Znakomite miejsce na owoce morza. Mule były doskonałe - mięsiste i pełne smaku. Ośmiornica nie była gumowata, tylko bardzo delikatna a skórka przyjemnie chrupiąca. Do tego całkiem ciekawy wybór win, niestety dosyć drogich. Polecam jako miejsce na lepszą okazję.
Odwiedziliśmy restauracje L'Arc przy okazji trwania Restaurant Week. Zdawaliśmy sobie sprawę, że gościom przy tego typu festiwalach nie poświęca się tyle uwagi co przy normalnych serwisach poza nim, co dało się odczuć przy wejściu, kiedy kelnerzy rozmawiali a kilka osób czekało w tym czasie w kolejce, żeby dostać stolik. Festiwalowe welcome drinki oraz zupę rybną dostaliśmy szybko, dzięki czemu początek poszedł w niepamięć. W niepamięć niestety nie może pójść zupa, w której było pięć razy więcej warzyw aniżeli ryb, co sprawiło, że smakowała jak smaczna, ale mimo wszystko jarzynowa, co w całej wizycie najbardziej nas rozczarowało, biorąc pod uwagę, że średnia cena zupy w menu to 40zł. Kociołek L'arc przypadł nam do gustu, zwłaszcza jeśli chodzi o żółty sos, który nadawał wyrazisty smak owocom morza oraz świeża bagietka. Najjaśniejszą gwiazdą całego wieczoru był zdecydowanie Crème brûlée, który rozpływał się ustach i myślę, że to jeden z lepszych deserów jakie miałem okazję spróbować. Przy okazji, chciałem pochwalić czerwonowłosego kelnera, który chętnie i z uśmiechem na twarzy nas obsługiwał i nie dał nam odczuć, że jesteśmy goścmi drugiej kategorii :)
Mam problem z oceną tego miejsca.
Wybraliśmy się tu w ramach restaurant week'a, głównie dlatego, że nigdy nie mieliśmy okazji jeść ostryg, a inne owoce morza bardzo lubimy. Więc gdy zobaczyłam, że w menu festiwalowym na przystawkę podają ostrygi, od razu zarezerwowałam nam stolik. Oprócz tego na danie główne w menu figurował kociołek owoców morza, a na deser creme brulee.
Pierwsze schody zaczęły się przy przystawce, na którą czekaliśmy ponad pół godziny od momentu rozpoczęcia naszej rezerwacji. Okazało się, że ostrygi to nie moje smaki, ale wyglądały smakowicie i pięknie pachniały morzem, więc ich nie oceniam. Na drugie danie niestety czekaliśmy następne 45 minut! Byliśmy już naprawdę mocno zniecierpliwieni, zwłaszcza że osoby przy innych stołach dostawały już swoje dania sporo wcześniej. Owoce morza na szczęście okazały się bardzo smaczne, sos który się z nich wytopił podczas gotowania - coś rewelacyjnego. Szkoda tylko, że pożałowano nam bagietki i ciężko było dokończyć sos, bo pieczywo skończył się gdzieś w połowie dania. Na szczęście od razu po daniu głównym podano nam deser (było już dawno po 22, więc chociaż tyle). Creme brulee smaczny. Niestety obsługa była nami kompletnie niezainteresowana przez cały ten czas.
Więc ciężko ocenić, bo niektóre smaki fantastyczne, ale przy tym czas oczekiwania straszliwie długi i kelner, który ani razu do nas nie zaglądnął. Niestety odnieśliśmy wrażenie, że klient w ramach restaurant week'a to ten drugiej kategorii i nie wiem, czy się jeszcze tam wybierzemy.
Fajne miejsce do spróbowania ostryg, krewetek i tego co gdzieś pływa. Menu degustacyjne mi smakowało choć kucharz lubi chili ale można poprosić o lagodniejszą wersję :-) deser w postaci sernika super. Dlaczego nie 5 punktów: stoliki bardzo ciasno ustawione przez co komfort jest mniejszy, obsługa nie jest szybka a ceny bardzo wysokie. Ogólnie wyszedłem zadowolony
Miejsce to odwiedziłem przy okazji fine dinig week w dniu 10 lutego 2018.
Restauracja elegancka i klimatyczna, niestety atmosferę zepsuło zbyt bliskie ustawienie stolików obok siebie. Jak na romantyczną kolację we dwoje to fakt że na wyciągnięcie ręki po obydwu stronach ma się inne pary nie daje poczucia żadnej intymności. W zasadzie nie było możliwości rozmowy chyba że chcieliśmy żeby osoby po bokach uczestniczyły w konwersacji.
Jedzenie bardzo dobre, w kuchni bardzo dobrze wiedzą jak obchodzić się z owocami morza a największe zaskoczenie to deser, wyglądający na zupełnie zwyczajny kawałek sernika jak u mamy a smakowo bomba, rewelacja.
Obsługa też bez szału, Panowie uprzejmi ale poza podawaniem kolejnych dań nic więcej. Na początku pytanie o napoje. W trakcie kolacji narzeczonej skończyło się wino - brak zainteresowania ze strony kelnera czy miałaby ochotę na kolejną lampkę. Deser podany dosłownie dwie minuty po daniu głównym, chyba jeszcze kończyłem przeżuwać krewetkę a już wjechał sernik. Zero pytania czy mamy ochotę na jakąś kawę/herbatę do deseru (a mieliśmy jak najbardziej ochotę na herbatę ale jak już postawił te desery od razu po daniu głównym to daliśmy spokój).
Generalnie wrażenie pozytywne bo jedzenie bardzo smaczne i klimat fajny ale obsługa do poprawki (chyba mniej się starali dla tych z fine dining week) i gdybym miał tam wrócić to na pewno do innego stolika (fajne miejsce przy oknie lub przy wielkim akwarium).
Kilka tygodni temu miałam okazję skosztować menu degustacyjnego L’Arca. Było to jedno z tych doświadczeń, których w pewien sposób się żałuję - bo pierwszy raz i związany z nim zachwyt już za mną.
Jako pierwszego miałam okazje spróbować czekadełka- klasyka: świeża bagietka z masłem o aromacie owoców morza była nieskomplikowaną zapowiedzią wszystkich przysmaków.
Następnie, na stole pojawiła się przystawka - talerz z sześcioma rodzajami ostryg z rożnych zakątków Europy (od 10 do 21 zł za sztukę). Świeże, pyszne, a co najciekawsze, bardzo różniące się w smaku. Jako osoba, która pierwsze zetknięcie z ostrygami (niestety dość traumatyczne) zaliczyła na targu rybnym w Amsterdamie z dużym zadowoleniem stwierdziłam, że ostrygi mogą być pyszne - tu L’Arc złagodził moje nieprzyjemne wspomnienia i zastapił je naprawdę ciekawym i przyjemnym doświadczeniem.
Kolejnym daniem był krem z homara - absolutny HIT. Była to najlepsza (i bardziej przyziemnie - najdroższa - 49 zł za nieduży talerz) zupa w moim życiu. Nie mam pojęcia do tej pory, jak kucharzowi udało się tak zmiksować smak masła i owoców morza, że w całości można było wyczuć rownież smak Werter’s Original. Naprawdę, gorąco polecam tę pozycję w menu. Jest absolutnie doskonałą i niesamowicie oryginalna.
Po zachwytach czas na najmniej udaną pozycję w czasie całego wieczoru - były to małże św. Jakuba z musem topinamburu. Dankę było smaczne, jednak w porównaniu do reszty pozycji wypadło po prostu blado.
Następnie pojawił się kolejny mój faworyt - kociołek z mułami w sosie winnym z chili i czosnkiem. Pikantna potrawa idealna na chłodne wieczory przy tym tak pyszna, ze pozostaje mi jedynie żałować, że L’Arc i ja nie jesteśmy siebie bliżej.
Ostatnie danie wytrawne to gorący talerz z kalmarami, krewetkami, mulami i ośmiornicą - tu z kolei żałowałam, że jestem już mocno najedzona i nie mogę z takim entuzjazmem (i siłami) cieszyć się tym daniem. Owoce morza cudownie mięsiste, sos pikantny i wyrazisty - jest to kolejna pozycja, która robi furorę doskonałym potraktowaniem tych szlachetnych składników.
Kolację zamknął sernik z białą czekoladą. Kolejna pozycja, którą warto skosztować - bardzo ciężki, czekoladowy sernik, który skłonił towarzyszy kolacji do rozważań, czy jest tam więcej sera, czy czekolady? Przepyszny deser, który zapamiętam na długo.
Jakie mam refleksje po całej kolacji? Pojawiają się dwie - pierwsza to radość, że jest w Warszawie restauracja, która potrafi pozyskać świeże owoce morza i we wspaniały sposób przyrządzić tak szlachetne mięso. Po drugie zaś - mocno współczuję osobom, które nie lubią owoców morza. Po wizycie w L’Arcu tym bardziej widzę, ile tracą.
O L'Arcu słyszałam od dłuższego czasu jako o miejscu, w którym zjemy najświeższe i najlepiej przyrządzone owoce morza. Jakoś ciężko było mi się tu wybrać, aż w końcu ku wielkiemu zaskoczeniu, dzięki Natalia Gromulska dotarłam tu w ramach wskrzeszenia foodie meetupu, mimo zamknięcia się polskiej filii Zomato. Jak miło było znowu spotkać się w gronie jedzeniowych freaków i nad inspirującym jedzeniem porozmawiać o tym co najbardziej lubimy!
Jeszcze raz wielkie dzięki 🙂
Lokal wyglądający z zewnątrz na nieco onieśmielająco elegancki, po wejściu zyskuje na przytulności. Może i są białe obrusy, ale nie jest to przytłaczające, klimat jest raczej kameralny i przytulny. Siadamy przy wielkim akwarium z morskimi stworami i przez kilka godzin możemy obserwować ich fascynujące relacje i walki. Na szczęście żadnego z nich tego dnia nie jemy, nie są też wyławiane dla innych gości (uff, bo zdążyliśmy poczuć do nich sympatię).
Wieczór zaczyna się dość długim oczekiwaniem na pierwszą przystawkę, ale kiedy już dociera robi na nas spore wrażenie. Mamy możliwość spróbowania kilku rodzajów ostryg z różnych zakątków świata. Niektóre smakują oceanem, inne jak delikatna biała ryba, inny jest poziom słodyczy czy natężenia smaku. Dla mnie to trochę jak wizyta w muzeum, eksperyment, wyostrza i trenuje zmysł smaku.
Kolejne danie - zupa z homara to podobnie interesujące doświadczenie. To umami w pigułce, bogate w masło/śmietanę, słodycz, posmak grzybów i Werther's Original w jednym. Tak dziwny smak, że chce się go próbować i próbować, odkrywać coraz to bardziej zaskakujące aromaty.
Następne dania idą bardziej w klasykę. Pojawiają się przegrzebki smażone na maśle, z musem z topinamburu i emulsją pomarańczową. Małże rozpływają się w ustach, są aksamitne, tak samo jak mus i emulsja, wszystko łączy się w idealną całość. To już smak, który podpasuje raczej każdemu.
Tak samo jak mule w sosie z wina, chilli, natką pietruszki, czosnkiem i cebulą. Lekko pikantne, z esencjonalnym sosem, który bezpardonowo postanawiam wypić z garnuszka. W bardzo podobnych smakach podane są na skwierczącym talerzu krewetki, kalmary, mule i ośmiornica. Wszystkie mają idealną konsystencję, ośmiornica jest genialna.
Na koniec pojawia się deser, który także zaskakuje pozytywnie. Sernik z białą czekoladą ma niewątpliwie duży udział tego drugiego, jest raczej zbity, wilgotny i taki esencjonalny. Mi taka wersja bardzo zasmakowała.
Kolacja potwierdziła opinię, że L' Arc zna się na owocach morza i potrafi je perfekcyjnie przyrządzić. Kiedy przypomnę sobie, że nie aż tak dawno temu nie przepadałam za morskimi żyjątkami w wersji kulinarnej to aż sama w to nie wierzę. Tu chyba każdy mógłby odczarować takie przekonania. Zabrakło mi nieco większej narracji na temat tego co jemy, choć pan kelner był niewątpliwie profesjonalny i miły. Bardzo chętnie tu wrócę!
Miałem okazję i przyjemność skorzystania z kolacji degustacyjnej w restauracji znajdującej się na ulicy Puławskiej 16. Wraz ze mną w "wieczerzy" uczestniczyło pięć Pań, więc od początku miałem problem, by skupić się wyłącznie na daniach i wnętrzu :)
Wnętrze okazało się być eleganckie i przytulne, a przygaszone światła stwarzały intymny klimat. W czwartkowy wieczór nie było tłumów, ale nie oznacza to, że lokal świecił pustkami. Do tej pory nie było mi dane przebywać w miejscu, gdzie przez szybę akwarium mogłem obserwować swój ewentualny przyszły obiad. Na pochwałę zasługuje Pan Kelner, który z życzliwością opowiadał o podawanych daniach.
Biesiadę rozpoczęliśmy od mixu ostryg. Do tej pory miałem okazję tylko raz skosztować tego owocu morza. Fajną zabawą było możliwość spróbowania aż 6 ich rodzajów: Fine de Claire, Irlandzkie, Normandzkie, Mar. Oleron, Belon i Regal. Najsmaczniejsze okazały się dwie pierwsze z listy. Na wyróżnienie zasługuje też Mar. Oleron. Nie jestem wielkim fanem ostryg, więc "starter" pozostawię bez oceny.
Kolejnym punktem kulinarnej uczty była aksamitna zupa z homara (49 zł). Idealnie trafiła w mój gust - była intensywna i maślana. Mimo iż homar zszedł w tej zupie na drugi plan, to nuty karmelu i zrównoważona słodycz pozwalały się cieszyć każdą jej łyżką. Świetna pozycja, którą mógłbym jeść na okrągło.
Następnie kelner podaje nam małże św. Jakuba smażone na maśle, podane z musem z topinamburu i emulsją pomarańczową (49 zł). Przegrzebki okazały się miękkie, ale nie zaszkodziłby im trochę dłuższy pobyt na patelni. Mus z topinamburu był przepyszny, a pomarańczowa emulsja świetnie się z owymi małżami komponowała. Cała, niewielka, porcja szybko zniknęła z talerza!
Stacja trzecia: mule z winem, chili, natką pietruszki, czosnkiem i cebulą (49 zł). Kolejna świetna pozycja. Sos był tylko lekko pikantny, dzięki czemu nie zabił smaku reszty składników. Mule były mięsiste, a sos bardzo aromatyczny. Gdybym tylko miał łyżkę, to z chęcią skosztowałbym nawet samego sosu.
Kolejny "sztos", czyli skwierczący talerz z krewetkami, kalmarami, mulami i ośmiornicą (99 zł). Najjaśniejszą gwiazdą okazuje się ośmiornica, która była świetnie przyrządzona. Tuż za nią plasują się krewetki i mule. Rozczarowują mnie kalmary, które były nijakie, ale zamoczone w świetnym sosie, również znikają z talerza.
Idealnym zakończeniem tej morskiej biesiady jest pozycja na słodko, czyli sernik z białą czekoladą podany z owocami i kroplą owocowego żelu (22 zł). I to właśnie ten sernik wskakuje, obok Sketcha i The Alchemist Gastropub, na podium mojego prywatnego rankingu warszawskich serników (wybacz mamusiu). Zarówno spód z ciemnej czekolady, jak i kremowa masa zasługują na medal.
Już dawno tak zadowolony nie wychodziłem z restauracji. Dziękuję również za zaproszenie i możliwość degustacji tych wszystkich pyszności.
Do L'Arc trafiłam dzięki Natalia Gromulska, przypominając sobie niezwykle przyjemną formułę jaką jest Foodie Meetup. Na stole czekało na nas wiele atrakcji...
Ostrygi albo się kocha albo nienawidzi. Ja jestem jednak zaprzeczeniem tego powiedzenia, gdyż ostrygi delikatne są mi jak najbardziej „w smak”, natomiast te intensywne czy np. sos ostrygowy to pozycje dla mnie zbyt mdłe i o zbyt dominującym zapachu. Nie zdziwiło mnie więc wcale, że ze wszystkich 6 rodzajów tych przysmaków, jakie miałam okazję skosztować, najbardziej do gustu przypadły mi te tańsze, a więc i mniej inwazyjne w smaku – irlandzkie oraz holenderskie Fine de Claire. Wśród droższych duże wrażenie zrobiła na mnie niesamowicie kremowa konsystencja ostrygi Mar. Oleron. Najdroższa w karcie - Regal faktycznie kryła w sobie bardzo intensywny smak oceanu, wiązało się to jednak również z dużą słonością tego produktu. Podany jako dodatek sos na bazie octu był mi tu zupełnie zbędny, wystarczyły cząstki cytryny.
Przechodzimy do dań na ciepło i na stole ląduje aksamitny krem z homara. Zupa ma bardzo dużo umami, a jej smak jest intensywny i głęboki. Przeważają w niej jednak słodkie nuty maślano-karmelowe, które homara zostawiają gdzieś w tyle zamiast czynić go głównym bohaterem dania. Z przykrością muszę więc stwierdzić, że ta pozycja nie spełnia moich oczekiwań, a jej zbyt słodki smak nie pozwala mi nawet zjeść jej do końca.
Następnie na stole pojawiają się moje ukochane małże św. Jakuba smażone na maśle, podane z musem z topinamburu i emulsją pomarańczową. Przegrzebki są poprawnie usmażone, choć ja wolę je nieco bardziej zrumienione, ale to już kwestia osobistych preferencji. Mus z topinamburu apetycznie je otula, jest przyjemnie gładki, a emulsja pomarańczowa daje nam lekko cytrusowe wykończenie, z którym owoce morza tak bardzo się lubią.
Czas więc na mule w klasycznym sosie z winem, chili, natką pietruszki, czosnkiem i cebulą, podane w estetycznym garnuszku. Nie mogłabym oczekiwać od muli niczego więcej niż to, co odnalazłam w tym garnku. Są aromatyczne, pięknie pachną i smakują. Gdy już je zjecie przyda Wam się podana jako czekadełko bagietka, którą przyjemnie można zanurzać w pozostałym w naczyniu sosie.
Po mulach ten sam sos odnajdujemy w daniu Skwierczący Talerz z krewetkami, kalmarami, mulami i ośmiornicą. Tu jednak dodano do dania więcej pikanterii i jest to bardzo dobry ruch. Na języku jest gorąco, ale nie maskuje to smaku żadnych z owoców morza. Wszystkie są przyrządzone w punkt, a szczególnie wrażenie na całym towarzystwie robi ośmiornica.
Ukoronowaniem naszego posiłku jest sernik z białą czekoladą podany z owocami i kroplą owocowego żelu. Ten deser jest po prostu wyśmienity! Bardzo wyraźnie czuć białą czekoladę, masa jest puszysta i bardzo lekka. Spód z ciemnej czekolady to genialny pomysł idealnie balansujący słodycz.
L’Arc Varsovie to bardzo dobra propozycja na randkę lub na przeżycie kulinarnego rejsu po nieznanych wielu osobom wodach pełnych owoców morza. Ceny mogą nieco przytłaczać, ale możemy mieć tu pełne przekonanie, że owoce morza zostaną należycie dopieszczone, a potem należycie dopieszczą nasze podniebienia.
Szczegóły recenzji na:
naostrzujezyka.blogspot.com
…dla nich właśnie warto się na Mokotów pofatygować (L’arc Varsovie). 29 października 2017 Kategoria: Jem, Warszawa. Co prawda Zomato zamknęło swoja polską siedzibę, jednak wciąż są ludzie, którzy w imię wyższego dobra (czytaj „jedzenia”) umożliwiają poznanym przez portal miłośnikom jedzenia spędzić wspólnie czas. Wielkie podziękowania dla Natalii, dzięki której wieczór spędziliśmy wspólnie w L’arc Varsovie, restauracji francuskiej, wyspecjalizowanej w owocach morza. Stary Mokotów stał się zagłębiem dla kuchni z okolic kanału La Manche, niedaleko znajdują się L’Enfant Terrible, GiGi czy ŻuŻu. Wciąż to L’arc pozostaje miejscem docelowym dla miłośników owoców morza – i o tym właśnie będę dziś pisał.
Świetne miejsce na owoce morza. Wszystko w sam raz. Lobstera można sobie wybrać z akwarium i tego właśnie zjeść. Przytulnie, obsługa chętna do pomocy.
W L'Arc dzięki Natalia Gromulska wskrzeszona została idea foodie meet-up'ów i dziękuję jej za to serdecznie, bo już się bałem, że po wyprowadzce Zomato z Polski już nigdy nie będzie okazji, by spotkać się w towarzystwie ludzi, którzy kochają jedzenie. Na szczęście - myliłem się! A L'Arc okazało się doskonałym miejscem na takie wydarzenie.
Wnętrze restauracji nie jest wielkie i L'Arc polecam raczej dla par niż większych grup. Miałem wyrzuty sumienia, że nasza roześmiana i rozgadana szóstka wypełnia sobą cały lokal, co siłą rzeczy mogło nie być komfortowe dla innych gości. Ale to tylko świadczyło, że atmosfera, obsługa i jedzenie w L'Arc wprawiły nas w znakomity nastrój :) Obsługujący nas kelnerzy byli bardzo profesjonalni, wiedzieli wszystko o serwowanych potrawach, ale jednocześnie było w nich wiele luzu
L'Arc stoi owocami morza i takiego ich przeglądu nie miałem od dłuższego czasu! Najpierw na stół wjechał talerz ostryg (6 różnych, z Holandii, Francji i Irlandii) - to dla mnie było odkrycie, bo rzeczywiście wyraźnie różniły się smakiem Moimi faworytami zostały Marennes-Oléron i Ostra Regal.
Jako drugi podano krem z homara, pozycja podobno utrzymująca się w menu od lat. Może zabrzmi to dziwnie, ale smakował, jakby był zrobiony z cukierków Werther's Original. Maślano-karmelowa nuta wybijała się ponad wszystko (stety bądź niestety przyćmiewając homara). Ja zostałem fanem, ale sądzę, że nie każdemu podejdzie.
Trzecie danie, przegrzebek na kremie z topinambura, podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej. Delikatny małż dobrze pasował do aksamitnego purée, kompozycja była udana dzięki balansowi smaków. No i daję plus za wykorzystanie dość niedocenionego warzywa!
Punktem kulminacyjnym okazały się klasycznie przyrządzone mule w białym winie, które powinny zadowolić każdego mulożercę. Tutaj najwyraźniej po prostu wiedzą, jak je robić i skąd je sprowadzić, by nie było zawodu lub, co gorsza, zatrucia. Pozostaje żałować
Kolejne pozycje, homary (spróbowałem wszystkich trzech) oraz sernik jak dla mnie już tak nie błyszczały, ale wynikało to raczej z moich osobistych preferencji, a nie braku kunsztu szefa kuchni. Fanem homarowego mięsa nigdy nie byłem, a demonstracja wierzgającego ogonem obiadu, który chwilę potem wylądował na talerzach, przypomniała mi, czemu niemal zupełnie przerzuciłem się na wegetarianizm... Dopiero sernik o smaku i konsystencji wyraźnie powyżej średniej oraz ostatni łyk znakomitego białego wina, jakie hojnie polewano nam przez cały wieczór, jakoś mnie udobruchały ;)
Na sam koniec dodam może, że jestem ogromnym fanem konsekwentnie granej w lokalu francuskiej muzyki, nowszej i starszej. Jeżeli mieszanka Edith Piaf, Zaz, Brassensa i kilku innych, których już sobie nie przypomnę, to wszystko, czego Wam do szczęścia potrzeba - na pewno się nie zawiedziecie. Z L'Arc wyszedłem - dosłownie - ze śpiewem na ustach. Co nie, Chjena? ;)
Po pierwsze chciałabym bardzo podziękować restauracji za zaproszenie i Natalia Gromulska za zorganizowanie przemiłego spotkania☺️❤️. Wszystko było bardzo profesjonalnie przygotowane. Na początku przyszedł do nas szef kuchni, żeby osobiście się przedstawić. Przygotowane dla nas menu składało się z wybranych pozycji (gwiazd☺️) stałej karty. Ucztę zaczęliśmy od talerza różnego rodzaju ostryg. Każda z nich została nam szczegółowo opisana przez naszego kelnera, który świetnie się nami opiekował przez cały wieczór i opowiadał o każdym daniu. Nie maiałam pojęcia, że ostrygi tak różnią się od siebie zarówno konsystencją, jak i smakiem! Kolejnym daniem był krem z homarów. Aksamitna, niezwykle maślana zupa, a w niej kawałki pysznego, miękkiego homarowego mięsa. Ponoć ta pozycja jest w karcie od samego powstania restauracji, nie daje się wybić i, szczerze mówiąc, wcale się nie dziwię 😉. Potem przyszła kolej na kolejną przystawkę- małż św. Jakuba na purée z topinamburu i pomarańczy. Przegrzebek- mistrzostwo! Niezwykle delikatny, miękki jak masło, idealnie komponował się z purée. Całość miała bardzo delikatny smak, ale dzięki temu główny bohater nie został przytłoczony żadnymi zbędnymi dodatkami. Był to mój absolutny faworyt wieczoru. Później na nasz stół trafiły świetnej jakości mule przyrządzone na sposób klasyczny: w białym winie, z czosnkiem, pietruszką, chili- w prostocie siła! Serio, jak dla mnie, drugi najmocniejszy punkt programu. Następnie przyszedł czas na danie główne- homara. Mieliśmy do wyboru trzy opcje więc postanowiliśmy wziąć różne i wszystkich spróbować. 1.Najbardziej klasyczny- z sosem koktajlowym,
2.z sosem musztardowym i grubo krojonymi frytkami
3.najbardziej ”odpicowany” z foie gras, truflami, parmezanem...😄 Powiem, jednak, że danie główne mnie nie porwało. W części był przygotowany naprawdę bez zarzutów, mięso było mięciutkie, a w części- po prostu gumowate i twardawe. Cały wieczór zwieńczył puszny, kremowy sernik z białej czekolady, nad którym wszyscy się rozpłynęli i mimo, że byliśmy już naprawdę najedzeni, w błyskawicznym tępie zniknął z talerzy. Cały wieczór przebiegł w świetnej atmosferze, jestem przeszczęśliwa, że poznałam ludzi tak samo zakochanych po uszy w jedzeniu jak ja 😉. Pomimo tego, że dania były przynoszone w dość sporych odstępach czasowych, przy stole cały czas panowała super atmosfera. Bawiłam się wspaniale i wyszłam baaardzo najedzona... DZIĘKI! ☺️❤️
Odwiedziliśmy w ramach poprzedniego Restaurant Week'a. Dania były smaczne, ale nie odnaleźliśmy się we wszystkich smakach. Ostrygi i deser były dla nas stosunkowo najsłabszym ogniwem, reszta w punkt.
Great food, lovely staff, very pleasant decor. Had oysters here and had no complaints even though I am a bit of an oyster snob. Recommend for a romantic dinner/ lunch, but do not come here with children, not enough room for them.
Wiosenny restaurant week przywiódł nas w progi L'arc. Skuszeni cena za jaką możemy spróbować świeżych owoców morza zasiedliśmy w dwuosobowym stoliku w odrobinę ciasnym i dusznym pomieszczeniu. Na przystawkę dostaliśmy zupę rybna oraz świeże ostrygi, oba dania bardzo nam smakowały. Na drugie wjechał talerz skwierczących rozmaitości w ostrym sosie. Mi najbardziej do gustu przypadła mi ośmiornica natomiast mąż zajdałby się tylko mulami i krewetkami. Deser crem brulee poprawny, bez fajerwerków.
Agnieszka Maciejewska
+3.5
L'Arc odwiedziliśmy z mężem w ramach Restaurant Week. Lokal niewielki za to bardzo klimatyczny. Niestety same dania bardzo rozczarowujące. Ostrygi świeże i smaczne. Zdecydowanie nie polecam próbowania ich z sosem, który otrzymaliśmy, ponieważ skutecznie zabijał cały ich smak. Zupa rybna okazała się być jedynie poprawna. Niby wszystko w porządku, ale w smaku przypominała zupy mrożone, które można kupić w Lidlu podczas dni francuskich. Jako dania główne podano mule w winie i skwierczący talerz z krewetką, kalmarem i ośmiornicą. Same mule na pewno były świeże, za to zostały przyrządzone w taki sposób, że miałam wrażenie że jem ugotowany czosnek w skorupkach. Danie dodatkowo przyprawiono zbyt dużą ilością chili, wino w ogóle nie było wyczuwalne. Podobnie przyrządzona została druga potrawa.Co prawda sos był inny, ale równie skutecznie zabijał smak owoców morza. Najlepszym daniem z całego zestawienia okazał się Creme brulee. Smaczny, z wyczuwalnym smakiem wanilii i cudowną skarmelizowaną skorupką na wierzchu.
Najgorsze wrażenie wywarła na mnie obsługa restauracji. Po wejściu do restauracji nit się nami nie zainteresował. Dosyć długo czekaliśmy na "nasz stolik", pomimo, że w lokalu sporo miejsc było wolne. Wszystko robione było w pośpiechu i miałam wrażenie, że znajduje się w jadłodajni, a nie w ekskluzywnej restauracji. Nie zwracano uwagi, na to w jakiej kolejności pojawili się goście, a tym samym kto dłużej czeka na potrawy. W efekcie para która przyszła jako pierwsza otrzymywała dania jako ostatnia. Kelnerów trzeba było "łapać w locie" jak się już pojawili. Poproszona o pomoc w doborze wina, kelnerka, bez zastanowienia czy zapytania mnie o preferencje od razu zaproponowała najdroższe wino z karty.
Podsumowując w L'Arc bardzo mnie rozczarował za równo pod kątek jedzenia jak i atmosfery w nim panującej. Na korzyść przemawia jedynie świeżość i jakość produktów w niej serwowanych.
Odwiedzone w ramach Restaurant Week. Lokal bardzo klimatyczny, z ciemną skrzypiącą podłogą, stylowymi kinkietami i sporym homarium. Menu, które mieliśmy okazję spróbować obfitowało w owoce morza. Zdania co do poszczególnych dań były mocno podzielone, każdy znalazł coś dla siebie. Jeśli chodzi o mnie, mogę śmiało polecić zupę rybną - świetnie doprawiona z lekkim kolendrowym "kopem" i bez , moim zdaniem, bezsensownego zaprawiania esencją pomidorową. Danie główne to bajeczny skwierczący talerz z krewetką, kalmarem i ośmiorniczką. Szczerze powiem, że póki co nie jadłem tak jakościowych i tak dobrze zrobionych kalmarów i ośmiorniczek. Na deser creme brulee - jakbym dał radę to zjadłbym dwie jak nie trzy porcje :) Holenderskie ostrygi nie przypadły mi do gustu, ale lokal ma szeroki wybór ostryg, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Mule poprawne , choć brakowało mi w nich winno-maślanego sosiku, który dodałby daniu wyrazistego smaku. W sumie byłem gotów dać ocenę 4,5 , ale obcinam 0,5 pkt za stan czystości łazienki - w lokalu tego poziomu, jednak oczekuję czystości bliskiej perfekcji.
Do Larc wybrałem się z Żoną na czwartkowa promocje muli. Muszę przyznać że pierwszy raz jadłem mule w tak różnych sosach. Najbardziej smakowały mi mule w sosie krabowym. Były doskonale, a sos wyborny. Szkoda tylko że kelnerzy nie donoszą bułeczek aby móc delektować się sosem;)
Faktycznie, L'Arc kreuje się na restaurację bardzo ekskluzywną. Czy tak jest? Zdecydowanie nie. Wyposażenie wymagające remontu, naprawy itd, kraby w akwariach akurat podobają mi się bardzo :) Kelnerzy trochę nadęci, ale nie są najgorsi. Owoce morza, ich smak, kompozycja podania rekompensują wszelkie niedociągnięcia. Brawo!
Urodziny w L'Arc zaliczam na 5+ pyszny szampan o delikatnie słonawej nucie, wyrafinowany pan homar, rozpływające się w ustach przegrzebki z topinamburem, a na deser sernik ze świeczką :)
Polecam nie tylko na specjalne okazje
Do L'Arca trafiłam z okazji ich czwartkowej - świetnej skądinąd - promocji "jesz ile chcesz muli za 39 zł". "Ile chcesz" w rzeczywistości oznacza 5 porcji, ale uwierzcie, że jest to wystarczająca ilość, by mieć dość owoców morza co najmniej do końca tygodnia. Ja nie dotrwałam do porcji numer pięć, kolega dla porządku wcisnął, ale ledwo. Takie wyjście do klienta bardziej przeciętnego warto docenić, bo L'Arc kreuje się na miejsce bardzo ekskluzywne. Powiem szczerze, że mnie ta kreacja trochę razi - z jednej strony białe bluzki kelnerów, akwaria z żywymi krabami i dość wysokie ceny, z drugiej wystrój wyraźnie wymaga już odświeżenia, jest raczej sztywno, drętwo, a szafki pod akwariami wyglądają naprawdę nieestetycznie. Nie powiem, żebym jakoś szczególnie dobrze czuła się w tym miejscu, gdyby nie mule i miłe towarzystwo, pewnie zwiałabym stamtąd znacznie szybciej.
Mule dobre, choć przyznam, że nie zawsze byłam w stanie wyczuć składniki sosu, w którym były podane. Czasem pani kelnerka zapominała nas poinformować, który smak właśnie nam podaje i zupełnie nie byłam w stanie zgadnąć, co przyszło tym razem. Miałam okazję spróbować wersji klasycznej, kokosowej, włoskiej, cebulowej - różniły się od siebie naprawdę minimalnie. Szkoda, że kilka kawałków biagietki dostaliśmy tylko do pierwszej porcji muli. Na marginesie - 22 zł za butelkę wody to naprawdę zdzierstwo.
Nie mam przekonania do L'Arca i nie jest to kwestia tego, że droższe restauracje to nie mój klimat. Gdy naprawdę wspaniale się czuję w danym miejscu i zachwyca mnie jedzenie jestem w stanie naprawdę sporo zapłacić, ale tu - może to kwestia korzystania z promocji - czułam się trochę gościem drugiej kategorii i odniosłam wrażenie, że to restauracja raczej z nadmuchanym ego niż z realnie dobrą kuchnią. Nie powiem jednak, że na mule nie powrócę, bo jak już wspomniałam, to chyba najlepsza oferta z owocami morza w Warszawie, za co dorzucam 0,5 punktu do oceny.
Polecam, naprawdę dobre jedzenie. ...wzieliśmy ślimiaki (to akurat nie zachwycało), ostrygi,garnuszek rybny - całkiem dobre i na koniec homara - rewelacja chociaż w porównainiu kiedy w hotelu Victoria gdzie zjeść można było homara z tartą bułeczką i cebulką to nie jest aż tak rewelacyjnie ale naprawde dobrze. Obsługa super. Trochę te ślimaki zespuły ogól ale gorąco polecam
Postanowiłyśmy wybrać się z koleżankami na babski wieczór. Wybrałyśmy L'Arca ze względu na czwartkową promocję na mule. Za niecałe 40 zł dostaje się garnuszki z pięcioma rodzajami muli. Restauracja bardzo elegancka, atmosfera zdecydowanie zachęcająca, a obsługa miła i uczynna. Mule były bardzo ładnie podane, w małych garnuszkach. Duży plus za miseczkę z wodą i plasterkiem cytryny do obmywania dłoni. Brakowało mi talerzyka na którym można by oprzeć widelec lub odłożyć bułkę, okruchy spadały bezpośrednio na obrus. Pierwsze mule które dostałyśmy były bardzo smaczne, klasyczne w białym winie z czosnkiem i natka pietruszki. Kolejne z suszonymi pomidorami były rewelacyjne. Niestety im dalej tym gorzej. Mule w mleczku kokosowym były ok, ale nie zachwycały. Kiedy pojawiła sie czwarta pozycja trochę sie zdziwiliśmy gdyż wydawało się, ze drugi raz uraczono Nas mleczkiem kokosowym. Zwrócilibyśmy uwagę kelnerowi, który szybko wyjaśnił sytuacje i potwierdził Naszą opinie. Mule szybko zostały wymienione na te w sosie musztardowym. ALE. Mogę dać sobie rękę odciąć ze były to dokładnie te same mule które zostały na chwile wrzucone do garnka i doprawione kilkoma łyżkami musztardy. Z całości nadal było czuć zapach i smak kokosa. Bardzo niemile wrażenie. Ostatnie mule były ok, chociaż jak dla mnie połączenie owoców morza z wędzonymi serami to nie najlepsza kombinacja. Pachniały?.... hmmm, conajmniej dziwnie. Uczta trwała dobre 3 godziny wiec uprzedzam ze na tą przyjemność trzeba sobie wygospodarować sporo czasu. Ostatnia kwestia to pieczywo, jakieś 8 kromeczek bagietki dla 3 kobiet do 5 rodzajów muli, które są dość słone, to zdecydowanie za mało. Generalnie ok, chociaż wydaje mi się, że dania nie objęte promocją byłyby znacznie lepsze. Nie pozostaje nic jak sprawdzić to przy następnej okazji.
Bardzo przyjemne miejsce, z przepysznym jedzeniem i profesjonalną obsługą. Ostrygi delikatne i wspaniałe. Ślimaki - troszkę giną pod pierzynką ze szpinaku i parmezanu, ale dla mnie, jako umiarkowanej fanki "escargot", było to rozwiązanie idealne. Skwierczący talerz owoców morza, przygotowywanych metodą sous vide - obłęd, nie mogłam się powstrzymać, zjadłam wszystko! Halibut - klasyczne, delikatne, smaczne danie. Sernik z mascarpone na deser - zrobił furrorę. W potrawach naprawdę wyczuwalne są wysokiej jakości składniki, dobrane z dużą uważnością. Towarzystwo krabów i homarów w akwariach to dodatkowa atrakcja i urozmaicenie. Stonowany kelner, który wie, co serwuje swoim gościom to duży atut. Dla mnie pełna 5 i ogromna satysfakcja!
Pierwsze moje podejście z ostrygami 😂 co prawda dalej się do nich nie przekonałam, ale to pewnie kwestia czasu. Jedzenie niesamowite, świeże owoce moża podane w bardzo smaczny sposób. Deser również niczego sobie ! Super
Bardzo dobre jedzenie, przepiękny wystrój, dobrze dobrana muzyka, miejsce klimatyczne. Minusem jest cena za tak małą porcję dania. Obsługa kelnerska poprawna.
Lunch biznesowy. Cicho. Można usłyszeć gościa z drugiej strony stołu. A to dziś w Warszawie rzadkość. Kuchnia francuska jakość super - ceny nazwijmy realne. Duża porcja muli poniżej 40 złotych. Szacunek. Turbot pyszny. Z akwarium spogladaja homary. Ogólnie dla mnie top. przeszkadza tylko szumiaca Puławska za oknem.
To już moja kolejna wizyta w L’arcu i znów z okazji Restaurant Weeka. Wystrój zachwyca, mała knajpka w jasnych kolorach, akwaria z zwierzami, które można potem zjeść ;) Muzyka – moja ukochana ZAZ, czyli typowy Paryż. Jednak miejsce jest bardzo małe i przeszkadza fakt bliskości stolików i lekkiego wchodzenia na głowę sąsiadom.
Trochę negatywnie postrzegam fakt, ze musiałyśmy czekać kilkanaście minut na stolik – przecież dlatego rezerwacje robione na taki czas aby uniknąć takich sytuacji. I to czego w L’arcu niezwykle nie lubię – do pieczywa nie są podawane talerzyki przez co cały stół jest w okruszkach.
Jeśli chodzi o menu, to podobne do zeszłorocznego. Najlepszy zdecydowanie deser.
Wiem, że jest to miejsce eleganckie, nie dla każdego, ale jednak sugerowałabym wprowadzenie wina domowego w nieco bardziej atrakcyjnych cenach :)
jedzenie jest po prostu świetne. świeże, aromatyczne, bardzo smaczne, odpowiednie porcje, ładnie podane. pierwszy raz jadłem ostrygi. trochę się obawiałem, jednak smakowały genialnie. jeśli na owoce morza w warszawie, to właśnie tutaj ;) sam lokal, elegancki, kameralny, może nawet trochę za ciasny, akwaria z homarami i krabami, świeczki. jest naprawdę klimatycznie. bardzo wysoki poziom niestety psuje trochę obsługa... w miejscu tego typu, tej rangi, kelnerzy powinni być trochę bardziej profesjonalni, powściągliwi.
Skorzystaliśmy z oferty Warsaw Restaurant Week i zamówiliśmy oba rodzaje menu festiwalowego. Ostrygi nas urzekły, miały świetnie dobrany sos. Mule w winie również pyszne, chociaż przydałby się kawałek chleba lub bułki, żeby sos się nie zmarnował. Deser malutki, się cudny - creme brulee z kroplami malinowego sosu.
Byliśmy z żoną w ramach Restaurant Week. Absolutne mistrzostwo w kwestii smaków - szczególnie krem z homara (genialny) i niesamowicie waniliowy creme brulee. Bardzo dobra obsługa - profesjonalna, a jednocześnie przystępna i nie nazbyt 'sztywna'.
5.0 z małym minusem
Oferta czwartkowa na mule/All you can eat!
Polecone przez Zomatowicza;)
Czwartek ok. 13:30 nie ma nikogo. Zamawiamy od razu 5 smaków- rodzai do spróbowania, które pójdą na dokładkę. Ja już siedziałam przełykając ślinę nim one nadeszły. Klasyczne w białym winie, z pomidorami i selerem naciowym, te z bobem, czosnkiem i kaparami i te z musztardą❤️ mlaskaliśmy aż wstyd. Dokładka: bób, a jakże i musztarda francuska. Trzecia porcja z musztarda była już wodnista(sos), wiec mały minus. Poza tym będę przychodzić w czwartki i nie tylko. Obsługa przemiła. Miejsce centralnie odłożone niedaleko Europlexu, przy przystanku. Jestem ciekawa innych odsłon, brawo!!
Kolejna odsłona już nie tak spektakularna, odejmuje punkty. Obsługa miała nas trochę gdzieś/ obok klient po 50-tce z " warszawskim piniądzem" zamawia ostrygi i homara, na głos czytając kwotę rachunku. Na mnie nie robi to wrażenia. Nie wiem na kim robi. Tak oto pseudo-salony warszawskie funkcjonują / musisz pokazywać ile masz, żeby cię obsłużono. Godziwie. Sosy muli były zupą, same mule przemieszane: większe i drobnica i przy dokładkę połowa była pustych. Nie pływały w sosie - sprawdziłam. Brudne naczynia stały na stole dopóki nie poprosiliśmy o ich uprzątnięcie...
Raczej nie wrócę...
L'Arc odwiedziliśmy w ramach Restaurant Week więc ta recenzja może nie być w 100% adekwatna. Jednak to czego próbowaliśmy znajduje się na co dzień w karcie więc pozwalam sobie na podstawie tej wizyty wystawić recenzję. Zresztą bardzo optymistyczną. L'Arc wskoczył właśnie na podium w naszym małym prywatnym plebiscycie na najlepsze restauracje.
Jedzenie było obłędne. Właściwie wszystko nam smakowało, ale nasze serca zostały podbite przez dwa dania - krem z kraba i creme brulee. Zupa była tak dobra, że lizałabym talerz, gdyby w naszej kulturze było to bardziej akceptowalne. Creme brulee przebijał wszystkie cremy brulee jakie jadłam w życiu razem wzięte i pomnożone przez dwa. Nie mogę przemilczeć też ośmiornicy i przegrzebek, które także były wyśmienite. Poezja...
Zdecydowaliśmy się także na specjalną ofertę win dobranych do dań. Wszystkie pasowały perfekcyjnie, a nowozelandzkie wino, którego nazwy nie zapamiętałam było zdecydowanie najlepszym winem mojego życia. Jeszcze więcej poezji!
Całość umiliła atmosfera tego miejsca. Spędziliśmy na miejscu dokładnie 2 godziny. Na dania trzeba trochę poczekać, ale to prawdziwa celebracja. Kelner był bardzo profesjonalny. Potrafił sporo powiedzieć o każdym daniu, świetnie reagował na nasze mini-recenzje. Widać, że utożsamia się z miejscem.
Wystrój może nie powala na kolana. Miejsca nie jest dużo, a stoliki są dość małe i dość ciasno ustawione. Nie przeszkadzało mi to jednak. Mam wrażenie, że w tym miejscu jest po prostu dobra energia.
Mam nadzieję, że wrócimy jeszcze do L'Arc. I to nie raz!
Mam mieszane uczucia co do tej restauracji. Byłam tam 4 raz, chodzę średnio raz na pół roku. Za każdym razem z wielkimi oczekiwaniami, potem wychodzę trochę zawiedziona ale wracam z nadzieją że po prostu źle wy dałam danie i inne kolejnym razem mnie zauroczy. Śledzę l'arc na Facebooku i wszystko wyglada ślicznie i kusząco. Będąc w restauracji rownież sposób podania jest pierwsza klasa. Krem z homara - bardzo bardzo dobry, mocna 5. Małże św. Jakuba sama w sobie dobre, mięciutkie, rozpływający sie w ustach ale dodatki do nich dla mnie były niezjadliwe. Niestety. W ogóle nie miałam przyjemności z jedzenia ich. Poczęstowałam partnera - który tez sie skrzywił na ten smak. Rósł z perliczki z pierożkami z kurkami - bardzo delikatny i smaczny. Burger z hommarem- nie powala. Sos do niego podany - dobrze ze jest z boku bo mocno zabija smak. Jeżeli wrócę tym razem to juz tylko ma homara ale bez żadnych szaleństw.
W restauracji L'Arc miałam przyjemność kilka miesięcy temu, rozkoszować się smakiem świeżego homara.Do kolejnej, szybszej wizyty, skusiła mnie wiadomość o tym, iż jedno akwarium przechwyciły kraby! Zawsze chciałam poznać smak, świeżego kraba. W Polsce jest to ciężkie zadanie, ale jak widać realne.
Siadamy tuż przy akwarium z krabami.Podziwiamy te piękne stworzenia i szczerze mówiąc,zrobiło mi się ich trochę szkoda:(ale głodna nowych smaków, szybko zmieniłam tok myślenia .
Zamawiam kuszący zestaw z krabem za 99zł.Profesjonalny kelner wyławia pięknego kraba.Czekam około 30 minut, sącząc szampana moet(49zł/kieliszek).
Skorupa kraba została już przez kucharza lekko zmiażdżona, lecz i tak musiałam się trochę pobrudzić, i sama odpowiednim narzędziem zbrodni ,się z nią rozprawić.
Mięso kraba jest pyszne,słodkie i delikatne.Na początku rozkoszuję się smakiem samego mięsa bez dodatków,później łączyłam z obłędnym sosem koktajlowym,pysznymi grubymi domowymi frytkami i świeżą lekką sałatką .Połączenie idealne.
Uważam, że w Warszawie trudno o lepszą restauracje serwującą owoce morze z dużym naciskiem na homara prosto z akwarium czy też małże a wszystko to w przyjemnej atmosferze nawiązującej do francuskiego stylu! Polecam super oferty w weekend!
Jedzenie bardzo dobre. Zamówiłam rybę i była idealnie zrobiona. Sąsiedzi zajadali się krewetkami. Miła obsługa, generalnie pozytywne wrażenia. Wrócę jeszcze na homara, żeby sprawdzić , które opinie są prawdziwe na temat tego serwowanego w Larcu :)
Ciekawe menu oparte na owocach morza. Poprawne dania, jednak trochę brak w nich wyjątkowości. Szczególnie można to odczuć w dodatkach i sosach. Czasem zbyt słodkie, czasem za słone, spychające smak owoców morza na drugi plan, a tego z tym cudownym produktem robić nie wolno.
Na prawdę dosyć fajne owoce morza. Polecam wziąć talerzyk ostryg oraz tatar z małży św Jakuba a na finał homara. Jeśli homar jest duży to sugeruje nie brać dodatków tylko "samego". My trochę przesadzilsmy z ilością dodatków. Wszystko smaczne aha i na zupę - krem z homara, świetny i delikatny. Ośmiorniczk dla mnie trochę za twarda ale ja mam na tym punkcie małego 'hopla'.
Na minus dla l'arc trochę przymale stoliki i w zasadzie wystrój w ogóle powinien być trochę bardziej exclusive skoro spokojnie da się tam zostawić 1k pln+ na 2 osoby. Mala sala "przy kasie" w ogole nie zapewnia prywatnosci. Obsługa miła i fajna. Napewno wrócę ale są rzeczy do poprawki; )
Miejsce fajne, dość ładne, tylko trochę atmosfera kuleje ;/ natomiast plus oczywiście za ukierunkowanie się, w dodatku w dość drogi produkt jakim są homary. Homary, homary.. na różne sposoby. Smaczne. Ryby też bardzo fajne. Byłam tam dwa razy w dużym odstępie czasowym, za każdym razem dość pusto, tj jeden, dwa stoliki poza naszym. Myślę że jest to spowodowanie właśnie targetem jaki sobie wybrali. Szkoda że rozmieszczenie sali nie jest trochę inaczej rozplanowane, wtedy te pustki by tak nie odstraszały. No i można popatrzeć na żywe homary w akwariach (: generalnie miejsce godne polecenia.
Aha, problematyczne pod względem parkingu - zwykle bardzo ciężko znaleźć tam miejsce do postoju.
Gdy zdecydowaliśmy się na wizytę w Francuskiej restauracji L’arc Varsovie byłam pełna obaw czy aby na pewno jest to dobry wybór nie chciało się wierzyć ,że w czasach gdzie wśród społeczeństwa króluje kebab i pizza restauracja specjalizująca się w owocach morza może cieszyć się zainteresowaniem na tyle by posiadać świeże produkty.
Bardzo dobra restauracja serwująca owoce morza, znakomite mule, bardzo dobre ostrygi i znakomicie przyprawiona zupa rybna. Dzięki uczestnictwie restauracji w Restaurant Week, mieliśmy możliwość spróbowania dań kuchni L'Arc w nieco przystępniejszych cenach a jednocześnie spróbowaliśmy niektórych wykwintnych dań z ich oferty. Restauracja na pewno warta odwiedzenia i już planujemy drugie spotkanie z owocami morza w tej restauracji. Jedynym minusem są zbyt małe odległości między stolikami, przez co gość nie czuje się komfortowo, a rozmowy są niekiedy zagłuszane przez sąsiadów ze stolika obok. Mimo tej drobnej wady, atmosfera w restauracji jest bardzo przyjazna, obsługa jest bardzo mila i pomocna a wystrój sprawia, że przez chwilę możemy poczuć się jak na francuskim wybrzeżu. Serdecznie polecam!
Najlepsze owoce morza w Warszawie. Pożegnanie starego roku w restauracji L'Arc spowodowało, że wydaje się on teraz lepszy. Bardzo miła obsługa i odpowiedni czas oczekiwania na danie. Za każdym razem wychodzę zadowolona. Na lunch też warto wpaść.
Naprawdę eksluzywna restauracja, szczerze wybrałem się tutaj aby zjeść ostrygi. Ale jak zobaczyłem jakie macie bogate menu, to się zdziwiłęm. że jest takie miejsce w Warszawie. Polecam.
Polecam to miejsce jak ktoś ma ochotę zjeść świeże owoce morza. Trzeba koniecznie spróbować homara w rożnych postaciach. Restauracja dość droga, wiec raczej na rzadsze wyjście kolacyjne. Wystrój i klimat jak w zagranicznych knajpach nad morzem śródziemnym. Obsługa jak należy. Nie jest to knajpa raczej na wyjście z dziećmi.
Ania Kosterna-Kaczmarek
+4
Do restauracji L'Arc wybrałam się na tasting dań, które będą oferowane w wiosennej edycji Restaurant Week.
Jadłam przepyszne i świeżutkie ostrygi. Bardzo fajnie przyrządzone mule. Smakowały idealnie. Dobrze doprawione, wyczuwalne chilli, które super pasowało.
Średnio smakowała mi zupa rybna. Pierwszy smak to zdecydowanie papryka. Smak paprykowy zabił smak ryby, której zresztą niewiele miałam w zupie. Myślę także, że dorsz w zupie był mrożony. Zapytaliśmy, odpowiedź była, że był świeży. Nie jestem o tym przekonana. Smak i jego konsystencja zdecydowanie wskazywały inaczej.
Risotto z owocami morza miało doskonały smak. Bardzo fajnie przyprawione. Dobrze przyrządzone owoce morza. Jedynie konsystencja risotto mogłaby być nieco bardziej rzadsza. Jednak smakowało mi bardzo.
Deser - bajka. Creme brulee przygotowany cudownie pyszne. Do niego mus malinowy. Naprawdę polecam.
L'Arc to restauracja z klimatem. Jest ciepło i z przyjemnością spędza się tam czas. Super wyglądają akwaria z homarami - można się zahipnotyzować 😀
woooo. To jest dopiero restauracja! Chyba jedyne takie miejsce w Warszawie, w ktorym mozna zjesc tak pyszne owoce morza. Za to warto was pochwalić, bo drugiego takeigo miejsca ze swieca szukac.
Duże były moje oczekiwania, kilka dni przeglądałam menu zachwycona pozycjami. W końcu nadszedł ten dzień, pełna oczekiwań dojechałam do restauracji. Miejsce malutkie, w pierwszym momencie trochę klaustrofobiczne, jednak szybko to uczucie mija. W głośnikach leci francuska muzyka co dopełnia klimat. I nadchodzi pora jedzenia. Przystawka pierożki z homarem i szyjkami rakowymi - danie pachnie obłędnie, smaczne ale na talerzu są 4 małe pierożki a cena to 59 zł. Rozumiem, że owoce morza są drogie ale 200gr ( bo tyle obstawiam, ze mogło być farszu) nadzienia za tę cenę to trochę pomyłka. Danie główne - 75 zł przegrzebki 5 szt na risotto i kolejne zdziwienie jak mała jest porcja. Przegrzebki dobre ale jadałem lepsze i tańsze a czarne risotto w sumie też bez rewelacji :/. Po kolacji i deserze byłam nadal głodna co mi się nigdy jeszcze nie zdarzyło po wyjściu z restauracji. Ogólnie poprawnie ale chyba miałam zbyt duże oczekiwania i raczej jest restauracja na jedną wizytę.
To mógł być niezapomniany wieczór, którego skutkiem bez wątpienia byłaby wysoka ocena i nadzwyczajna recenzja! Niestety!
Choć L'Arc działa od dawna i miał całkiem niezłe oceny wybraliśmy się do niego dopiero teraz, podczas post przeprowadzkowego penetrowania knajpek z naszego, nowego sąsiedztwa.
L'Arc czekał na swoją kolej nieco dłużej niż inne mokotowskie knajpy onieśmielając nieco elegancją i cenami w karcie. W końcu przyszedł ten moment gastrofazy, w którym niezbędne do pełni szczęścia są owoce morza.
Te które nam zaserwowano, mogę śmiało zaliczyć do najlepszych owoców morza jakie dane mi było jeść w Warszawie a nawet nie gorszych od wielu z tych zjedzonych we Francji i we Włoszech. Dzięki własnemu ostrygarium podają tu świeże ostrygi w kilku gatunkach, które serwowane są z winegretowym sosikiem. Czego tu nie ma! Na półtuzinową porcję przypada po jednej sztuce pacyficznej ostrygi Fine de Claire, ostrygi irlandzkiej, normandzkiej "dwójki", ostrygi marennejskiej z wyspy Oleron, ostrygi europejskiej z ujścia rzeki Belon i wachlarzowatej, ostrej ostrygi Regal. Delicje niespotykane gdzie indziej! Niestety jak na delicje przystało odlotowo drogie.
Ośmiornica sous vide na grzance czosnkowej z sosem nantua była perfekcyjnie miękka a sos fantastycznie uzupełniał jej smak.
Nawet zwykłe mule, przyrządzane w L'Arc na trzy sposoby: w winie, po prowansalsku i z prawdziwkami i serem smakiem i jakością wybijały się wysoko ponad przeciętną.
Tak więc kulinarny kawałek francuskiego raju w przyjemnym, niewielkim wnętrzu.
A jednak nie wyszliśmy z L'Arc zadowoleni...
Francuscy kelnerzy znani są z nieco nonszalanckiego serwisu a czasem (przynajmniej w stosunku do cudzoziemców) wręcz z gburowatości. Chciałbym myśleć, że to chęć stworzenia jeszcze bardziej francuskiego klimatu w l'Arc stoi za wyjątkową słabością serwisu. Ale tak nie jest!. Prawda jest taka, że osoba obsługująca nas była po prostu niekompetentna i niewyszkolona. Nasze mule wylądowały przez pomyłkę na stoliku obok, i zostały słusznie oprotestowane przez siedzących tam klientów. My niestety nie usłyszeliśmy w tym momencie słowa "przepraszam" a na domiar złego nie dostaliśmy naszego dania przez następne kilkadziesiąt minut obserwując jak nasza kelnerka przynosi dania osobom składającym zamówienia po nas. Gdy w końcu przyszła nasza kolej, okazało się, że Pani pomyliła zamówienie i stara się "uszczęśliwić" mnie jeszcze jedną ośmiornicą, której nie zamawiałem. Dodajmy do tego, że do końca nie doczekaliśmy się zamówionego pieczywa mimo, że o niego grzecznie prosiliśmy. Na końcu okazało się, że niekompetencja Pani kelnerki dotyczy również spraw finansowych - zapomniała dopisać do naszego rachunku dwóch (z czterech) kieliszków szampana. I choć podziękowała nam za uczciwość, to na jakiekolwiek inne formy grzecznościowe związane z zadośćuczynieniem za zły serwis nie mogliśmy liczyć.
Szkoda naszego wieczoru i wydanych pieniędzy. Szkoda też oceny obniżonej w dół. Jedzenie na piątkę, serwis na dwa. Właściwie powinno być 3,5. Ale górą smak i mistrzostwo chefa.
Przy okazji: chcieliśmy sprawdzić, czy nadal szefuje tu znany z Top Chef i Hell's Kitchen Dariusz Kuźniak. Niestety Pani Kelnerka nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, kto jest chefem kuchni. Odpowiedziała, że nie zna jego nazwiska...
No cóż...No comments!
Do restauracji L'arc wybierałam się z duszą na ramieniu. Po przeczytaniu opinii na zomato i facebooku wniosek był tylko jeden - albo będzie genialnie albo fatalnie...
Na szczęście udało się i należę teraz do grona zadowolonych Gości :)
A teraz do rzeczy! Wybrałam się w sobotni wieczór wraz z moim znajomym, uprzednio zamówiłam stolik. Obsługa przywitała nas bardzo miło, kelnerka przedstawiła ofertę specjalną "jesz ile chcesz" za 119 zł , jednak tym razem zdecydowaliśmy się na dania z karty. Na początek dostaliśmy czekadełko - bagietkę z masłem czosnkowym. Ja zamówiłam miętusa z dzikim ryżej a mój towarzysz kociołek z owocami morza. Moje danie przepyszne , koledze też smakowało bardziej niż jego :) Ryba się rozpadała w ustach, sos rewelacyjny. Potem nadszedł czas na desery - creme brulee i sernik. Oba wyśmienite. Chyba jeden z lepszych brulee jakie jadłam :)
Byłoby 4,5 ale minus za zbyt małe odstępy między stołami. Wiem, że lokal jest niezbyt duży, ale kiedy i z lewej i z prawej siedzą raptem kilkadziesiąt centymetrów dalej Goście, trudno skupić się na rozmowie. A w sobotę Gości nie brakowało , co zresztą bardzo dobrze świadczy o lokalu. No i ten chodzący po ścianie pajączek też odrywał moją uwagę....
Na pewno jeszcze wrócę, aby spróbować homara :)
Miejsce mega zjawiskowe. Obsługa przemiła, krewetki przepyszne, ostrygi super świeże i wszystko pięknie podane. Karta fenomenalnie zaprojektowana.Ceny jak na ten poziom umiarkowane. Rzadko w Warszawie można się natknąć na restaurację z taką klasą. Po trzykroć polecam i z pewnością będę wracać. Jest mało takich restauracji w Warszawie gdzie zapraszając kogoś na obiad czy kolację jest człowiek na 100% pewien że na pewno wstydził się nie będzie :-)
Bardzo przyjemne i eleganckie miejsce z profesjonalną obsługą. Owoce morza smaczne i przede wszystkim świeże. Idealne miejsce na wyjątkową okazję. Zdecydowanie polecam.
L'arc to moim zdaniem najlepsze miejsce z owocami morza w Warszawie. Miałam przyjemność odwiedzić restaurację na festiwal Restaurant Week i byłam niesamowicie zaskoczona, nie tylko wyjątkowym smakiem dań (co chyba oczywiste) to także uprzejmą obsługą i romantycznym klimatem. Na przystawkę jadłam zupę krem z homara. Była bardzo smaczna, delikatna i lekka. Jednym słowem idealna na przystawkę. Do tego świeża i chrupiąca bagietka, która podkręciła smak homara. Daniem głównym były mule. Wyjątkowo dobrej jakości, duże mule w garnuszku. Były naprawdę pyszne, a także podane w zaskakująco dużej ilości. Przy okazji próbowałam także drugiego dania głównego - owoców morza w ostrym sosie. Nie będę już pisać, że były wyśmienite, bo to chyba jasne. Wszystko jednak wygrały desery. Pyszne i pięknie podane. Przez pierwszych 15 minut robiłam im zdjęcia, bo starałam się złapać najlepsze ujęcia tych wyjątkowych, malutkich dzieł sztuki. Całą wizytę uważam za niesamowicie udaną i z pewnością pojawię się w L'arcu jeszcze nie raz.
od czego zacząć ... nie idzcie tam :D, to zło. Karmią nieprzyzoicie dobrze. Smak przysłania rozum i chce się wracać nie zważając na ceny.
Jedzone homar i ostrygi. Homar świetnie przygotowany, choć pokazywanie żywego przed zjedzeniem to trauma. Dziewczyna jedząc go mówiła,że widzi jak na nią patrzył swoimi ślepiami. Spokojny wystrój, mega miła obsługa.
LittleHungryLady LHL
+4.5
A jednak może być dobrze w restauracji w trakcie festiwalu Restaurant Week. Ostatnio narzekałam na kiepską obsługę i gorsze traktowanie festiwalowych klientów a tu proszę - L'ARC Varsovie pokazała pełną klasę. Bardzo się cieszę, że moja nienajlepsza opinia o talonach, bonach i zniżkach została tu podważona. Do L'ARC wybraliśmy się na późną kolację za jedyne 39,00 za osobę.
Wizyta w ramach Restaurant Week. O dziwo, dostaliśmy świetny stolik (choć wiem że bywa z tym różnie), za to Pani Kelnerka miała focha-giganta i zapominała o podstawowych sprawach (serwetki). Mieliśmy dwa zestawy podstawowe (ostrygi, owoce morza na gorącym półmisku, deser) i jeden alternatywny (zupa z homara, mule w winie, deser). Ostrygi - wiadomo, jak ktoś lubi to w tej restauracji warto je zamawiać, zupa z homara dobra, ale dość mdła (nie dałabym rady zjeść całej porcji, na szczęście nie była w moim wybranym menu), owoce morza rewelacyjne, mule niestety z piaskiem - źle wyczyszczone i to je zupełnie dyskwalifikuje, aczkolwiek sos w smaku dobry. Słodyczy nie lubię ale desery były nawet dość interesujące. Ogólnie raczej na plus choć w restauracji pretendującej (także cenowo) do górnej półki wpadki typu źle oczyszczone mule czy brak serwetek nie powinny się zdarzać.
L'arc to było nasze kolejne i ostatnie już Restaurant Week'owe miejsce.
Ostrygi jadłem pierwszy raz i fanem nie zostałem, aczkolwiek były świeże i w zasadzie rozumiem że może to smakować.
Mule były bardzo dobre, brakowało mi tylko tego winnego posmaku jaki powinien być w sosie. Mimo tego zjadłbym z chęcią jeszcze jedną porcję.
Sernik nie porwał, wielokrotnie zdażyło mi się jeść lepszy. Ten był nieco suchy, troszeczkę ratował to mus z którym był podany ale niestety mus był podany w ilości powiedzmy, "dekoracyjnej".
Od partnerki udało mi się skubnać: krem z homara który nie był kremem a zupką, o jak dla mnie bardzo nikłym smaku, talerz "skwierczących" owoców morza do których nie ma się do czego przyczepić- były bardzo mniam oraz krem brûlèe który w zasadzie był prawie poprawny gdyby nie to że na dnie miał konsystencję wody a nie kremu.
Nic to, mimo tych kilku niedociągnięć jedzenie oceniam jako smaczne.
Sam lokal bardzo miło dla oka urządzony.
Jedno co według mnie jest totalnie do bani to odległość stołów i ich rozmiar. Z racji tego że lokal nie jest zbyt wielki to stoły też nie są zbyt wielkie. Jak postawi się na nich owoce morza, talerz na muszle i miseczkę z wodą oraz napitki, jest już bardzo ciasno. Odległość pomiędzy stołami jest mega dziwna bo ani to common table ani to osobne stoliki. Wolałbym już żeby był to common table to przynajmniej nie czuł bym się tak dziwnie i mógł swobodnie zagadać do kogoś ze wspólnego stołu bo jednak zagadywać do kogoś kto siedzi przy stoliku obok który jest 20 cm od twojego to trochę tak dziwnie...
Obsługa bardzo miła, nie ma się do czego przyczepić.
Widać że wcześniejsze recenzje manager wziął sobie do serca gdyż popełnione wcześniej błędy nie miały miejsca, oby tak dalej.
Fajne miejsce ze smacznymi owocami morza :)
Wybraliśmy dwie różne wersje menu RW aby spróbować jak najwięcej rodzai owoców morza. Na przystawkę dostałam krem z homara - kremem bym tego nie nazwała. Była to po prostu rzadka zupa, nie wyglądała zbyt zachęcająco, ale smakowała dobrze.
Danie główne - mistrzostwo. Talerz owoców morza był super, najbardziej smakowały mi w nim krewetki i ośmiornice baby. Mule także były smaczne, bardzo dobrze przyrządzone.
Na deser wybrałam swój ulubiony creme brulee, który wręcz ubóstwiam. Do 3/4 kremu byłam w siódmym niebie, niestety na dole jakaś 1/4 miseczki była płynna. Coś się więc nie do końca udało, jednak poza tym ok.
Ogólnie wizytę w L'Arc uważam za udaną, jedzenie mi smakowało, obsługa była miła, wnętrze nastrojowe. Wyszłam najedzona i zadowolona :)
Tomek Czajkowski Magiczny Składnik
+4
Odwiedziłem L'Arc podczas Restaurant Week. Zamowiliśmy inne zestawy, żeby spróbować wszystkiego po trochę. Na przystawkę wjechały 2 ostrygi o porażającej świeżości i krem z homara. Trochę bez wyrazu jak to kremy mają w zwyczaju. Później podano nam kościołem z mulami, które były odpowiednio przyrządzone i w sporej ilości. Brakowało mi tylko cytryny. Dostaliśmy także także talerz skwierczących owoców morza. Świetny sos i ogromne, chrupiące krewetki. Fanem ośmiorniczek baby chyba jednak nigdy nie będę. Desery idealne. Creme brulee i sernik z białej czekolady. Potwierdza się opinia, że podczas RW najlepsze są desery. Podsumowując smaczne jedzenie, bardzo urokliwe miejsce, ale nic mnie nie zaskoczyło na plus czy na minus.
Wspaniala restauracja, wspaniale wrażenia smakowe. Policzki wolowe-delicje, ostrygi, krewetki niesamowicie swieze. Cicho, przytulnie, kompetentni kelnerzy i super klimat. Polecam warto!!!
Wspaniała restauracja na elegancką kolację. Doskonała jeżeli macie ochotę na owoce morza. Można tu zjeść moje ukochane i najpyszniejsze ostrygi, które szczególnie polecam. Mają również wspaniały wybór win i szampanów do uczzenia każdej okazji;)
Jako fani owoców morza nie mogliśmy nie trafić do tej restauracji. Ostrygi świeże, zapiekane, mule w sosie - wszystko na najwyższym poziomie. Homara w tym lokalu jeszcze nie probowałem, ale na pewno będzie ku temu okazja. Do tego profesjonalna i pomocna obsługa, i elegancki wystrój lokalu. Wszystko w sam raz na klimatyczną kolację we dwoje.
Jak dobrej pory najlepsza niejscówka z owocami morza w Warszawie. Polecam ostrygi i mule w sosie z białego wina - sprawdzone klasyki. Dziś wjechała ośmiornica. Dobrze skomponowane danie z groszkiem, ziemniakami i szparagami.
Zamówiliśmy z żoną krem z homara na początek.
Jak dla mnie za wodnisty, poprosiłem o kawałki homara, tak jak często zamawiamy w restauracjach z owocami morza.... nie dostaliśmy...choć trzeba przyznać, że pomimo rzadkiej konsystencji był ok.
Na drugie ja zamówiłem makaron z owocami morza a żonie mimo małego sprzeciwu:) Homara z foie gras i sałatką z truskawkami
Makaron dość ciężki bo z sosem serowym więc mogłem się spodziewać, ale owoce morza bardzo smaczne.
Homar sam w sobie przepyszny. Dopiero co wyłowiony i przygotowany na świeżo. Jak żona określiła: całe danie "trochę mało wyraziste w smaku" w porównaniu jakie jedliśmy w dobrych restauracjach na świecie, ale zjadła wszystko (1,2kg)
Jak dla mnie naprawdę bardzo dobry - żona co chwilę dorzucała mi kawałki więc jej pomagałem, ale nie miałem tak jak ona całego obrazu dania :)
Ogólnie miejsce przyjemne, trochę ciasno jednak obsługa przemiła i aktywna.
Jeszcze wrócimy.
Very fresh (and large) selection of oysters. The lobster was very good but the pasta that came with it was a bit bitter and did not connect well with the main. The fish is also top quality (not an easy thing in Warsaw).
They have an "All you can eat Seafood" on saturdays for 119 zl, which seems like a very good deal, given the quality I have experienced in this restaurant. I am looking forward to try it.
Jak homar to tylko w L'arc. Wlasnie tutaj zjadłam najlepszego homara w Warszawie. Rozpływał sie w ustach. Świetnie przyprawiony - po prostu 'niebo w gębie'.
Polecam rowniez zupy - nie spodziewałam sie, że krem z homara może być tak dobry. Cebulowa i krem z batata to klasyki. Do tego przemiła obsługa. Wszystko to składa sie na fenomenalną atmosferę tego miejsca.
Marta Ewa Romaneczko-Kozielska
+5
Miałam przyjemność urządzać w L'Arc swoje przyjęcie weselne i muszę powiedzieć, że personel spisał się na medal. Wszystkie dania z ustalonego menu były przepyszne i podane z największą dbałością o estetykę. Organizacja przebiegała w sposób wysoce profesjonalny, obsługa była fantastyczna, nagłośnienie satysfakcjonujące. Za jedyny minus uznać mogę klimatyzację, która momentami nie radziła sobie z prawie 50-ma osobami w upalne, letnie popołudnie, ale w zestawieniu z całokształtem jest to minus tak znikomy, że nie zasługuje na odjęcie nawet połowy gwiazdki. W pełni zapracowana piątka.
Odwiedziliśmy L'arc w sobote korzystajac z "jesz ile chcesz za 120 PLN".Nie bede opisywał po kolei co dokładnie jedliśmy ale ze wszystkich owoców morza byliśmy bardzo zadowoleni, wszystko nam smakowało.
Na duży plus obsługa, od której dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy na temat homarów, przyrządzania ich oraz po czym poznac czy w danym miejscu są podawane świeże czy mrożone ;)
Całym sercem polecam każdemu, kto ma ochote zjesc pyszne owoce morza.
Kochasz owoce morza? Dobrze trafiles! Swieże ostrygi w roznych rozmiarach, homary czy ryby. Dostepne promocje w stylu placisz 100zl i jesz ile chcesz. Male miejsce, ktore warto odwiedzic.
Wystrój i obsługa na duży plus. Przyszliśmy na homara i kociołek w niedziele, zostaly juz tylko dwa bardzo duże homary, wiec wzięliśmy na pół. Trudno mi ocenić te potrawę, bo jadłam homara po raz pierwszy, ale mimo, że owoce morza bardzo lubię, do tego smaku nie będę raczej wracać z rozrzewnieniem. Na przystawkę zupa z przegrzebkami, bardzo dobra, chociaż dostałam zimna. Mój towarzysz jadł osmiornice, bez większych zachwytów. Na deser ciasto drożdżowe dekonstruowane i tu plus i creme brulee, ok. Wrażenia ogólne, jak za taki rachunek takie sobie, wielu dań nie było w karcie i musieliśmy wziąć coś innego, nie zostaliśmy o brakach poinformowani z wyprzedzeniem. Restauracja była w niedziele praktycznie pusta.
Doskonałe miejsce na wykwintną, romantyczną kolację. jeśli chcecie spróbować czegoś wyjątkowego, to polecam to miejsce. Pierwszy raz próbowałem tu owoców morza i rzeczywiście warto wydać troszkę więcej pieniążków, żeby zapewnić sobie odrobinę luksusu. Obsługa na wysokim poziomie, wnętrza ciekawe, przytulne.
An error has occurred! Please try again in a few minutes