Mleczny Wilanowski

Bar Mleczny Wilanowska mieści się na parterze bloku przy ulicy Chełmskiej wciśnięty pomiędzy kiosk a okienko z pieczywem. Prowadzą do niego 3 chodki i ciężkie skrzypiące drewniane drzwi które mają moc lustra Alicjki - przenoszą w czasy PRL-u :-)


Obszerna sala jest dość mroczna z uwagi na wysoki sufit (stare budownictwo). Na ścianach drewniana boazeria, nieco starych zdjęć i plansz przywodzących na myśl dawną Warszawę. Atmosfera nostalgii i schyłkowości w półmroku. W jednej ze ścian okienko za którym widać kuchnię z całą baterią garnków, patelni, dzbanuszków, wiaderek i palników. A pomiędzy nami a kuchnią starsza pani w okienku przyjmująca zamówienie spisując je na karteczce i tradycyjnie podliczając je "pod kreską". Cudowne :-) Nawet wyposażenie jest nietypowe. Cykiernica w srebrnym wiadrze, kubki z logo Społem lub szklanki z pseudo rżniętego kryształu, drewniane stoły i krzesła lakierowane nie wiadomo ile razy, migające kinkiety. Na stoliku obok okienka leży ogromna kronika prasowa - można poprzeglądać.

Ceny potraw niestety zatraciły swój charakter barowy bo nie ma tam końcówek w stylu 49 czy 66 groszy ale są bardziej niż przystępne w porównaniu z innymi barami, knajpami i restauracjami. Wszystkie porcje są duże a przynajmniej spore - większe niż w przeciętnych knajpach i restauracjach. Talerz zupy wypełniony po brzegi to koszt 4 złotych. Wypaśny zestaw obiadowy (duża porcja dania mięsnego z dodatkiem i surówką/sałatką) to koszt 16 zł. Dania mączne to koszt 4-12 zł. Dodatki to 2-6 zł. Kompot 2,80 zł. 
Muszę przyznać, że gdy zobaczyłam tablicę z menu to wpadłam w mały szał jedzeniowy i pojechałam po całości. Zamówiłam: leniwe z masełkiem, pierogi z kaszą ze skwarkami, kopytka z okrasą cebulkową, naleśniki z serem polane śmietaną i placki ziemniaczane z mięsnym gulaszem. Do tego dwie różnokolorowe oranżady (czerwona tradycyjna i zielone jabłuszko) no i oczywiście owocowy kompot. Za to wszystko zapłaciliśmy nieco ponad 50 zł ale cała nasza trójka objadła się jak bąki. Nasz młody  obżartuszek spałaszował nam całego naleśnika mlaszcząc przy tym tak, że najedzony by zgłodniał. Wszystko świeże (pomimo późnej niedzielnej pory) robione ręcznie domowymi sposobami, ciepłe i smaczne a do tego w sycących ilościach.

Po moich ostatnich niezbyt udanych przygodach z barami mlecznymi Wilanowski jest dla mnie odkryciem. Co tam obskurne wnętrze i odległa lokalizacja ... najważniejsze jest wspaniałe jedzenie któremu daję bardzo wysoką notę - może nie na zachętę ale raczej z sentymentu.

Zawsze załatwiając jakieś sprawy na mieście łapiemy wolniejsza chwile. Przychodzi moment gdy robimy się głodni i zaczynamy się zastanawiać co zjeść. Zacząłem to robić przy barze mlecznym wilanowskim. Z racji tego, że kiedyś to miejsce już postanowiłem ruszyć do dzieła. Klasyk na wejściu uderzenie wystroju i klimatu. Tak jak powinno być w barze mlecznym a na przeciwko Ciebie okienko z kompotem. Zamawiam u uprzejmego pana w okienku schabowego z ziemniakami i surówka. Surówka poszła w ciemno mimo, że pan przyjmujący zamówienie zaproponował świeża marchewkę z groszkiem. A do picia kompot.
Zacznę od końca. Kompot - za słodki za mało owocowy ale plus ze był to prawdziwy kompot. Surówka świetna, świeże warzywa a nie z wiadra. Schabowy - taki jak babci. Prawdziwy z prawdziwą panierka, delikatna i bez kapiacego tłuszczu. Z ziemniaki pierwszy raz zjadłem do końca. :) polecam.

Bar w klimacie PRL z książkami o dawnych dziejach i rocznikami "Stolicy" z lat 50-tych (oczywiście przywiązanymi na tasiemkach) ;).
Jedzenie może i niespecjalnie tanie (zupy w przedziale 5-7 zł. drugie danie ok. 20 zł), ale naprawdę pyszne. Byłem niezwykle zadowolony z fasolowej, z grochowej... ale gdy zamówiłem ostatnio gulaszową...mmm... POEZJA! ;)
W okienku ukryta Pani, wokół klimat nostalgii - no jest w tym coś! Zdecydowanie polecam! Obowiązkowo.