Orient Express wpada w tą unikatową kategorię niepozornych "chińczyków" które zaskakują po pierwszej wizycie. Mała knajpka, korytarz tak naprawdę, znajdująca się tuż obok bardzo popularnej sieciówki z miseczką w logo, nie tylko oferuje większe "michy" ale za niższe ceny. Wystrój można by ładnie nazwać minimalistycznym, który niebawem jak wehikuł czasu transportuje nas do czasów prostych stolików, chwiejnych krzesełek i dużego menu obrazkowego z numerkami obok dań. Co naprawdę miło zaskakuje to możliwość płatności kartą czego spoglądając z zewnątrz nigdy bym nie zgadł.

Menu duże, i nie tylko to olbrzymie wiszące na ścianie ale karta ma szeroki zakres dań od bardziej złożonych tajskich klasyków jak pad Thai do typowych kuleczek w cieście z sosem słodko kwaśnym. Nieważne co się zamówi, wszystkie porcje są imponujące. Zdecydowałem się na coś czego nazwy nie powtórzę ale był to numerek 61 na menu - duża micha makaronu, sałatka, pędy bambusa, sajgonki i wieprzowina a wszystko w bardzo charakterystycznym wywarze słodko kwaskowym. Sajgonki chrupiące, wieprzowina miękka, wszystko bardzo dobre, nie było na co narzekać. Cena wywoławcza: 14zł. Znajomi zamówili zupę równie imponującą oraz wersje mojego dania tylko z kurczakiem. Wszyscy zataczaliśmy się wychodząc z knajpy z uśmiechem na twarzy i pełnym portfelem.

Czy jest to wybitna kuchnia azjatycka? Nie, oczywiście że nie jest ale tak naprawdę niczego jej też nie brakuje. Dopóki osobnik jest świadom na co się pisze - smaczne, szybkie i tanie jedzenie azjatyckie bez fajerwerków którym można się definitywnie najeść - to na pewno nie będzie zawiedziony/zawiedziona wizytą w Orient Express.