Wychowałam się na Pradze. Potem przeniosłam gdzieś indziej, ale... ciągnie wilka do lasu. Pragi mojego dzieciństwa jest coraz mniej. Bez strachu można przejść Brzeską, zapuścić się samej w szczątkowy już niestety Bazar Różyckiego, no i coś, czego w moim dzieciństwie nie było - wpaść na kawę lub coś innego do jednej ze świetnych knajpek. Już coraz rzadziej, przechodząc moją Pragą, w duszy gra mi ojciec Staszewski, że "nie szukaj drogi, znajdziesz ją w sercu, smutna jest knajpa byłych morderców"...
Ostatnio gościłam kolegę spoza Warszawy. I jasne jest, że zamiast Starówki, postanowiłam pokazać mu prawdziwą Starówkę, czyli Pragę. Wychodząc z Konesera zauważyliśmy lokalik Mucha Nie Siada. Idziemy? Idziemy!
Wnętrze bardzo proste, kolorowe i ładne. Piękne poduchy zdobią siedzenia, proste stoły, bar. Przy stolikach parę osób. Jedyną wadą wnętrza jest to, że przy upalnej parnej pogodzie jest trochę jakby duszno. Ale na zewnątrz stoją trzy stoliczki.
Zamówiliśmy królewskie niepasteryzowane (tak! odkąd pojawiło się na rynku, pijam piwo!) i ja tartę wegetariańską.
Usiedliśmy na zewnątrz.
Przy sąsiednim stoliku usiadło dwóch rdzennych prażan, z obowiązkową flaszką wódki i czerwonymi twarzami. Ustalali plan na dalszą część dnia. Miła barmanka przeprosiła ich stamtąd dopiero, kiedy pojawili się klienci, którzy chcieli usiąść na zewnątrz. Przeprosiła ich miło, kulturalnie, a i oni nie stawiali oporu. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu będzie odpowiadać, że przy stoliku obok siedzi dwóch niezbyt świeżych panów. Ale mnie to akurat nie przeszkadza. Wychowałam się wszak na Pradze!
Dostałam swoją tartę. Była absolutnie perfekcyjna. Idealnie doprawiona, brokuły w niej nie były za twarde. Farsz oprócz brokułów składał się z cebuli, sera (białego lub fety) i przypraw. Idealne proporcje wszystkiego. Porcja słuszna, a i tak zjadłam. Musiała być pyszna. Jestem niejadkiem i rzadko kiedy udaje mi się pochłonąć takie ilości jedzenia. Talerz przyozdobiony był pysznym balsamico, a tarcie towarzyszyła świeża sałatka z rukoli, pomidorków i sałaty. Barmanka zapytała, czy chcę do niej oliwę. Nie chciałam, ale miło, że zapytała. Całe danie miało jedną, malutką wadę: sałatka posypana była suszonymi ziołami. Teraz, w sezonie, fajniej by było, gdyby była posypana świeżą, posiekaną natką, bazylią czy czym tam jeszcze. Ale to naprawdę maluteńka wada.
Przejrzałam menu. Jest takie w sam raz: trochę zup, trochę dań obiadowych, trochę tostów (w różnych ciekawych wariacjach), interesujące bruschetty, pierożki. No i fajnie, że w każdej kategorii można znaleźć coś wege i nie trzeba, jak w wielu miejscach zadowalać się frytkami i surówką.
Ceny przyjazne. Moja tarta kosztowała 16 zł, a była naprawdę słusznym obiadem. Chociaż, powiedzmy sobie szczerze: z jedzeniem wcale nie chodzi o ilość, tylko o jakość. A ta jest tu naprawdę na wysokim poziomie.
Będę wracać! Zdecydowanie.
An error has occurred! Please try again in a few minutes