Tradycyjna polska kuchnia domowa z doskonałymi podrobami na czele. Mistrz i Małgorzatka to miejsce, do którego aby wejść, trzeba okazać odrobinę odwagi. Lokal jest na Czerniakowie, ma szyld sprezentowany przez Pepsi i zaparowane szyby. Chadzam tam samotnie wtedy, gdy małżonka ma inne plany obiadowe i chyba słusznie, bo miejsce jest mocno zmaskulinizowane. W Mistrzu i Małgorzatce naszymi kompanami będą grupki panów przy piwku. Poprzednim razem byli to trzej licealiści-idealiści, dwaj szwagrowie debatujący nad rodzimym i rodzinnym słownictwem ("Słuchaj, a jak on jest szwagier mojej żony, to kto on jest dla mnie?" "No, ten to jest kum!") oraz sześciu lokalnych wielbicieli (uwaga, żarcik!) 'zupy chmielowej'. Wczoraj z kolei towarzyszyło mi pięciu zgorzkniałych filmowców z wytwórni na Chełmskiej, kilku kibiców Legii Warszawa (stolicy duma i sława) oraz (niezmiennie) sześciu lokalnych wielbicieli 'zupy chmielowej'. Atmosfera gęstnieje wraz z upływem czasu: im później wejdziemy tym mniej wyważone komentarze usłyszymy, a i grubsze słowo częściej przeszyje dym papierosowy, ale na szczęście lokal jest czynny tylko do 21.00, a panowie dookoła naprawdę wyglądają na fanów tego miejsca, więc bądźmy spokojni. Gdy zaś zachce się nam zabrać tu żonę czy narzeczoną, to celujmy w porę obiadową i pamiętajmy, że wygrane na jednorękim bandycie świętowane są śpiewaniem "Sto lat".
Mając zarysowane tło społeczne Mistrza i Małgorzatki możemy przejść do kuchni. Zjemy tu dania polskie w dość dużym wyborze, może nie zawsze tak dużym jak obiecuje stały jadłospis napisany kredą po lewej stronie od baru, ale tak czy inaczej sporym. Trzeba pytać co jest i zdać się na sugestie pani barmanki. Jedzenie jest prawdziwie domowe i nie ma w tym nic a nic pejoratywnego. Dostaniemy tu dania jak u babci, która gotuje od "przedwojny", swoje wie, dobrze wszystko okrasi i nie będzie wydziwiać z kulinarnymi nowinkami. Ale nawet ci, którzy boją się takiej kuchni, nie będą rozczarowani, choć im zalecałbym pozostanie przy jednym daniu: i tak będzie sycące.
Rosół z domowym makaronem jest bardzo dobry. Zupa grzybowa z tym samym makaronem również, tym bardziej, że nie będzie to pieczarkowa zabielona śmietaną, tylko gęsta, choć nadal klarowna, zupa z grzybów leśnych. Dobry jest też strogonow i domowe buraczki na ciepło, ale prawdziwą specjalnością zakładu są podroby. Jak smakują żołądki i barszcz na płuckach jeszcze nie sprawdziłem, ale już wiem jakie są flaki i cynaderki. Są świetne. Flaki, których nie jadłem od lat, występują w kanonicznie babcinym smaku, czyli lepszych już nie znajdziemy. Cynaderki, których dotąd nie jadłem wcale (podobnie jak pani barmanka - tak mi się zwierzyła) otworzyły mnie ostatecznie na bardziej ekstremalne podroby. Oryginalny smak między grzybem, wątróbką (delikatnie) i mięsem, sprężysta konsystencja, rodzime przyprawy, do tego robione na miejscu kopytka i sos - wszystko to w nagrodę za odwagę społeczną i kulinarną!
Dla tych, którzy nie chcą się nagradzać Mistrz ma w ofercie schabowe, mielone, zrazy, pomidorówkę, barszcz bez płucek... Daję głowę, że gotowane tą samą ręką na pewno będą pyszne - niczym ćwiczona przez sześciu panów 'zupa chmielowa'.
An error has occurred! Please try again in a few minutes