Podczas eskapady do miasta Łodzi jak zwykle zgłodnieliśmy, a może my zawsze jesteśmy głodni? W każdym bądź razie często przejeżdżamy obok, więc postanowiłem tam zajrzeć. Lokal bardzo czysty i fajnie wystylizowany, widać że przejęli tę miejscówkę po lokalu spod złotych łuków ( if you know what I mean ;).
Szybko dostaliśmy karty i tak samo szybko zamówiliśmy burgery, Daytona i Hot Road, oba z dodatkowym boczkiem i frytami. Jeszcze szybciej nam je dostarczona, prawdziwy pit-stop. W karcie było napisane, że burgery wysmażają na medium. Dostaliśmy bardziej well done, ale jadałem gorszą wołowinę. Frytki niczego sobie, lecz trochę za suche w środku.
Godziny otwarcia lokalu sprawiają, że można tam wpaść o dość nietypowych godzinach jak na burgerownie, a umiejscowienie przy tak ruchliwej ulicy to niewątpliwie plus. Może pójdą śladem poprzedników i zrobią "Pit-Stop-Drive"?
Spory wybór burgerów, zwłaszcza ciemne bułki bardzo na plus. Burger smaczny, warty polecenia. Lokal w fajnym klimacie ala amerykańskie knajpy z lat 70-tych.
Zdecydowanie najlepsza burgerownia w Łodzi. Oddalona nieco od ścisłego centrum, przy tranzytowej trasie przez miasto, vis a vis hipermarketu Auchan, zajmuje lokal przestronny, który swoim wystrojem, zgodnie z nazwą, nawiązuje do wyścigów samochodowych. W ofercie kilka rodzajów burgerów, w ciemniej bądź jasnej bułce, można wybrać również stopień wysmażenia mięsa, a bułę zjeść w zestawie z frytkami i surówką bądź saute. Porcje słuszne a produkty świeże, co jest bardzo ważne przy tego typu daniu. Na szczególną uwagę zasługuje Fish Burger - mięso z łososia z dodatkami - wprost palce lizać! Bardzo smaczne frytki. Co zaskakujące, dania spoza listy burgerów nie zachwycają - grillowana pierś z kurczaka wyglądała na smażoną, do tego na głębokim oleju... Dania mogłyby być trochę cieplejsze, niestety często docierają na stolik letnie. Obsługa dyskretna, kulturalna i sprawna. Krótki czas oczekiwania na zamówienie, nawet podczas dużej liczby gości. Ceny przystępne, zbliżone do cen w innych lokalach tego typu. Moje jedyne zastrzeżenie jest takie, że ponieważ burger jest kłopotliwy w konsumpcji, kelnerki mogłyby nieco bardziej przyłożyć się do zadbania o czystość stolików i przestrzeni wokół nich.
Na późną kolację. Pit Stop ma jedną, ogromną zaletę. Można tu zjeść w tygodniu do godz. 23. Dla ludzi zapracowanych to naprawdę świetna wiadomość! W weekendy restauracja czynna jest jeszcze dłużej, czyli do północy.
Wystrój jest bardzo ciekawy - szklane stoły, pod nimi "fototapety" ze zdjęciami z Formuły 1. Wygodne czerwone kanapy, spora przestrzeń. Układ sali wygląda znajomo - kilka lat temu był tu McDondalds. Jedyna uwaga, która dotyczy wystroju - stół był wytarty brzydko pachnącą szmatą. Osobom o wyczulonym powonieniu (m.in. mnie) może to przeszkadzać. Poza tym nie jest fajnie jeść przy takim stole.
Jedzenie - wybór jest duży: burgery, steki, sałatki, pancakes, przekąski. Ceny - niskie. Za pełną kolację: dwa burgery, pancakes, herbata i lemoniada, zapłaciliśmy 50 zł.
Lemoniada jest robiona na miejscu i podawana w stylowej butelce- pyszna, z miętą, nie za słodka, nie za kwaśna. Burgery - mięso jest dobrej jakości, a dodatki świeże. Czepiam się krzywo pokrojonego pomidora - od profesjonalnego kucharza wymagam równego plasterka, a nie czegoś, co wyszło spod ręki średnio-zdolnego sześciolatka. Sałatka coleslaw jest dobra, ale również mogłaby być poszatkowana drobniej.
Pancakes z wyglądu nie przypominają puszystych, smażonych na suchej patelni amerykańskich placuszków, ale w smaku są naprawdę niezłe i - co ciekawe! - zbliżone do oryginału. 5 placków z syropem klonowym za 8 zł to naprawdę dobra cena!
No i największy atut tego miejsca - obsługa. Nam trafiła się miła, urocza i zabawna kelnerka, która znakomicie "ogarnęła" sytuację i zorientowała się, że skoro w trakcie naszej wizyty dołączyli do nas znajomi, to pewnie będziemy chcieli rozdzielić rachunki :). A więc do tego jeszcze bystra. Ze świecą szukać ludzi, którzy tak znakomicie odnajdują się w kontakcie z gośćmi. Siedzieliśmy do samego zamknięcia i miła pani zapytała czy możemy zapłacić, bo zaraz zamknie jej się system, ale oczywiście możemy siedzieć tak długo, jak nam się podoba. Zagadaliśmy się jeszcze 30 minut po zamknięciu, ale nikt nawet nie pisnął słowem.
Ja podsumuję: miłe miejsce z prostym jedzeniem na co dzień. Wygodny parking, wygodne kanapy - coś dla ludzi, którzy nie lubią utrudniać sobie życia. Porcje duże, naje się każdy.
Świetna relacja jakość-cena. Bardzo przyzwoite burgery!. Wstąpiliśmy do Pit Stopu, chcąc na chwilę wrócić duchem do Stanów. I nawet się udało. :) Wystrój bardzo schludny, spójny, wygodne kanapy.
Karta niezbyt długa, przejrzysta - zamówić możemy burgery (w tym z kurczakiem lub łososiem), steki, sałatki, słodkości... My przyjechaliśmy na burgery i wzięliśmy zwykłego Starter i z gorgonzolą Włochy Monza, w zestawie z frytkami (zwykłe lub belgijskie) i colesławem za odpowiednio 18 i 19 zł. Porcje duże, spokojnie można się najeść! Dobrze doprawione, sporo warzyw, absolutnie nie suche. I pojawiły się na stole dosyć szybko, dosłownie kilka-kilkanaście minut po napojach. Wprawdzie, w jednym zamówieniu zaszła pomyłka, ale naprawiono ją super szybko, zostaliśmy przeproszeni. Obsługa zresztą też bardzo miła, troskliwa, ale nie nachalna.
Jeśli wziąć pod uwagę, że zestaw w popularnym żółtym M kosztuje niewiele mniej, to nie ma co porównywać. Jakość jedzenia bardzo porządna.
Serdecznie polecam, naprawdę nie ma się do czego przyczepić.
Mogliby tylko dodać stojak na rowery. ;)
Burgerownia na uboczu. Jak wiadomo w piątek wieczorem w żadnej burgerowni w centrum miasta wolnego miejsca się nie uświadczy. Postanowiłem więc wstąpić do tej knajpy o całkiem fajnej nazwie.
Kiedyś to była knajpa, którą reklamuje pewien wesoły klaun. Teraz z poprzedniego wystroju zostało tylko umiejscowienie kas. Na środku sali stoi felga z ogromną oponą bolidu f1. Bardzo mi się to podoba. Jest czysto i schludnie.
Co do obsługi. Karty dostajemy do stolika, potem ktoś zbiera zamówienie i już możemy czekać na posiłek. Zrobienie burgera zajmuje tak z 20 minut. Nie jest źle.
Co tu zjemy? Głównie dania kuchni amerykańskiej. Na przykład steki. Za 20 złotych mamy wersję z kurczaka. Jest karkówka i schab z kością za 26. 400 gramów żeberek kosztuje 28 PLN. Co ciekawe można zamówić steka z łososia, ale kosztuje aż 38 złotych. Najdroższy jest t-bone za 58. Waga 450-500 gramów może niektórych pokonać. 200 gramów polędwicy wołowej jest wycenione na aż 56 złotych. No ale nie samym mięchem człowiek żyje. Może na przykład ktoś ma ochotę na pancaka? Najbogatsza wersja z nutellą, marshmallows i bitą śmietaną kosztuje 13 złotych. Dostaniemy wtedy niezłe słodkie danie, trochę dziewczyńskie. Może posłużyć też jako deser po burgerze. Są także sałatki, których raczej nie jadam. Najprostsza z jajem kosztuje 16 złotych, ale taka w której zjemy 100 gramów grillowanego łososia jest wyceniona aż na 28 złotych, co uważam za grubą przesadę. To już lepiej wziąć największego burgera. No właśnie... Burgery. Jest wersja dla wegetarian z kotletem z czerwonej fasoli. Fish burger ma siekanego łososia. Szczerze mówiąc, nie za bardzo podszedł mi do gustu. Jakoś mi nie pasuje. Zwłaszcza, że kosztuje 25 złotych. Najzwyklejszy burger kosztuje 18 złotych. Jest kilka wersji z nazwą z torów wyścigowych. Monza ma gorgonzolę i pesto, Daytona boczek i sos bbq, a Le Mans panierowanego camemberta i żurawinę. Bardzo smaczny jest Texas Austin. Oprócz mięsa zawiera grillowanego ananasa. Jest naprawdę bardzo smaczny. Wyjątkowo głodni mogą zjeść monster trucka, w którym znajdziemy słuszną porcję 400 gramów mięsa.
Burgery tu podawane są całkiem niezłe. Mają fajne dodatki i są zrobione z pomysłem. Cieszę się, że jest ta największa wersja. Podoba mi się Monza. W dodatku każda buła podawana jest w zestawie z sałatką i frytami. No cóż, te dodatki takie najwspanialsze to nie są. Frytki były ostatnio co najwyżej średnie. Trochę niedopieczone w środku. Sałatka miała nieco wodnisty sos. Mięso w burgerze było też ostatnio trochę zbyt mocno wypieczone. Przynajmniej dla mnie. Większość klientów jednak będzie zadowolona. Nie każdy lubi wcinać prawie surowe mięcho. Poza tym klasyczny burger bez zestawu kosztuje 15 złotych (3 złote za zestaw)! Jakby cena była wyższa o piątaka, to pewnie bym się mocno zawiódł, a tak, to jestem nawet zadowolony. Nie oczekiwałem nic więcej. Burgera z łososiem bym drugi raz na pewno nie zamówił i jego odradzam. Ale już Texas Austin mogę spokojnie polecić. Uwzględniając wszystkie plusy i minusy, dam trzy gwiazdki. No może 3,5. Z pewnością jednak tu jeszcze wpadnę, albo zamówię sobie bułę do domu.
An error has occurred! Please try again in a few minutes