Fajne miejsce na popołudniowe piwko ze znajomymi. Super klimacik, dodatkowo jak ktoś zgłodnieje to można szybko coś smacznego zamówić, wybór jest całkiem spory.
Do Gospody Pod Kogutem wróciliśmy wiedzeni smakiem prawdziwej, codziennej polskiej kuchni. Pamiętam ten lokal z dzieciństwa jak przez mgłę - w pobliżu była moja rejonowa poczta, więc tylko przemykałam obok. Lokal budził we mnie tajemnicze i całkiem... mroczne(?) skojarzenia. Teraz to miejsce wydaje mi się bardzo jasne, kolorowe i pełne życia. Nasza eksperymentalna, pierwsza, wizyta była zwieńczeniem długiego, wczesnojesiennego spaceru. Mimo że w "dużej" sali, na górze, za chwilę miały odbyć się chrzciny, a w sali obok tej wejściowej była kolejna obiadowa rezerwacja na kilkanaście osób, przyjęto nas z otwartymi ramionami. W ogóle nie dano nam odczuć, że nasza wizyta jest komukolwiek nie na rękę. Obsługa była nieco mniej obecna, niż jesteśmy przyzwyczajeni, zwłaszcza że przez większość wizyty byliśmy jedynymi gośćmi, jednak w niczym nam to nie przeszkadzało. Za każdym razem obsługa chyba telepatycznie wyczuwała, że jest potrzebna i wyrastała spod ziemi. Z tamtej wizyty pozostało mi miłe wspomnienie tatara - podanego tak po prostu, po domowemu, ale bardzo uczciwego i smacznego. Bez kombinacji, bez wyszukanych, górnolotnych dekoracji, paskudnie modnych (i ohydnych) kaparów, kiełków i innych "śliczności". Do tego chleb (szkoda, że kupny i to taki absolutnie zwyczajny) i masło. Domowy, wypiekany na miejscu chleb według jakiejś tajnej wygrzebanej z zapisków babci receptury mógłby być hitem tego miejsca - tylko tego brakowało mi tu do szczęścia. Może jeszcze poza prezentacją, ale o tym za chwilę. B. zamiast przystawki wybrał zupę - pyszny żurek o posmaku chrzanu, z dodatkiem jajka i kiełbasy. Gdyby nie to, że tatar czule pieścił moje kubki smakowe, byłoby mi z pewnością trochę przykro, że B. dostał takie rarytasy. Na drugie zgodnie zamówiliśmy schabowego... i poczułam się jak 10-15 lat temu u babci na obiedzie. Może nie był to najnajlepszy schabowy w moim życiu, ale zdecydowanie był bardzo sentymentalnie smaczny.
Przy okazji kolejnego wypadu do Gospody nie mogło zabraknąć przebojowego tatara i żurku. Drugie dania wybraliśmy bardziej eksperymentalnie: placek po węgiersku i sznycel z kurczaka. Obydwa bardzo smaczne. Porcje powalające. B. jakoś dał radę, ale ja musiałam się wyturlać na zewnątrz. Tylko prezentacja... Jak za "dawnych czasów". Wydaje mi się, że w tej kwestii mniej znaczy zdecydowanie więcej. Wolałabym dostać coś zupełnie po domowemu, bez upiększaczy.
Bardzo pochlebnie o tym miejscu mówi to, że w trakcie naszego nie za długiego posiłku wpadło kilku stałych bywalców na zwyczajowy obiad. Jeśli ludzie faktycznie wracają tu ciągle i ciągle, to miejsce, ta kuchnia musi mieć to coś. Dla mnie tym czymś jest domowa, babcina/mamina ręka, która wkłada serce w każdy wydany talerz.
Rosołek z kluseczkami do tego tradycyjny schabowy - to jest strzał w 10-tkę. A na deser racuchy z jabłkami. Rzadko można trafić na prawdziwą polską kuchnię, smaczną z przystępnymi cenami. Gospoda spełnia to wszystko. A do tego duży plus za profesjonalną obsługę. Jest miło i pysznie :) Polecam i tak trzymać :)
An error has occurred! Please try again in a few minutes