Byliśmy u 7 Kotów po raz trzeci schodząc z gór. Może estetom nie pasować wystrój wnętrza, który nie jest piękny i reprezentuje mix goralszczyzny ze wszystkimi ale ostatecznie nie przychodzę podziwiać wnętrz tylko zjeść. Obsługa jak zwykle miła i pomocna. Nigdy na przestrzeni trzech (okres 2 lat) wizyt nie czekaliśmy długo na posiłek. Zupy (kwaśnica, rosół, barszcz z uszkami) świeże domowej roboty. Tym razem dobry schabowy z ziemniakami i mizerią, niezłe placki ziemniaczane (jeśli lubicie lepiej wysmażone to powiedzcie o tym obsłudze przy zamówieniu). Jedynie pierogi z mięsem nie do końca zrobiły na nas wrażenie. Dekoracja talerza nawiązuje do starej szkoły gastronomicznej, ale w sumie nie o to tu chodzi. Było sprawnie i na temat. Najważniejsze że miejsce nie zabija góralskim folklorem i muzyką. Jeśli szukacie wyrafinowanego wnętrza, atencji obsługi, góralskiej muzyki, wysokiego rachunku jak z Grand Hotelu i cuda-wianków to od razu jedźcie na Krupówki. W innym wypadku polecam 7 Kotów. Średnia cena za dwudaniowy dobry obiad z napojami około 31 zł/os przy zamówieniu dla 4 os.
Będąc w Zakopanem w zeszłym roku i mieszkając rzut beretem od tej restauracji, postanowiliśmy z mężem zajrzeć na obiad. Wrażenia bardzo pozytywne, ładny góralski wystrój (choć bardziej przypominający stołówkę niż restaurację) i miła obsługa. Zamówiliśmy z mężem placki po zbójnicku. Były podane troszkę inaczej niż jadłam do tej pory, ale smakowały bardzo dobrze. Jedyny minus jest taki, że przy dużej liczbie gości dosyć długo czeka się na zamówienie, ale ogólnie oceniam miejsce bardzo pozytywnie.
Relikt PRL - w tym wypadku to komplement
7 Kotów to restauracja mojego dzieciństwa - lokal, do którego podczas ferii wpadało się zjeść tatara w towarzystwie lokalnej społeczności. Wnętrze już co prawda nie jest smętnie zasnute dymem papierosowym i zdecydowanie pojaśniało, ale wystrój (te koszmarne wypchane zwierzęta) i klimat pozostały. Pozostało też świetne jedzenie. Tutaj kuchnia nadal jest domowa. Niewyszukana, ale przy całym upadku podhalańskiej gastronomii, to tutaj można zjeść prawdziwy rosół czy inną zupę ugotowaną przez kucharkę, a nie z proszku przywiezionego w wiaderku z hurtowni. Rosół i flaczki były znakomite. Placek z gulaszem i de volaille takie, jak trzeba. Pierogi z jagodami sięgnęły szczytów. Do tego przemiła obsługa. To prawdziwy relikt starych czasów. Gorąco polecam. Korzystajcie, póki jeszcze istnieje.
An error has occurred! Please try again in a few minutes