo. Co do położenia restauracji to mam mieszane uczucia - korzystam z położonej obok stacji jak kończy mi się ważność w dowodzie rejestracyjnym ale w zakresie fajnej okolicy żeby zjeść to raczej nie jest ona atrakcyjna a wręcz przeciwnie...Wracając do jedzenie. Pyszny jest napój imbirowy. Jedzenie można ocenić bardzo wysoko jednakże wystrój o okolica odstraszają
Od dawna nosiłem się z odwiedzeniem restauracji marokańskiej, a ponieważ trafiłem w końcu do stolicy - nie mogłem już sobie dłużej odmawiać. Okolica jest... dość ciekawa, że tak powiem. Z jednej strony rzut beretem do dużego centrum handlowego i mieszkań jak zgaduję za min. 7 tys zł/m2, z drugiej zaś strony rozwalająca się ulica, przypominająca industrialne nieużytki. Jest to o tyle istotne, ponieważ sam widziałem jak potencjalny klient zrezygnował, gdy zobaczył uliczkę na końcu której znajduje się ta restauracja - po prostu stanął jak wryty.. i odszedł. A po jego wyglądzie wnioskuję, że raczej nie zdążał do sklepu z ASG. Wchodzę - restauracja pusta, co raczej nie dziwi sądząc po reakcji, którą sam przed chwilą widziałem. Złożyłem zamówienie - tajin wołowina ze śliwkami oraz 2 na wynos - kurczak z rodzinkami oraz kurczak z marynowaną cytryną. Jako amuse-bouche otrzymałem oliwki i czekam. Mówiąc szczerze - spodziewałem się min. pół godziny czekania, tym większe było moje zdziwienie, gdy po kilku minutach kelnerka stawiała zamówienie na stół. Co o daniu - nazwa jego mówi jeśli nie wszystko, to większość. Ze składników były jeszcze orzeszki z patelni.. i tyle. Co do dania - mięso doprawione, kruche. Natomiast nie ukrywam, że byłem bardzo zawiedziony tą ilością składników..
Gdybym na tym zakończył - ocena byłaby zdecydowanie niższa, natomiast zamówienia na wynos nadrabiały za wołowinę - kolendra, soczewica, pomidory, cebula - w końcu jakiś konkretny smak się pojawił! Zdecydowanie polecam wariant kurczaka z rodzinkami - pewnie sam będę starać się go odtworzyć w slow-cookerze. Co do lokalu - wieje pustką ze ścian, których biały kolor zupełnie nie pasuje do reszty. Ale to tylko takie moje przemyślenia.
Próbowałam tylko humusu, oliwek i kurczaka z cytryną marynowaną, deserów, do picia tylko herbat - nie będę się zatem stanowczo wypowiadała o wszystkich smakach i zaletach tej kuchni. Po jednej wizycie mogę jedynie powiedzieć, że desery nieprzesadnie porywają, herbatę berberyjską trzeba pić, kiedy jest bardzo gorąca (inaczej jest zupełnie niepijalna), że obsługa była niezwykle uprzejma i że ogólnie jedzenie mi smakowało.
Lokalizacja faktycznie zaskakująca.
Ciężko tu trafić... Bardzo ciężko nawet, ale warto. Lokal niewielki, ale w niedzielne popołudnie ciężko z miejscami. Warto zadzwonić wcześniej, my mieliśmy jednak szczęście i udało nam się zasiąść przy stoliku.
Na początek - nieco przydługie oczekiwanie na menu oraz na odebranie zamówienia. No ale cóż... sala pełna... Po złożeniu zamówienia dostajemy oliwki - tak żeby żołądek zaczął pracować... Później na stół trafia sałatka mechouia, co prawda inna od tej jaką z krajów Maghrebu znam - mniej ostra i bardziej czerwona, ale całkiem smaczna. Nasze główne dania to tajine - kurczak z marynowaną cytryną oraz wołowina z groszkiem. Oba dania bardzo dobre, podane ze sporym talerzem kaszki kuskus.
Kuchnia bardzo dobra, choć mechouie nieco inne niż na północy Afryki. Mam wrażenie, że to warszawsko-marokańska wariacja na temat tunezyjskiego przysmaku. Dla tej kuchni warto się pofatygować na Burakowską i pobawić w szukanie lokalu :)
Przeraziło nas wejście do restauracji. Po wejściu do środka okazało się, że wnętrze wygląda jak bar. Pomimo niezbyt dopieszczonego wystroju jedzenie było dobre. Obsługa bardzo miła, potrafiła powiedzieć coś o każdym daniu oraz doradzić.
Bardzo pyszne, autentyczne marokańskie jedzenie (powiedziałabym, że tajin lepszy niż ten, który jadłam w Rabacie). Wszystko, począwszy od kiełbasek jagnięcych, poprzez wołowinę ze śliwkami aż do pysznej taminy było smaczne, świeżutkie i ładnie podane. Danie główne co prawda bardzo słodkie, może nie w stu procentach mój smak, ale wykonanie i tak bardzo udane. Polecam!
Pierwszy raz miałam okazję próbować kuchni marokańskiej. Merguez pyszne, podobnie jak tajin,choć wołowina z imbirem i miodem mimo wszystko zbyt słodka jak na mój gust. Wołowina z groszkiem rozpływała się w ustach. Polecam szare wino - bardzo delikatne, wytrawne ale nie do bólu. Porcje solidne, bardzo dobrze doprawione, obsługa przemiła. Wystrój bardzo przyjemny, widać dbałość o szczegóły - muzyka, kolory i naczynia w których podane jest jedzenie są dopasowane idealnie. Szkoda, że nie ma ogródka. Polecam.
Prawdziwa perełka ukryta w dość dziwnym miejscu. W sobotnie popołudnie był tu spory ruch, co już zapowiadało, że będzie dobrze. I było. Wszystko było świetne, ale mi najbardziej do gustu przypadł hummus cytrynowy i wołowina ze śliwką, a ich chlebek jest po prostu obłędny. Porcje są hojne, a obsługa sprawna i uśmiechnięta. Nie jest to raczej miejsce na wielkie wyjście, ale na przyjemny, szybki obiad tak. Na pewno wrócimy.
Popołudniowy wypad na marokanskie smaki przyspozyl sporo przyjemności. Mnie poprawiła nastrój nawet ukryta lokalizacja :) :)
Polacxylismy dania robiąc sobie ucztę mix.
Padło na Tabouleh, Mechouia i wolowine ze śliwkami. Okraszone lokalnym bialym winem.
Tabouleh bardzo dobry aromatyczny z papykowa pasta wręcz wyśmienity. Dla samej Mechouia warto wrócic.
Wołowina zrobiona wyśmienicie z sosem o wyraźnym smaku śliwek ale niezbyt porywającym.
Pewnie zajrzyjmy jeszcze kiedyś :)
Do restauracji udałem się z kuzynem na "szybki lunch" w niedzielę podczas przeprowadzki w upalną niedzielę. I jak przystało na marokanski klimat nie było szybko, ale za to na relaksie bez pośpiechu i smacznie. Bardzo dobre pieczywo, rewelacyjne oliwki, kiełbaski znośne, ciekawy smak pasty z baklazana 🍆, zupa wyśmienita. Jedynym minusem były spore braki w menu, spowodowane jakąś duża impreza dnia poprzedniego. Sam lokal przytulny, trochę schowany ale zdecydowanie warto tu powracać!
Smacznie, klimatycznie, w tajemniczym zaułku przy ulicy Burakowskiej. Menu krótkie, ciekawe. Zamówiłam zupę z wołowiną i soczewicą. Dobra i całkiem sycąca. Plus za chlebek wypiekany na miejscu i za wyśmienitą ostrą pastę do zupy (którą użyłam do chlebka). Do tego woda gazowana podawana w fajnych szklanych butelkach. Cenowo - jak ja to nazywam "po warszawsku" :)
Zagubione w dziwnych zakamarkach o podejrzanej renomie miejsce jest warte odwiedzenia. Ciepłym latem z wiszacymi nad stolikami kolorowymi lampkami musi być bardzo klimatycznie. Póki co, można zjeść we wnętrzu, które jest bardzo małe - 5 stolików, przyjemny, prosty, nie pretensjonalny wystrój i zapach przypraw, już od progu zapowiadało się dobrze :)
Zamówiliśmy hummus z suszonymi pomidorami - świetny, kremowy, kiełbaski cielece - bardzo dobre, merguez czyli kiełbaski wolowe - tez bardzo smaczne. Danie główne dla czterech osób to 4 tajiny podane z wielką miska kuskusu. Jedliśmy wołowinę ze śliwka, jagniecine z morelami, kurczaka z cytryna i pulpeciki. Każdy tajin smakował zupełnie inaczej, kurczak orzeźwiający, jagniecina słodka, wołowina śliwkowa, pulpeciki mięsne (chociaż trochę suche). Ciekawy deser - tamina, dużo bakalii. Bardzo miłe miejsce na wyjście ze znajomymi, jest krzesełko do karmienia
Czwartkowy wieczór. Co by tu dobrego zjeść. Udałyśmy się do Maghreb. Lekkie zdziwienie na wejściu. Mała restauracja w której panuje marokański nastrój.
Na początek zamówiłyśmy zupę z soczewicą podaną z pieczywem berberyjskim. Lekko pikantna. Bardzo dobra.
Na główne danie przyjaciółka zamówiła tajina z wołowiną ze śliwkami a ja tajina z jagnieciną z morelami i rodzynkami. Wyśmienite dania. Po prostu cudowne.
Na deser dostałyśmy kokosowe ciasteczka.
Wieczór bardzo udany. Obsługa przemiła. :)
Na pewno wrócę!
Dziwę się czasami, gdy widzę, że ludziom podoba sie Maghreb, a mimo to nie dostaje on maksymalnej oceny. Byłam tutaj pArę razy- na obiad i na kolację. Zawsze zachwycały mnie zapachy od progu restauracji i Pani zza zaplecza, a która przygotowuje te smakowitości i herbatę po marokańsku. W maroku niestety nigdy nie byłam, ale wlasnie tak wyobrażam sobie kuchnie marokańską. Kuskus jest idealnie sypki (niech mi nikt nie mowi, ze gdzieś w Warszawie jadł taki, lub jest w stanie wlasnie taki ugotować), tajine są bogate w smaki. Jak ma byc słodko to jest- aż nawet za bardzo jak na ,,nasze smaki"" ale do kuskusu i tych rodzajów mięs to idealnie pasuje. Mięso zawsze jest delikatne, kruche. Zawsze miękkie i nigdy nie było twarde. Czuć moc przypraw. Ale mocą tej kuchni jest to l, ze czuć zawsze każda przyprawę lub warzywo z osoba (nie jest to oczywiste. Czasami dostaje sie zbitkę warzyw w ,,posypce curry, pod chmurką jarmużu z scorzonerą " i w sumie nie wiadomo co to za smak i o co chodzi). Miejsce małe, okolica brzydka. ale to tworzy swoisty klimat. Zdecydowanie polecam fAnom restauracji, które specjalizują się w konkretnych paru potrawach i wiernie robią to co potrafią i nie tracą na jakości. Polecam gorąco, jedno z najlepszych ,luźnych" miejsc w wawie.
Jest pysznie. Lokal położony na uboczu, chociaż bez problemu można tam trafić wąską odnogą od ulicy Burakowskiej. Kilka stolików, więc szczególnie w weekend rezerwacja stolika jest wskazana.Jedzenie pyszne po prostu. Zamówiliśmy oliwki, tabouleh, merguez (kiełbaski wołowe), szaszłyki cielęce i tajin z pulpecikami jagnięco-wołowymi. Wszystko idealne po prostu.Mam nadzieję na, że wrócę tu wkrótce.
Kuchnia Maghrebu w warszawskim wydaniu - całkiem poprawnym. Jeśli byliście w Tunisie, Bagdadzie czy na rynku w Marrakeszu to poczujecie znajome klimaty. Począwszy od lokalizacji , która żywcem przypomina widoki z arabskich miast i ich zaułków, kończąc na muzyce we wnętrzu, zapachu i smaku potraw - tak wygląda Maghreb. Próbujcie śmiało domowej lemoniady, baraniny i bakłażanów w glinianych naczyniach - super przygoda kulinarna na niedzielne popołudnie. Miejsce do powtórnych odwiedzin. Polecam.
Gdyby nie polecenie nie przyszłoby mi do głowy, żeby zapuszczać się w zaniedbane rejony Burakowskiej. Maghreb znajduje się w okolicy, mówiąc delikatnie, niezbyt reprezentacyjnej. Ale wnętrze jest już zadbane, ciepłe i przyjemne.Do tego kulturalna i sympatyczna obsługa .
Zamówiliśmy pastę bakłażanową na przystawkę - jedna w zupełności wystarcza dla dwóch osób, jest bardzo smaczna, a granat dodatkowo podkreśla lekko ostry smak pasty. Zjedliśmy dwa tajine z kuskusem - wołowinę ze śliwkami (wspaniałą, miękką, aromatyczną) i pulpeciki jagnięco-wołowe (słabsze, dość mdłe i bez wyrazu). Do tego woda i dwa ajrany podawane z miętą. Całość kosztowała nas nieco ponad 100 zł, czyli przyzwoicie w stosunku do jakości.
Byliśmy w niedzielę przed 14 bez rezerwacji, ale zajęliśmy ostatni wolny stolik, więc rezerwacja jest raczej wskazana.
Jeśli ktoś lubi kuchnię Marokańską to serdecznie polecam :) Humus pyszny, kuskus równie dobry. Obsługa znakomita tylko lokalizacja mogłaby być ciut lepsza. Nocą trochę strach samej tam iść...
Otoczenie dosyć dziwne :) wokół zakłady poligraficzne, kamieniarskie, wycinanie z foli, za murem budynki nowego osiedla. Od ulicy Burakowskiej około 150 m do przejścia.
Wewnątrz ciepło, przytulnie i kolorowo dzięki gobelinom zawieszonym na ścianach oraz poduszkom na ławach. Na ścianach fotografie z Maroka, lampiony, naczynia. Możliwe jest zakupienie przypraw, słodyczy, przetworów.
Przepyszna zupa harira, do której otrzymaliśmy ciepły chleb z czarnuszką. Zupa przywołała wspomnienia z wyjazdu do Maroka w 2005 roku :) Zamówiliśmy również tajin - jagnięcinę z fasolką szparagową oraz jagnięcinę z morelami i rodzynkami. Do mięs otrzymaliśmy misę z kuskusem, udekorowanym kolorowymi przyprawami. Jagnięcina w obydwu daniach mięciutka, rozpływająca się w ustach. W wersji z fasolką bardziej wytrawna, ale rodzynki dodały orientalnej słodyczy. Wersja z morelami i rodzynkami bardziej słodka.
Obsługa bardzo dobra.
W Maghreb jedzeniem pachnie jeszcze przed wejściem i już za to ogromny plus :)! Lokalizacja dosyć nietypowa, do restauracji trzebe dojść koło magazynów, w środku 6 małych stolików, więc miejsce raczej nie nadaje się np. na spotkanie biznesowe, ale na lunch w ciągu dnia jest idealne. Szczególnie dlatego, że jedzenie jest pyszne. Czekadełko - marynowane oliwki. Ponieważ nie byłyśmy szczególnie głodne, zamówiłyśmy "na spółkę" szaszłyki cielęce (z pysznym chlebkiem i bardzo aromatycznym sosem) oraz tajin z kurczakiem i kiszonymi cytrynami - mięso było mięciutkie, świetnie przyprawione, podane z sypkim, ostrym kuskusem. Na wynos z ciekawości wzięłam jeszcze hummus, który uwielbiam ale uważam że najlepszy jest w Izraelu a w Warszawie trudno znaleźć jakiś który by mu dorównał, natomiast ten z Maghreb kompletnie mnie zaskoczył! Na "pierwszy smak" wydaje się łagodny, ale potem bardzo wyczuwalny jest kumin, ostra papryka i inne przyprawy - jest delikatny ale pełny smaku - chyba zaryzyukję stwierdzeniem że może dorównać temu którego próbowałam w Izraelu - polecam!! Ceny bardzo rozsądne, a porcje spore - najadłyśmy się jedną przystawką i jednym tajin :). Odejmuję pół gwiazdki za herbatę Lipton (ale za to ta berberyjska jest świetna) oraz ostrą pastę do tajin która była podana w tubce.
Ze względu, że Maghreb jest bardzo blisko mojego miejsca pracy to odwiedzam tę knajpkę regularnie. Często chodzimy tam w przerwie lunchowej, tam również mieliśmy świąteczny, firmowy obiad. Menu nie jest obszerne, ale treściwie. Dzięki częstym odwiedzinom miałam już okazję spróbować prawie wszystkich potraw. Wszystkie hummusy i pasty są przepyszne, podawane ze świeżą pitą lub warzywami. Główne dania w menu również zasługują na pochwałę. Bardzo smaczne i aromatyczne. To, co najbardziej mnie zachwyciło to kuskus - idealnie przygotowany, zaskakująco sypki. Nigdy nie udało mi się przyrządzić takiego w domu.
Największym minusem (a zarazem plusem, ze względu na kameralność miejsca) jest lokalizacja. Maghreb jest ukryty na końcu obskurnej uliczki, w bramie na Burakowskiej. Dzięki temu, nie ma tam nigdy tłumów - dla mnie to dobrze, bo zawsze mogę zjeść w spokoju, z drugiej jednak strony, tak dobre jedzenie zasługuje na tłum, który je doceni ;)
Uwielbiam Hummus. Uwielbiam pasty Mechouia i Baba Ganoush. A za tajina z wołowiną ze śliwkami dałabym się pokroić. Maleńka knajpka, ale trzeba i warto jej poszukać! A najlepsza rekomendacja? Zabrałam dwójkę znajomych, którzy mieszkali kiedyś, a teraz tęsknią za Marokiem... I byli zachwyceni! Kolory, smaki i dobre wino. Wracam wkrótce :-P
Bez dwóch zdań najlepszy hummus w mieście. Ukryty w malutkiej restauracyjce, między starymi warsztatami. Lokal jest niewielki (choć wystawia równie niewielki "ogródek"), ale bardzo przyjemny i przytulny, obsługa sympatyczna, a jedzenie doskonałe. Jeśli chcecie spróbować tak dobrego hummusu, jaki trudno znaleźć gdziekolwiek indziej w Warszawie (a ileż można kręcić go samemu:)), to koniecznie odwiedźcie Maghreb. W karcie oczywiście także wiele innych dań o północnoafrykańskim rodowodzie, a do tego minisklepik, w którym można zaopatrzyć się np. w przyprawy, czy wina (np. - ciekawostka - wino "szare"). Bardzo godne polecenia miejsce!
Dzięki Zomato za zaproszenie!
1. Hummus z pieczoną papryką - zacny (ogólnie knajpa wygrała hummus warsaw week 2014) 8.5/10
2. Wołowina ze śliwkami w sosie miodowym sztos - mięsko rozpływało sie w ustach 8.5/10
3. Kurczak z sosie cebulowym rownież bardzo smaczny - bardzo delikatnie zrobiony.. 8/10
Podane z kuskusem klasycznie oba dania.
Spokojne miejsce w garażach ale z urokiem i miłą obsługą!
Pamiętam jak dziś chwilę kilka lat temu, w której po raz pierwszy spróbowałam hummusu. Byłam zachwycona. Od tamtej pory próbowałam hummusu w wielu miejscach, wielokrotnie przyrządzałam go w domu, ale... nigdy nie smakował tak jak w Maghrebie. Wcale się nie dziwię, że uzyskał I miejsce w Warszawie. Wyrazisty, o pełnym smaku, doskonałej konsystencji. Ostatnio zamówiliśmy tradycyjny i cytrynowy i naprawdę nie mogłam się zdecydować, który jest bardziej pyszny. Do tego dobre berberyjskie chlebki i znakomite oliwki oraz ciekawe w smaku szare wino. Aby spróbować tego hummusu, warto wybrać się do Maghrebu z innej części miasta. Baba ganoush aż tak mi nie smakował.
Lokalizacja w oryginalnej okolicy, wystrój i obsługa zdecydowanie na plus.
Maghreb to jedyna w swoim rodzaju restauracja w Warszawie. Jedzenie marokańskie, podawane w tajinach. Oprócz tajinów są i przekąski, takie jak, hummusy, baba ganoush i inne pasty (rewelacja). Dodam, że do przekąsek dostaniemy chlebek berberyjski, który restauracja sama piecze. Jedzenie naprawdę pyszne, świetnie doprawione i generalnie mniam. Obsługa miła, lokal mały ale przyjemny. Polecam!
Mam problem, bo w Maghrebie byłam dwa razy i w czasie pierwszej wizyty jedzenie mnie absolutnie zachwyciło, a po drugiej miałam mieszane uczucia. Przekąski zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim pobycie były bardzo smaczne - tabouleh z silnie wyczuwalną nutką kolendry (mój smak Śródziemnomorza - uwielbiam) i kilka rodzajów hummusu stanowiły przyjemne otwarcie posiłku. Szare wino, napój imbirowy i pyszna herbata berberyjska (poproszę jeszcze!) tylko zaostrzały apetyt. Problem mam natomiast z tajinami. Od razu zastrzegam, że w Maroku nie byłam, więc moje doświadczenia opieram tylko na smakach poznanych w Europie. Tajin kojarzy mi się jednak z czymś soczystym, jędrnym, aromatycznym, a ten zjedzony za drugim razem taki nie był. Ot, zwykłe danie. Nawet smaczne, ale nie powalało na kolana. Nie wiem, czy mam to traktować jako jednorazową wpadkę. Wszak przy pierwszej wizycie wołowina ze śliwkami w sosie miodowo-imbirowym była na szóstkę (idealny balans smaków, wyszłam zachwycona), a kurczak z marynowaną cytryną na piąteczkę (ale tylko dlatego, że ten pierwszy tajin był tak smaczny, że nic nie mogło się z nim równać). Do Maghrebu muszę zatem wrócić, bo, jak mawiają, do trzech razy sztuka. Wystrój i lokalizacja jak dla mnie są OK. Nie lubię nachalnej cepeliady (w Maghrebie na szczęście jej nie znajdziemy), a podwórka przy Burakowskiej i stare garaże nie są mi straszne.
Świetna kuchnia, doskonale doprawiona i serwowana na tradycyjnych naczyniach w miłej atmosferze i wystroju. Sympatyczna i życzliwa obsługa. Jedzenie smakuje jak w Maroku, polecam wszystkie dania z karty :)
Update z września 2015:
Dzięki zaproszeniu od Zomato udało mi się po raz drugi odwiedzić tę dobrze wspominaną przeze mnie miejscówkę!
Trzeba przyznać, że aromaty potraw nadal są autentyczne, co znaczy w dużej mierze słodkie - to jest zdecydowanie smak przewodni.
Wspominana przeze mnie z sentymentem z podróży do Maroka herbata miętowa powala słodyczą, choć w porównaniu z ulepkowatą kawą jest niemal wytrawna ;)
Tajiny nadal wyśmienite, próbowaliśmy znowu jagnięciny i wołowiny, mięso jest soczyste i rozpadające się, sosy im towarzyszące są aromatyczne, mimo nieodłącznej dozy słodyczy. Obsługa jest bardzo miła i uprzejma, choć trochę roztrzepana. Zarówno pasta paprykowo- pomidorowa, jak i delikatne w smaku oliwki też przypadły nam do gustu.
Szkoda tylko, że menu nadal pozostało niezmienne, bo trochę wieje nudą, przydałyby się jakieś sezonowe nowości.
Maghreb rzeczywiście mieści się na uboczu, ale to dodaje tylko pikanterii tropieniu jedzenia.
Byliśmy tam większą grupą już jakiś czas temu i wspominamy ten pobyt bardzo dobrze. Miejscówka nie jest zbyt duża, ale przytulna. Wszystkiemu przewodzi charyzmatyczny, acz bardzo zabawny pan.
Każdy z nas wziął inną potrawę, zatem mieliśmy dobry przekrój smaków - była to wołowina ze śliwkami, jagnięcina z morelami, pulpeciki jagnięco-wołowe i kurczak z cytryną. Wszystko było naprawdę pyszne, autentyczne.
Oprócz standardowej miejscówki Maghreb spotkałam też kilkukrotnie na Targu Śniadaniowym.
Chętnie jeszcze tu wpadnę!
Do Maghrebu udaliśmy się świeżo po wakacjach w Maroku. Będąc w Marrakeszu mieliśmy okazję zjeść obiad w niewielkiej, lecz bardzo klimatycznej knajpce i jedzenie było naprawdę smaczne. Chcieliśmy porównać na świeżo, czy marokańska restauracja w Polsce równie przypadnie nam do gustu.
Okolica knajpki jest faktycznie dość obskurna i idąc wśród obdrapanych murów zastanawialiśmy się, czy mielibyśmy odwagę pójść dalej, gdyby Maghrebu nam wcześniej nie polecono. Na szczęście sama restauracja z zewnątrz wyglądała na bardzo przyjemną i zadbaną, podobnie było w środku (spodobały się nam zwłaszcza kolorowe chusty na ścianach i mnóstwo poduszek). W sobotę popołudniu było całkiem sporo ludzi i w 4 udało się nam złapać przedostatni stolik.
Krótka karta dawała szansę na świeże składniki, a i zapach dochodzący z kuchni był bardzo obiecujący, co tylko wzmogło nasze burczenie w brzuchach. Mimo obaw o długie oczekiwanie na posiłek, po około 30 minutach pałaszowaliśmy już danie główne (przystawki trafiły do nas chyba 10 minut wcześniej).
Na przystawkę wzięliśmy 3 rodzaje hummusa i pastę z bakłażana oraz zupę z soczewicy z wołowiną. Szczerze mówiąc nie przepadam za soczewicą i samym hummusem, ale zupa była bardzo smaczna (świetnie przyprawiona i ze sporą ilością składników), a hummus z suszonymi pomidorami zniknął z talerzy w ciągu chwili (reszta też, ale ten z pomidorami jest świetny - genialnie smakuje ze świeżym chlebkiem).
Potem nadeszły dania główne - 2 z nas zamówiło pulpeciki wołowo-jagnięce (które najbardziej nam smakowały w Marrakeszu), a pozostałe 2 osoby wołowinę ze śliwką i jagnięcinę (w sosie miodowym o ile dobrze pamiętam). Wołowina była przepyszna, jagnięcina na słodko też świetna. Pulpeciki, jak na złość, okazały się trochę gorsze niż te z Marrakeszu (co wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy), ale też były niezłe. Po prostu nie wytrzymały konkurencji z pozostałymi daniami.
Porcje były bardzo sycące - weszliśmy do restauracji mocno głodni i nie daliśmy rady wszystkiego zjeść. Aż żal było zostawiać resztki kuskusu i sosów z tajin, ale już nie byliśmy w stanie ich pomieścić.
Co do cen - subiektywnie nie odebrałem ich za najniższe, ale przy tej jakości i świeżości jedzenia, bardzo adekwatne.
Z czystym sumieniem polecam!
No i stało się. Wyruszyłam do Maghrebu, o którym słyszałam już wiele bardzo pozytywnych opinii od znajomych. Burakowska to specyficzna ulica. Indrustrial, Design, no i winiarnia na bogato, a troszeczkę dalej, bo ok. 20 metrów znajduje się restauracja Maghreb. Trzeba wejść w bramę, nie zrażać się starymi budynkami, małymi warsztatami stolarskimi, ślusarskimi i surowym klimatem starej woli. Na końcu pojawia się światełko w tunelu – Maghreb.
Restauracja jest mała, ale przytulna. Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to piękne dywany/tkaniny na ścianach! Naprawdę fantastyczne. Właściciel wytłumaczył mi, że są to autentyki – antyki przywiezione z Maroka. Każdy można kupić! Niestety ceny dywanów nie na moją kieszeń, ale… może kiedyś?
No, ale do rzeczy. Usiedliśmy ze znajomymi (6 osób). Obsługa bardzo szybko połączyła stoliki według naszych potrzeb. Bardzo mili, no i uśmiechnięci (naprawdę rzadkość w polskiej obsłudze). Na stoliku pojawiły się na miejscu marynowane oliwki (zielone i czarne) oraz chlebek berberyjski (pszenny z czarnuszką na miejscu robiony). Muszę dodać, że to jest gratisek na początek – co również jest rzadkością w polskiej gastronomii.
Zamówiliśmy zestaw przystawek, czyli hummus tradycyjny oraz z suszonymi pomidorami, baba ganoush, mechouia wraz ze wspomnianym chlebkiem berberyjskim, który jak znikał, a znikał szybko, to szybko pojawiał się następny.
Na danie główne zamówiliśmy tadżiny (tajine) z wołowiną, śliwkami i migdałami w sosie miodowo-imbirowym, jagnięcina z morelami w sosie imbirowo-cynamonowym oraz kurczaka z rodzynkami w sosie cebulowym. Wszyscy dzieliliśmy się daniami, w związku z tym udało mi się zasmakować wszystkiego. Tadżin z jagnięciny był zdecydowanie moim ulubieńcem, mięso soczyste, a sos po prostu bajka! Wołowina też wspaniała, słodka, no i prażone migdały i sezam dopełniał smaku. Co do kurczaka, to troszeczkę mniej mi smakował. Sam sos super, jednak kurczak był niefiletowany, no i generalnie nie jestem fanem tego mięsa.
Zamówiliśmy karafkę białego i czerwonego wina stołowego i było bardzo porządne zwłaszcza za tę cenę (20 zł karafka). Oprócz win stołowych w restauracji można zamówić marokańskie wino czerwone, różne rodzaje piwa no i piwo bezalkoholowe (bavaria).
Reasumując, do Maghrebu wrócę, i to szybko, bo jedzenie jest po prostu świetne. Atmosfera niezobowiązująca, zwłaszcza jak się idzie ze znajomymi, tj. można smacznie zjeść, popić i pogadać. Obsługa bardzo miła i uśmiechnięta. Wystrój można by było troszeczkę poprawić, może troszkę więcej marokańskich klimatów by się przydało. Generalnie jednak bardzo gorąco polecam!
Do Maghrebu przyszłam z dwóch powodów: moi przyjaciele bardzo chwalili no i jest to chyba jedyna marokańska restauracja serwująca dania w Tadżinie.
Wejście od Burakowskiej nie jest najpiękniejsze, ale mi ta surowość właśnie się podobała.
Restauracja jest przyjemna, dywany marokańskie na ścianach, ciekawe zdjęcia, tadżiny (które nota bene można kupić), mały sklepik z różnościami z Maroka.
Zamówiliśmy przekąski - hummus z suszonymi pomidorami, baba ganush (pasta z bakłażanów) i mechuia (pasta z pieczonych papryk i pomidorów), a do przekąsek dostaliśmy naprawdę doskonały, świeży chlebek z czarnuszką. Wszystko pięknie podane, ale przede wszystkim naprawdę smaczne!! Na danie główne tadżiny: jeden wołowina ze śliwkami i kurczak z marynowanymi cytrynami. Wołowina ze śliwkami jest na słodko - coś zupełnie nowego dla mnie, ale bardzo mi smakowała! Tadżin z kurczakiem naprawdę niesamowity! żałowałam, że to nie ja go zamówiłam.
Deseru już nie daliśmy rady zjeść, ale herbata berberyjska, którą zamówiliśmy jest jak deser. Super słodka i miętowa.
Do tego ceny przystępne i obsługa bardzo uśmiechnięta i przemiła!
Wrócę tam na pewno i to nie raz. Zdecydowanie polecam!
W Warszawie w przeciągu ostatnich lat otworzyło się (i zamknęło) mnóstwo knajpek z przekąskami. Ale takiej jak Maghreb chyba jeszcze nie było. Dlaczego?
Maghreb to urocze miejsce bez zadęcia. Salka jest malutka, przyjemnie ozdobiona marokańskimi kilimami, lampionami etc. Ozdób nie jest dużo, a meble są proste, więc nie czułam się przytłoczona nadmiarem "arabskości". Do tego przed knajpką jest kilka stolików na świeżym powietrzu. Uwaga! Okolica jest nieciekawa (jakieś warsztaty chyba), ale w sumie tworzy to ciekawy kontrast.
A teraz jedzenie. Z przyjacielem zamówiliśmy hummus z pomidorami, baba ghanoush i mechouia (pasta z pieczonej papryki i pomidorów). Do tego dostaliśmy przepyszne, świeżo upieczone placki z czarnuszką, a jako "czekadełko" (nie było potrzebne w sumie, chociaż pyszne, bo jedzenie przybyło bardzo szybko). Do picia ajran (podawany z miętą) i herbata. Jedzenie było REWELACYJNE (a jest z czym porównywać w Warszawie). Szczególnie polecam baba ghanoush o cudownie podwędzanym smaku, podany z dojrzałymi ziarenkami granatu.
Obsługa też była bardzo dobra - sympatyczna pani, gotowa spieszyć z objaśnieniami przy każdej pozycji menu, nie narzucała się jednak wcale. A na koniec, kiedy nie mieliśmy już siły na zjedzenie reszty mechouia, zapakowała nam ją na wynos (dodając do tego placek!), więc pisząc recenzję, mogę wrócić do tego cudownego smaku.
Polecam z całego serca! Nie jest drogo, a smaki warte są nawet większych pieniędzy.
W dniu dzisiejszym odwiedziłem po raz kolejny Magherb i nie zawiodłem się.
Na początku woda imbirowa i oliwki. Szybko dostałem zupę. Miła Pani ostrzegła, że jest ostra. Zaryzykowałem, strasznie nie było. Na danie główne Tajiium z kurczakiem i chlebkiem marokańskim, albowiem nie jadam kuskusu. Na zakończenie słodka herbatka, która we wspaniały sposób złagodziła ostrość zupy. Najadłem się.
Lokal nieduży, ładnie urządzony, z dyskretną muzyką. Przemiła obsługa. Ceny umiarkowane
Wady, to trudno tu trafić i okolica nie jest zbyt miła. Stare zaniedbane warsztaty Woli.
W jednej opinii wyczytałem, że jej autor skorzystał ze stolika na zewnątrz i czuł się jak w Maroku. Ja w Maroku nie byłem i nie wiem jak tam jest, ale na jedzenie na ulicy raczej bym się nie zdecydował. Wewnątrz znacznie przytulniej. Będę tam wracał.
Jestem bardzo zadowolona z dzisiejszej wizyty w Waszej restauracji. Było to moje pierwsze spotkanie z kuchnią marokańską. Wybrałam ją po obejrzeniu ostatnich odcinków drugiej edycji Master Chefa, w których właśnie gotowano potrawy marokańskie m.in. tajine, który wydawał się niezwykle smaczny, egzotyczny i esencjonalny. I co... nie zawiodłam się, taki właśnie tajine u Was dostałam :). Próbowałam zarówno tego ze śliwkami i wołowiną, oraz drugiego - z jagnięciną i morelami, pycha! Przystawki przed głównym daniem czyli: oliwki z pieczywem (dawane w prezencie), merguez (kiełbaski wołowe) oraz mechouia (pasta z papryki i pomidorów) zdecydowanie pobudzają zmysły i zaostrzają apetyt. Bardzo smakowała mi również słodka herbata berberyjska, chyba na bazie zielonej herbaty, mięty i czegoś jeszcze. Jednak jak zamawia się tajine, który jest na słodko, to raczej polecam zamówić napój na bazie yerbe mate, bo w przeciwnym razie można się lekko zasłodzić. Obsługa bardzo uprzejma, klient nie czuje się zaniedbywany, ponadto bardzo pomocna w wyborze dań. Nie trzeba specjalnie długo czekać na zamówienie, wystrój ciepły, klimatyczny, muzyka nie jest drażniąca. Generalnie piątka z plusem :).
W Maghrebie byłam już parę razy i jeszcze się nie zawiodłam!
Hummus jest naprawdę wspaniały, próbowałam tego o smaku tradycyjnym, z suszonymi pomidorami i pikantnego. Jako danie główne zamawiałam wołowinę z suszonymi śliwkami oraz kuskusem (30 zł) - jest tak pyszna, że zamawiam ją za każdym razem i nie próbowałam jeszcze innych dań z karty... ale przy następnej wizycie to się zmieni :).
Miejsce przytulne, z klimatem, położone w"industrialnej" okolicy (co też ma swój urok), szczególnie fajnie jest w lecie, kiedy można się zrelaksować na leżakach przed knajpką.
Obsługa również bez zarzutu!
Do Maghrebu trafiliśmy zachęceni którymś z programów kulinarnych prezentujących kuchnię marokańską. Wiedzieliśmy jak wygląda tajin, chcieliśmy go spróbować.
Na powitanie dostaliśmy oliwki. Zamówiliśmy herbaty berberyjskie (bardzo słodka, bardzo miętowa - bardzo orzeźwiająca). Na przystawki zamówiliśmy Baba Ganoush (pasta z bakłażanów) i Mechouia (pasta z papryki, pomidorów). Ta pierwsza trochę mnie rozczarowała, miała mało wyrazisty smak. Bardzo smaczne było pieczywo. Jako danie główne zamówiliśmy tajin: wołowina ze śliwkami i kurczak z cytryną marynowaną. Obie wersje bardzo nam smakowały. Na koniec poprosiliśmy o ciastko kokosowe i kawę Maghreb (aromatyzowaną płatkami róży).
Poza jedną z przystawek, cała reszta bardzo nam smakowała. Dania podane były szybko. Nie patrzyłem na zegarek, ale myślę, że główne dania pojawiły się po 15-20 minutach. Obsługiwał nas sympatyczny Pan, który potrafił opowiedzieć nam o poszczególnych daniach i pomóc w wyborze.
Ceny - to zawsze sprawa dyskusyjna - moim zdaniem odpowiednie do jakości, ilości i przyjemności.
Lokal jest niewielki i chyba lepiej rezerwować stolik. Na wystrój składają się berberyjskie kobierce i półki z drobiazgami. W tle sączyła się muzyka, nie przeszkadzająca w rozmowie. I tylko żeby dotrzeć na miejsce trzeba pokonać niezbyt przyjazny odcinek między magazynami, warsztatami, itp. Byliśmy tam w niedzielę po południu, kiedy wszystko było zamknięte, łatwo było znaleźć miejsce do zaparkowania.
Restaurację Maghreb z przyjemnością polecam i sam do niej chętniej wrócę.
Choć mój mąż jest wychowany na schabowym z kapustą i zarzekał się, że żadnego "humusa" jeść nie będzie, to udało mi się go w końcu wyciągnąć do Maghrebu. Od tego czasu byliśmy tam już 3 razy i z pewnością będziemy często wracać. Wszystkie przystawki - palce lizać. Najlepsza chyba była mechouia - pieczone papryczki oraz hummus z suszonymi pomidorami. Mąż zamówił dodatkową porcję na wynos!!! Za pierwszym razem (oraz za drugim i za trzecim też) zamówiłam tadżin z wołowiną ze śliwkami. W życiu nie jadłam tak miękkiej i soczystej wołowiny! Mąż za każdym razem zamawiał coś innego a ja mu podjadałam (chyba tajin z jagnięciną w morelach, tajin królewski, zupa soczewicowa i coś jeszcze, ale nie pamiętam). Wszystko pyszne, mogę się tylko przyczepić trochę do zupy, bo moim zdaniem jej pikantność zabija trochę smak samej zupy.
Co do obsługi, to wszystko OK. Młoda kelnerka wyjaśniła nam wszystkie nazwy potraw. Oczekiwanie na potrawy raczej standardowe, na początek oliwki (gratis), później przystawki i jakoś czas miło leci z muzyczką w tle i danie dociera na stół.
Wystrój trochę nie w moim guście - nie przepadam za dywanami na ścianie, ale ogólnie ciepło i przytulnie. Piękne lampko-świeczniki na stołach - szkoda, że nie na sprzedaż, pytałam :(.
Co do ceny, to można oczywiście taniej zjeść rzeczonego schabowego, ale nie o to chodzi. Moim zdaniem 130 zł za dużą kolację z winem dla dwojga to bardzo przyzwoita cena.
W całej restauracji trochę brakuje ciekawych deserów. Lody dobre, ale trochę tu nie pasują. Mam nadzieję, że coś fajnego pojawi się kiedyś w menu.
Mimo ostatniej recenzji lokalu postanowiliśmy zaryzykować i odwiedzić Maghreb (w końcu spacerkiem mamy). Jeżeli chodzi o czas podanie nie możemy narzekać, bo przystawkę dostaliśmy po około 25 minutach, a dania główne 5-7 minut później, więc jeżeli chodzi o ten punkt wszystko okej. Przechodząc do samego jedzenia. Na przystawkę dostaliśmy merguez czyli porcję 5ciu kiełbasek wołowo-baranich z północnej Afryki (15 PLN). Ostre, a dodatkowo ostry sos. Naprawdę pyszne. Na drugie danie żona zamówiła Tajin z wołowiny w sosie imbirowo-miodowym (30 PLN). Danie naprawę pyszne i było czuć w nim prawdziwy orient. Ja zamówiłem kuskus królewski (40 PLN) z kurczakiem, wołowiną, meguezami i warzywami. Również bardzo ciekawy smak, choć wydaje mi się, że smaczniej i wygodniej było by jakby kurczak był w kawałkach, a nie w postaci całego udka. Porcje może nie za wielkie, ale połową przystawki i daniem głównym mocno się najadałem, więc wystarczające (zwłaszcza, że wcześniej dostaliśmy do spróbowania oliwki marnowane na miejscu oraz pieczywo). Oferta kulinarna mogła by być ciut większa, szczególnie brakuje mi jakiejś orientalnej zupy i deseru (tego dnia były jedynie lody, ciastek zabrakło). Jeżeli chodzi o wystrój to w sumie nic szczególnego, acz schludnie i muzyka arabska sącząca się z głośników (ciut za głośno moim zdaniem), na 3 gwiazdki. Jednak my usiedliśmy przy jedynym stoliku za zewnątrz. Najbliższa okolica jest dość zniszczona, a uliczka wąska i to spowodowało, że poczuliśmy jakby orientalny klimat. Proponuję właścicielowi umieścić więcej stolików na zewnątrz, bo mimo, że wydaje się, że okolica się do tego nie nadaje, to wyszło mimochodem super i dlatego daje 4 gwiazdki. Pan obsługujący miły i polecił nam bardzo smaczne danie. Ogólnie wizytę podkreślę tak - jeszcze tu przyjdę coś spróbować.
P.S. Na stronie restauracji menu jest nieaktualne, zarówno jeżeli chodzi o niektóre potrawy, jak i o ich ceny.
Z powodu problemu uzgodnienia świątecznego menu w domku, postanowiliśmy wybrać się "na miasto". Może niezbyt to tradycyjnie, ale...
Wybór restauracji czynnych w Święta Wielkanocne, wiadomo jest ograniczony. Koleżanka poleciła mi Maghreb, co prawda początkowo, widok strony internetowej i menu nie powało, ale jednak zamówiliśmy stolik.
Pierwsze wrażenie - dojazd do lokalu - pomiędzy warsztatami samochodowymi, nie jest zbyt zachęcający.
I tutaj koniec "negatywów" (które, nie są tak na prawdę negatywami, a jedynie mogą wpłynąć na błędną opinię - ale dopiero teraz to wiem).
Wystrój lokalu sympatyczny, na ścianach dywany, ładne stoliczki, ogólnie czysto, schludnie, miła atmosfera, małej knajpki (ale nie budka wietnamska!).
Zamówiliśmy przystawki: Baba ganoush - pasta z pieczonych bakłażanów, Mechouia - lekko pikantna pasta z pieczonych papryk i pomidorów, Hummus pikantny i cytrynowy.
Do tego podawany jest chlebek z czarnuszką.
Jak na początek, startery godne polecenia, najbardziej wszystkim smakował Baba ganoush - pieczone bakłażany, z dodatkiem sezamu, czosnku - dobre.
Ciekawy w smaku jest też hummus podawany w różnych wariantach.
Jak jest się w kilka osób, warto wziąć różne startery do spróbowania. Podawane są na oddzielnych miseczkach, więc każdy może popróbować.
Na główne danie zamówiliśmy praktycznie przegląd menu.
Kuskus królewski - pikantne kiełbaski (marguez) jagnięce, wołowinka i pierś z kurczaka, do tego warzywka. W pewnym sensie przegląd menu, ale wszystko okazało się bardzo dobre.
Wołowinka ze śliwkami - mięso bardzo fajnie przygotowane (mogłoby być go troszkę więcej), ale bardzo soczyste i mięciutkie.
Jagnięcina z morelami - mięso również dobrze przygotowane, ciekawy smak, sosu - łagodny i słodki, ale ciekawie komponująca się mieszanka imbiru i cynamonu.
Kurczak z rodzynkami - kawałki piersi z kurczaka, ale bardzo fajnie zrobione - tak, że pierś nie wydawała się sucha.
Ogólnie dania są w słodkawej tonacji, ale domieszki papryki, czosnku czy imbiru, stanowią ciekawą kompozycję, która chyba może wszystkim przypaść do gustu.
Polecam do popicia napój imbirowy z lodem (limonka, mięta, imbir).
Ogólnie bardzo miła obsługa, dania może na pierwszy rzut oka, nie wydają się zbyt duże, ale na prawdę są wystarczające.
Także pomimo może niezbyt bogatej strony internetowej i wrażenia z położenia lokalu, warto odwiedzić Magrheb, bo to co najważniejsze w restauracji - czyli "jedzonko" i atmosfera jest co najmniej godne polecenia.
W niedzielne wczesne popołudnie w knajpce pusto. Podobno więcej osób jest w weekendowe popołudnia i wieczory. W środku jest miejsce dla 15 osób.
A teraz do rzeczy. Zamówiliśmy hummus z pomidorkami, pastę z pieczonego bakłażana, tabbuleh i smażone papryki. Do tego naprawdę ostra zupa z cieciorką (15 zł) i tajin z wołowiną. Porcje past bardzo solidne w cenie 12-15 zł, pyszna pieczona papryka, lekko ostra. Do tego wszystkiego świeżutki, ciepły chleb z czarnuszką. Zupa potrafi wycisnąć trochę łez :) Tajin aromatyczny, wołowina mięciutka, do tego śliwki i prażone migdały, czuć też cynamon w sosie. Do picia piwo bezalkoholowe i ciekawy napój na bazie yerba mate. Wzięliśmy na wynos pojemniczek pasty z bakłażana. Spróbowałam też pysznego ciasteczka kokosowego z własnej produkcji sezamkami. Za to wszystko zapłaciliśmy uczciwe 125 zł.
Do tej pory Maghreb był czynny w niedziele do 18, ale zmieniają koncepcję i będzie czynne jak w inne dni do 22.
Obsługa poleca też mule na ostro w sosie cebulowo-winnym. Są dostępne 2-3 razy w tygodniu. Można dzwonić i pytać, czy akurat przyjechały.
Okolica klimatyczna, przy starych warsztatach, ale przybywajcie śmiało! Warto.
Nowe wrażenia - styczeń 2015:
Wciąż świetne jedzenie, ceny bez zmian, pasta z pieczonego bakłażana najlepsza w mieście. Pojawiły się włoskie, hiszpańskie i portugalskie wina w dobrych cenach, a białe marokańskie kosztuje 30-40 zł. Polecam!
An error has occurred! Please try again in a few minutes