Sora, koreańska restauracja niegdyś działająca przy ul. Polnej, niedawno otworzyła się przy ul. Wroniej. I bardzo dobrze, że to miejsce powróciło, gdyż serwuje przepyszną i przede wszystkim niezwykle autentyczną kuchnię, o czym świadczy chociażby liczba warszawskich Koreańczyków stołujących się właśnie tam (a podobno jest to naród, który unika obcych kuchni i wszędzie ciągnie do swojej).
Wnętrze restauracji nie przypadło mi do gustu - jest sztywno i elegancko trochę w starym stylu, a główną ozdobą jest... fototapeta z Warszawą (trochę dziwne że nie z Seulem, czy innym tamtejszym miastem no ale ok, widocznie właściciele lubią naszą stolicę :)). Na szczęście nie o wnętrze tu chodzi i mogę im wybaczyć, że nie jest ani ładnie, ani ciekawie.
Wielki plus za obsługę - koreańsko-polska (i, sądząc po nieśmiałym akcencie naszej kelnerki, ukraińska) ekipa działa bardzo sprawnie, a przy tym nienarzuca się. Nad wszystkim czuwa, zdaje się, pani właścicielka, która pod koniec posiłku podeszła z nami porozmawiać, wyraźnie zachwycona, że smakuje tu nie tylko Koreańczykom. Bardzo kibicuję, żeby wielu Polaków tu zaglądało, i to nie tylko takich, którzy już wiedzą, że lubią koreańskie smaki, ale też takich, którzy nie boją się odkrywać nowości :) Na zachętę dodam, że można sobie zbierać pieczątki i za 5 i 10 zamówienie dostać gratisowe dania.
Karta to kwintesencja kuchni koreańskiej (ja się nie znam, ale luby twierdzi, że jest wszystko, co naprawdę je się w Korei) + świetnie wyglądające sushi. Mamy zatem wiele zup podawanych w czarnych naczynkach z ryżem oddzielnie i dania mięsne na oryginalnych półmiskach. Spokojnie można się wszystkim dzielić - obsługa przynosi małe talerzyki i miseczki. Menu jest dość mocno rozbudowane, więc w gąszczu nieznanych mi nazw (na szczęście opisanych także po polsku) dość długo błądziłam, szukając dania idealnego. Ostatecznie jako przystawkę jedliśmy bardzo smaczne kimchi (czyli pikantną fermentowaną kapustę pekińską) - porcja może nieco mała jak na 10 zł, ale warto spróbować, jak ta kapusta powinna tak naprawdę smakować.
Potem przyszła kolej na bardziej treściwe dania. Bardzo smaczna, aromatyczna zupa denjang chige, czyli wywar sojowy z owocami morza i tofu, podawana z ryżem - danie naprawdę mogę polecić, choć jak dla nas mogło być jeszcze trochę ostrzejsze. Porcja w sam raz do podzielania na 2 małe miseczki (33 zł). No i wreszcie hit - Bulgogi, czyli paseczki wołowiny w lekko słodkiej marynacie sojowej, podawane na dużym półmisku, zmieszane z odrobiną warzyw i makaronu sojowego. Dla mnie bomba. Nie wiem, kiedy ostatnio smakowało mi tak jakieś danie i czy kiedykolwiek jadłam lepszą wołowinę. Przepyszne, warte każdej ceny (a kosztowało chyba 28 zł).
Inne dania, jak zupa kimchi czy bibimbap też bardzo mnie zainteresowały, więc na pewno jeszcze na nie wrócę. Cenowo może nie na codzienny obiad, ale też nie ma tragedii, zwłaszcza, że naprawdę czuć jakość dań. A, i jeszcze miły gest na koniec - do rachunku dostaliśmy porcyjkę świeżych owoców na orzeźwiające zakończenie kolacji :)
An error has occurred! Please try again in a few minutes